Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Żarnowiecki - Z kolegami zbudował osadę, a później czołgi dla wojska (ZDJĘCIA)

Wojciech Koerber
Akademickie MŚ Berlin 1951. Od lewej Z. Schwarzer, E. Schwarzer, H. Jagodziński i Z. Żarnowiecki
Akademickie MŚ Berlin 1951. Od lewej Z. Schwarzer, E. Schwarzer, H. Jagodziński i Z. Żarnowiecki fot. archiwum zbigniewa żarnowieckiego
Niewiele brakowało, a pierwszymi bohaterami z regionu na olimpijskim pudle byliby oni. Wrocławscy wioślarze. Czwórka ze Zbigniewem Żarnowieckim, braćmi Zbigniewem i Edwardem Schwarzerami oraz Henrykiem Jagodzińskim.

UWAGA! ARTYKUŁ POWSTAŁ W 2012 ROKU!

Pierwszy dolnośląski medalista olimpijski? Zmarły 9 marca Marian Kuszewski z maleńkiego Kolejarza Wrocław, w którym do dziś szermiercze talenty wyszukują, a następnie dostarczają opiekunom kadry fechmistrz Zbigniew Koerber (floret) i Jarosław Dzikowski (szpada). Ostatnio w dresy z orzełkiem ubrali Andrzeja Rządkowskiego oraz Pawła Golca i wysłali na ME kadetów. Być może to przyszli olimpijczycy. Jak Kuszewski, który przywiózł dwa srebra - z Melbourne (1956) i Rzymu (1960). Zdobywał je z drużyną szablistów, którą tworzyli też Jerzy Pawłowski, Andrzej Piątkowski, Wojciech Zabłocki, Zygmunt Pawlas, Emil Ochyra i Ryszard Zub. Niewiele jednak brakowało, a pierwszymi bohaterami z regionu na olimpijskim pudle byliby oni. Wrocławscy wioślarze. Czwórka ze Zbigniewem Żarnowieckim, braćmi Zbigniewem i Edwardem Schwarzerami oraz Henrykiem Jagodzińskim. Jak się ta czwórka formowała?

- Na Dolny Śląsk pokonałem drogę z Przemyśla - mówi Żarnowiecki. - Przed wojną ojciec służył w 26. Pułku Piechoty w Gródku Jagiellońskim, a mama ze mną i z córką przeszła granicę w Przemyślu i osiadła w Starachowicach. Tam spędziliśmy okupację, tam wstąpiłem w 1943 do AK, byłem w 3. Pułku Piechoty Legionów, brałem udział w akcji Burza. W 1945 ojciec się pokazał. W Trzebnicy, o czym dał znać przez rodzinę. To był lipiec 1945. I ja tam poszedłem do liceum - dodaje.

Właśnie w tym trzebnickim liceum spotkał się Żarnowiecki z braćmi Schwarzerami. Jako przyszli ludzie wody nadawali na tych samych... falach. - Oni byli repatriowani ze Lwowa i rzeczywiście przypadliśmy sobie do gustu. A jako młodzi ludzie szukaliśmy wyżycia się w sporcie. W tym samym roku zrobiliśmy maturę i w 1946 poszliśmy na studia do Wrocławia. Ja na wydział mechaniczny Politechniki Wrocławskiej, Edek na rolnictwo (PWr i UWr), a Zbyszek na Wyższą Szkołę Wychowania Fizycznego - wylicza olimpijczyk. Trzech do brydża, tzn. do łodzi, już mamy. Szukamy zatem czwartego. No i przystani, na którą trzeba jeszcze trafić.

- No właśnie. Najpierw tośmy się próbowali zaczepić w pływaniu, także w koszykówce. Ostatecznie Edek na wioślarkę nas jednak namówił. Pokazaliśmy się na przystani AZS-u i zwerbowaliśmy na początek kolegę z budownictwa. Po roku jednak zrezygnował, bardziej go żagle pociągały. Poznaliśmy też jednak Henryka Jagodzińskiego, który świetnie pływał bez wioseł, i on dał się namówić.

Bujwid: Zrobię z was mistrzów Europy. Warunek jest jeden. Nie ma palenia, picia i co tam jeszcze na "p"

Bo myśmy się sami kompletowali. Byliśmy w AZS-ie żółtodziobami, rezerwową osadą - tłumaczy nestor.
Czwórka jest, już wiosłuje, trzeba się zatem sprawdzić w warunkach bojowych. Czy na prawdziwych falach też nadaje jak należy. No i czy w jednym kierunku. W 1948 roku przy okazji Wystawy Ziem Odzyskanych rozegrano we Wrocławiu akademickie mistrzostwa Polski. Zjechali się najlepsi z Krakowa, Warszawy, Torunia, Bydgoszczy, Włocławka. - Myśmy w czwórkach wygrali zdecydowanie. Pokonaliśmy warszawiaków i krakusów, których trenował wówczas Jan Bujwid, adiunkt na Akademii Medycznej - przypomina Żarnowiecki.

Zwracamy Waszą uwagę na to nazwisko. Otóż był trener krakowian jednym z sześciorga dzieci Odona Feliksa Bujwida. Tego, który ma swoją ulicę na wrocławskim Śródmieściu, przy akademikach Kredka i Ołówek. Pierwszego polskiego bakteriologa, profilaktyka lecznictwa, mającego na koncie pionierskie szczepienia przeciw wściekliźnie. Żona jego, Kazimiera, zapisała się natomiast w historii kraju jako ważna postać pierwszej fali ruchu feministycznego. A przy tym sześcioro dzieci powiła.
- I to właśnie trener Jan Bujwid, syn Odona, po naszym zwycięstwie podszedł i powiedział: "Słuchajcie, chłopcy, w ciągu dwóch lat zrobię z was mistrzów Europów. Warunek jest jeden - musicie się absolutnie podporządkować. Nie ma picia, palenia i co tam jeszcze na »p«. Przenoszę się do Wrocławia i zaczynamy trening." I w 1949 się za nas wziął. Zostaliśmy w Bydgoszczy pierwszą czwórką mistrzostw Polski - zaznacza wioślarz.

W tym samym 1949 roku wrocławska osada w ustalonym składzie zdobyła srebrny medal akademickich MŚ w Budapeszcie. - Tylko Węgrom ulegliśmy. Oni ten Dunaj znali bardzo dobrze - tłumaczy sportowiec okoliczności przyrody. Dwa lata później w Berlinie powtórka z rozrywki. Znów srebro akademickich MŚ. Żarnowiecki dokłada też drugie miejsce w dwójce.
Plany zdobycia mistrzostwa Europy zaczęły się jednak komplikować. - W 1951 roku nasz trener Bujwid stał się persona non grata, bo zdecydowanie wyrażał się na temat panującego w kraju ustroju. I już Bujwida z nami nie puszczali. Ani na zawody do Moskwy, ani na igrzyska do Helsinek (1952). Dochodzimy zatem do wątku olimpijskiego. Piąte miejsce naszej czwórki w finale (na pięć osad) żadnego jej członka nie zadowoliło. Faktycznie mieli tam pecha.

- To, że w Helsinkach nie było z nami trenera, bardzo zaważyło na naszych wynikach. Poza tym podczas transportu kolejowego przez ZSRR, Wilno, Leningrad zniszczeniu uległa nasza łódź. Ktoś po niej chodził, ktoś ukradł brezent, była cała popękana. Zajęliśmy się najpierw jej reperowaniem, ale wstyd było startować. Nieco wcześniej ktoś niby zamówił dla nas nową łódkę i ona do Helsinek dotarła, choć przeznaczona była chyba dla innej, lżejszej załogi. No i na tej nieobjeżdżonej łodzi zajęliśmy w przedbiegach trzecie miejsce, tracąc 0,2 sek. do drugiej osady. A tylko dwie dostawały się do półfinału. Trafiliśmy więc do repasaży, które trzeba już było wygrywać. Pierwszy wygraliśmy ładnie, w drugim też byliśmy najlepsi, ale po nim fizycznie już wyczerpani. Dr Sidorowicz przebadał nas i powiedział: "Chłopcy, ja już wam nic nie pomogę. Przetrenowaliście się". Taki był efekt braku trenerskiej opieki - wspomina Żarnowiecki.

W finale nasza osada wyszła z bloków nieźle, początkowo płynęła druga. Szybko zaczęło jednak wychodzić szydło z worka. Rączki drętwiały, konkurenci zaczęli Polaków wyprzedzać. Piąta pozycja. Po powrocie z igrzysk trzeba było iść do pracy, stąd tak szybkie zakończenie kariery, a raczej przygody, przez Żarnowieckiego. W wieku 25 lat. - Żadnych pieniędzy wtedy we wiosłach nie było. Myśmy tylko dostawali tzw. dożywianie - półlitrowy kubek mleka i dwie bułki z serem. To było nasze hobby po prostu, szukaliśmy ujścia dla temperamentu. Gdy mieliśmy już dyplomy skończenia studiów, ja poszedłem do Gliwic, do zakładu Łabędy. Edek wyjechał do gospodarstwa rolnego w Jeleniej Górze, a Zbyszek i Heniu zostali we Wrocławiu, nawet jeszcze kolejne igrzyska obskoczyli. Dobra to była dwójka, dryblasy - konstatuje przyjaciel.

