Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Logan zatrzymany, mistrz zablokowany

Michał Lizak
Donald Copeland (z piłką) przyćmił byłego lidera PGE Turowa Davida Logana
Donald Copeland (z piłką) przyćmił byłego lidera PGE Turowa Davida Logana Marcin Oliva Soto
PGE Turów - Asseco Prokom Sopot 80:59. Zgorzelec potwierdził, że chce złota.

Mecz na szczycie na pewno nie rozczarował. Było całkiem sporo emocji (choć końcowy wynik tego nie pokazuje), dużo efektownych akcji i indywidualnych popisów. Ale pewne też jest jedno - obie ekipy stać na jeszcze lepszą koszykówkę.

Przed samym spotkaniem w obu drużynach nie narzekano na brak problemów. W ekipie gospodarzy aż trzech zawodników (Bryant Bailey, Chris Daniels i Damir Milijković) miało objawy zatrucia pokarmowego. W komplecie wylądowali w szpitalu, skończyło się to wszystko kilkugodzinnymi kroplówkami. W efekcie Baileya w ogóle nie było w meczowej dwunastce, a dwaj pozostali byli dalecy od optymalnej formy.

Po stronie gości brakowało przede wszystkim trenera Tomasa Pacesasa, który z powodu kłopotów rodzinnych wyjechał na Litwę.
- Na pewno brak pierwszego trenera ma wpływ na zespół. David Dedek to dobry szkoleniowiec, ale drużyna zawsze odczuwa taką nieobecność. To musiało mieć wpływ na przebieg meczu - zauważał po spotkaniu Saso Filipovski.

Szkoleniowiec PGE Turowa przed samym meczem serdecznie przywitał się z liderem Asseco Prokomu Davidem Loganem, niedawnym gwiazdorem PGE Turowa, ale potem sentymentów już nie było.
- Właśnie ograniczenie poczynań Logana było naszym głównym zadaniem. Na to się przede wszystkim nastawiliśmy i chyba udało się to zrealizować - oceniał po spotkaniu Robert Witka z Turowa.

Rzeczywiście - to był jeden z kluczowych elementów gry. Logan poszalał w pierwszych minutach, potem Krzysztof Roszyk wybił mu z głowy popisy. Choć często na jego powstrzymanie pracowała cała drużyna.
Sam mecz tylko przez pierwsze minuty przebiegał pod dyktando gości, a z biegiem czasu konsekwencja w grze i przede wszystkim olbrzymi potencjał gospodarzy wzięły górę.

Filipovski ma naprawdę duży komfort pracy - nawet młodzieżowiec w II kwarcie błysnął formą (trzy trójki!).
- Denerwowałem się już dzień przed meczem. Cieszę się, że nie dałem plamy - mówił Bochno.
Błyszczeli także wysocy (ależ bloki Turka i Townesa - w sumie 11!), a klasą dla siebie był Donald Copeland - nowy lider z prawdziwego zdarzenia.

I tylko Saso Filipovski znowu kręcił nosem:
- Cieszę się, że wygraliśmy, ale my naprawdę możemy grać znacznie lepiej. Każdy z naszych graczy ma spore możliwości - wszystkiego, co potrafią, jeszcze nie pokazali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska