Długa na ponad trzy kilometry ulica o barwnej przeszłości. Dla niektórych jest niczym więcej, jak kolejną nazwą w spisie na odwrocie mapy, dla innych codzienną drogą do pracy. Znana wrocławianom lepiej lub gorzej ulica Powstańców Śląskich kryje wiele ludzkich historii. Postanowiłam powędrować między betonowe ściany bloków i dowiedzieć się, jak to jest żyć i pracować właśnie tam.
Z początku moja wyprawa nie wyglądała najszczęśliwiej. Wiatr duł niemiłosiernie, przynosząc przenikliwy chłód. Niewielu ludzi w taką pogodę chciało wyściubić nos z domu choć na chwilkę. Udałam się więc do kwiaciarni przy bramie numer 112. Spotkałam tam wesołą panią sprzedawczynię, ubraną w kolory równie optymistyczne, jak jej podejście do życia.
- Pracuję tu od trzydziestu lat - zaczęła swoją opowieść Krystyna Cześniewicz, gdy usadowiłyśmy się na zapleczu. - Dlaczego wybrałam pracę przy kwiatach? Wszystko zaczęło się od mojej miłości do operetek.
Tamtego dnia pani Krystyna poszła na "Wiedeńską krew". W trakcie spektaklu dojrzała na scenie pewnego urodziwego aktora. - Po przedstawieniu ten sam aktor poprosił mnie do siebie - mówi pani Krystyna z lekkim rumieńcem. - Musiałam mu się spodobać. No, w końcu byłam niebrzydka - śmieje się kwiaciarka, wskazując na zdjęcie młodej dziewczyny z burzą jasnych włosów. - Zaproponował mi... pracę w kwiaciarni. Zgodziłam się.
Był to państwowy sklep zieleni miejskiej. Ten sam, w którym spotkałam panią Krystynę. Po przedstawieniach, dzięki nowej florystce, do rąk aktorów trafiały kosze pełne kwiatów. I chociaż później kwiaciarnia zmieniła właściciela, sprzedawczyni została ta sama. - Wtedy wspaniale się tu pracowało. Niedaleko stał bank PKO, a z drugiej strony Poltegor. Stamtąd przychodziło mnóstwo zamówień. Na imprezy firmowe chociażby. Prawdziwe hurtowe zakupy - wspomina.
W tej chwili jest trochę ciężej. Przeważają pojedynczy klienci.
- Nie chcę narzekać - stwierdza kwiaciarka. - Mam wielu stałych klientów i mogę śmiało powiedzieć, że wszyscy się tu znamy. Kiedyś nawet naczelnik urzędu skarbowego przychodził do mnie kupować kwiaty - dodaje z dumą.
Jakiś czas temu do kwiaciarni przyplątał się mały, czarny piesek. - Przygarnęłam go i nazwałam Emi. Pamiętam, jak ludzie przychodzili do mnie i pytali: "Jest pan dyrektor Emi?". Jak odpowiedziałam, że nie, z udawanym obruszeniem stwierdzali: "To nie kupuję!" - śmieje się kobieta.
Do sklepu pani Krystyny prawie nie dociera hałas z ruchliwej ulicy. Sklep stoi na uboczu, ale i tak niedawno ktoś się do niego włamał.
- Chociaż tyle, że to był porządny złodziej - mówi kwiaciarka. - Bo szukał tylko pieniędzy i nie narobił szkód.
Kolejnym przystankiem na mojej drodze okazał się zespół szkół im. Mikołaja Kopernika przy ul. Drukarskiej 50. Tam spotkałam Annę Rybark, wicedyrektorkę. - Mieszkam dziesięć minut drogi stąd. Nieopodal zajezdni. I muszę powiedzieć, że naprawdę dobrze mi się tu żyje - stwierdza nauczycielka. - Do hałasu, zwiększonego jeszcze sąsiedztwem zajezdni, można się przyzwyczaić. To odgłosy życia, a przynajmniej ja je tak nazywam - uśmiecha się kobieta.
Pani Anna żyje szkołą. Uwielbia pracę z ludźmi i spełnia się w tym, co robi. Jak sama mówi, zawodowo przeszła tu wszystkie szczeble, od nauczycielki do wicedyrektorki. A prywatnie?
- Uwielbiam drugą część parku Południowego. Tę dzikszą. Zresztą do całego parku mam sentyment. W końcu chodziłam tam na spacery z dziećmi, gdy jeszcze były małe - wspomina.
Sąsiedzi też trafili się niezgorsi. Nawet studenci, ponoć z natury hałaśliwi, nie dają się we znaki. - Pewnego razu, gdy urządzali imprezę, to nas na nią zaprosili. Stwierdziliśmy jednak, że nie będziemy im psuć nastroju - śmieje się pani Anna.
Prawie każdy z sąsiadów ma psa. Gdy rozmawiają między sobą i chcą powiedzieć coś o osobie, której nazwiska nie znają, rzucają rasę psa, którego posiada. - Nie oznacza to, że nie zdarzają się nocne krzyki niesione po rurach. Ale to normalne w takim ludzkim skupisku - mówi kobieta.
Wychodząc ze szkoły, udałam się na plac Powstańców Śląskich. Pogodzie zmienił się nastrój i już tylko od czasu do czasu czułam deszczowe podmuchy. Nieopo-\dal najstarszej kamienicy na rondzie spotkałam jej mieszkankę. - Tak, kamienica jest bardzo ładna. Szkoda, że brak w niej ogrzewania - stwierdza z przekąsem Ewelina Zdaniewicz.
Cienkie ściany, wysokie na cztery metry sufity i przewaga starszych osób. Tak pokrótce wygląda charakterystyka kamienicy pani Eweliny. - Chociaż cienkie ściany mają swoje radosne strony - mówi. - Pewnego razu, gdy brałam kąpiel, usłyszałam zza kafelków okrzyk: "Bin Laden, gdzie się schowałeś?!". Okazało się, że to moja sąsiadka wybrała nietypowe imię dla swojego kota...
Gdy zapytałam o ulubione miejsca w okolicy, dowiedziałam się, że najbliższa ulubiona okolica jest w Rynku. - Co mi przeszkadza? Zdecydowanie deficyt barów na rondzie - mówi dziewczyna. - Ale chociaż park niedaleko. Tylko Sky Tower trochę mi nie pasuje do kompozycji.
Kierując się już w stronę przystanku, w parczku na rondzie spotkałam Pawła Miszczyka na spacerze z psem. - Czasem rano czuję się tu jak w prologu amerykańskich filmów. Wstaję, piję mocną kawę i idę pooglądać ptaki nad wodą w parku - mówił, odprowadzając mnie na przystanek. - Mimo to trochę się tu nudzę. Chciałbym wyjechać, zobaczyć kawałek świata. Zmienić klimat.
Panu Pawłowi podoba się Sky Tower, bo kojarzy mu się z Los Angeles, które chętnie by odwiedził. - Nawet nie znam zbytnio swoich sąsiadów. Czasem tylko chodzę do okolicznych klubów. Wtedy trenuję angielski i niemiecki w rozmowach z Hiszpanami i Włochami, których całkiem tu sporo.
Okolice Powstańców Śląskich to dla niego szara, hałaśliwa monotonia. Wygląda na to, że moi wcześniejsi rozmówcy niekoniecznie zgodziliby się z tą opinią. A przecież to ta sama ulica.
W dzisiejszej Gazecie Wrocławskiej dodatek specjalny poświęcony ul. Powstańców Śląskich! Znajdziecie w nim archiwalne zdjęcia, przeczytacie między innymi o tym, kto podłożył bombę na rondzie i jaka przyszłość czeka jedną z najdłuższych arterii w mieście. Polecamy!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?