Istotnie - były to dryblasy na medal. W Melbourne (1956), w dwójce ze sternikiem Bertholdem Mainką, zajęli czwarte miejsce z czasem 8:26.1. Do zwycięskiej osady USA zabrakło 5,4 sek. Rok później stanęli już jednak na pudle ME w Duisburgu. Na najniższym stopniu. Championami Starego Kontynentu nie zostali, jak chciał Bujwid, ale medalistami - jak najbardziej. Może z jego pomocą byliby o stopień, dwa wyżej. Dodajmy, że był też Zbigniew Schwarzer (rocznik 1928) 19-krotnym mistrzem kraju, a później wybitnym szkoleniowcem, wiceprezesem PZTW, organizatorem pierwszych specjalizacji trenerskich z wioślarstwa, autorem wielu prac. Jego podopieczni wywalczyli dwa brązowe krążki ME, uczestniczyli w finałach IO oraz MŚ. Szefował też m.in. Regionalnej Radzie Olimpijskiej, a gdy zmarł w kwietniu 2008 roku, schedę po nim przejął Mieczysław Łopatka.

Jagodziński (rocznik 1925), 18-krotny mistrz Polski, zmarł w styczniu 2002 roku w Warszawie. Był m.in. dyrektorem Departamentu Budownictwa Przemysłowego w Ministerstwie Budownictwa, przez kilka lat budował Abudżę, od 1991 roku stolicę Nigerii. W Opolu do dziś mieszka Edward Schwarzer, który - ciekawostka - jest również wicemistrzem Polski w 10-boju z 1948 roku z rekordem życiowym 4365 pkt. W kwietniu 2011 roku wygłosił nawet płomienną przemowę w Auli Leopoldyńskiej UWr przy okazji obchodów Centralnych Dni Olimpijczyka.

Żarnowiecki trafił do wspomnianych Gliwic, gdzie w Zakładach Mechanicznych Bumar-Łabędy wspinał się szczebelek po szczebelku na najwyższe stanowisko. Był głównym technologiem, głównym inżynierem, dyrektorem technicznym, aż w końcu dyrektorem naczelnym w latach 1980-86. - Później wyjechałem do Indii, gdzie przez cztery lata budowałem duży zakład czołgowo-zbrojeniowy dla armii indyjskiej. Po powrocie prowadziłem jeszcze własne spółki cywilne, doradcze etc. - mówi. Również był przed rokiem w Auli Leopoldyńskiej. Wyprostowana sylwetka, sprawność młodzieniaszka, świetna pamięć - wciąż tak się prezentuje. Żona Bożena także pracowała w Łabę-dach. Syn Jacek (rocznik 1957) jest inżynierem mechanikiem w gliwickiej fabryce Opla od początku jej istnienia. Jest też troje wnucząt. Jędrzej, licealista, to slalomista, narciarz zjazdowy. Zapamiętajcie - Jędrzej Żarnowiecki. Wnuczka jest po geografii, druga na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Jak widać, wioślarze wychodzą na ludzi.

Zbigniew Żarnowiecki

Urodził się 15 kwietnia 1927 roku w Przemyślu. Olimpijczyk z Helsinek (1952), gdzie zajął piąte miejsce w finale czwórek bez sternika (czas 7:28.2, partnerami byli Henryk Jagodziński, Edward Schwarzer i Zbigniew Schwarzer). Wcześniej zajęli 3. miejsce w przedbiegach (6:43,0), 1. miejsce w repasażu (6:45,9) i 1. w kolejnym repasażu (6:43,0). Wygrała Jugosławia (7:16,0). Akademicki wicemistrz świata z 1949 (Budapeszt) i 1951 roku (Berlin). 7-krotny mistrz kraju. Po zakończeniu kariery podjął pracę w Zakładach Mechanicznych Bumar-Łabędy, będąc w latach 1980-86 naczelnym dyrektorem. Mieszka w Gliwicach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska