Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Być jak Boruc

Arkadiusz Franas, zastępca redaktora naczelnego
Arkadiusz Franas, zastępca redaktora naczelnego "Polski-Gazety Wrocławskiej"
Arkadiusz Franas, zastępca redaktora naczelnego "Polski-Gazety Wrocławskiej" Paweł Relikowski
Od kiedy na świecie pojawił się pierwszy urzędnik, reszta wiedziała, że dobrze mieć go za przyjaciela. I tak jest przez kilkaset lat. Na całym świecie. Zarówno w Azji Mniejszej, Afryce Równikowej, Karaibach, Europie Zachodniej, jak i na Podlasiu.

Wyjątkiem jest może Antarktyda, ale tam rządzą pingwiny cesarskie z fokami Weddella i obyczaje mają bardziej naturalne. Znaczy się - jak coś mi się nie podoba, to w dziób.
Na szczęście we Wrocławiu klimat mocno cieplejszy, zachowania bardziej cywilizowane i "przyjaźń" międzyludzka kwitnie w najlepsze.

Opowiadanie podczas kampanii wyborczej, że teraz urząd ma być przejrzysty, jak głosił to Rafał Dutkiewicz kilka lat temu, starając się zdobyć poparcie wrocławian, to obietnica z serii wałęsowskich "100 milionów dla każdego". Dobrze brzmi, ale jeszcze się taki geniusz się nie urodził, który by to zrealizował. Jeszcze raz więc powtórzę - Wrocław nie jest żadnym wyjątkiem i "telefon do przyjaciela" to ulubiona forma pomocy stosowana przez niektórych biznesmenów.

Jak zdobywa się przyjaźń magistrackich urzędników? Może czasami na piękne oczy skrywane pod powłóczystymi rzęsami, a czasami inaczej. Ale to już pytanie do prokuratora i on powinien się tym zająć.
Mnie chodzi o coś innego. Jak się "przyjaźni" nie da wyplenić całkowicie, to trzeba mieć odwagę o niej mówić. Bo u nas jest tak moda, że jak się pojawi jakiś zarzut wobec urzędnika, to w odpowiedzi słyszymy na przykład: ten pan (pani) u nas nie pracuje, zwolnił się na własną prośbę. Nikt tylko nie dodaje, że zrobił to 5 minut przed komunikatem. A sam poprosił o dymisję, bo już ma obiecaną lepiej płatną robotę u "przyjaciela".

A ja czekam na moment (oj naiwny, naiwny, naiwny - podśpiewują mi za uchem), gdy taki pan na urzędzie, który nie zauważył, że pod jego okiem kwitnie "przyjaźń", powie niczym Artur Boruc, gdy puścił nieziemską szmatę w meczu ze Słowacją: zawaliłem, nie ma o czym gadać. Bo jak się przyzna, to wtedy faktycznie nie będzie o czym gadać. Błędy popełnia każdy. Nawet... Artur Boruc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska