Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mamy Bitelsów na Dolnym Śląsku

Urszula Romaniuk
Czyż nie są podobni do czwórki z Liverpoolu?
Czyż nie są podobni do czwórki z Liverpoolu? Archiwum prywatne zespołu
Garnitury szyte na miarę, buty prosto z Liverpoolu, peruki i stylizowany na lata 60. sprzęt. To Bitelsi z Polkowic i z Wrocławia.

Kiedy piętnaście lat temu polkowiczanin Gracjan Machnicki obejrzał film Radosława Piwowarskiego "Yesterday", o grupie młodzieży z lat 60. gdzieś w Polsce, jednego był pewien:
- Postanowiłem rozpowszechniać w naszym kraju muzykę z tamtego okresu - wspomina.
Muzyki, jak dodaje, słuchał od dzieciństwa. Ojciec nauczył go grać na gitarze. Dziesięć lat temu Gracjan zaczął spełniać swoje marzenie, czyli grać z zespołem muzykę lat 60., między innymi Czerwonych Gitar. Ale przede wszystkim słynnej czwórki z Liverpoolu.

Fascynacja Bitelsami była tak silna, że pewnego dnia zabrał namiot, śpiwór i pojechał do Liverpoolu na festiwal, żeby zobaczyć ludzi z całego świata tak samo zakręconych na punkcie Bitelsów jak i on. Tam podpatrzył sposób, w jaki inni naśladują mistrzów. Wizję zamienił potem w rzeczywistość: miało być jak najbliżej oryginału.
- Występujemy w butach sprowadzonych z Liverpoolu, perukach... damskich, ale dobrze przystrzyżonych i garniturach szytych na miarę - wymienia Machnicki. - Od pewnego czasu mamy też sprzęt tego samego modelu, co Bitelsi.

Gitary, wzmacniacze i perkusja przyleciały z Anglii i ze Stanów Zjednoczonych. Od ośmiu lat zespół występuje pod nazwą The Postman. I jest to jedyny zespół w Polsce, który do perfekcji opanował styl gry i zachowania Bitelsów na scenie.
W obecnym składzie The Postman to: polkowiczanie Gracjan Machnicki (George Harrison) i Sławomir Turliński (Paul McCartney) oraz wrocławianie Grzegorz Markocki (John Lennon) i Marcin Wojtowicz (Ringo Starr).
- Uczyłem się jego ruchów, a przede wszystkim specyficznego sposobu grania. W przejściach bardzo fajnie podkreślał zagrywki gitarowe - mówi Marcin-Ringo, który, poza występami z kolegami, prowadzi jeszcze pracownię muzyczną.
Bitelsami zafascynował się, gdy poznał Gracjana. Odpowiadają mu klimaty tamtych czasów. Energia i naturalność. I ta magia na scenie.
Podobnie było z Grzegorzem-Johnem. Lubił zespół z Liverpoolu, ale dopiero w The Postman, gdy dokładniej poznał jego twórczość, dużo się nauczył. Przede wszystkim pokory.
- To była czwórka mądrych facetów z wizją nie tylko na muzykę, ale też na świat - zamyśla się na chwilę Grzegorz Markocki. - Bitelsi to nie tylko rock and roll.

Sławka-Paula koledzy nazywają McCarton, bo przez pewien czas woził wzmacniacz basowy właśnie w kartonowym pudełku. Przyzwyczaił się już do tego. On jeden z całej czwórki nie był fanem Bitelsów:
- Ale potem ich pokochałem - wyznaje.
O życiu prywatnym The Postmani niewiele chcą mówić. Są skromni, nawet małomówni. No, może poza Gracjanem Machnickim, najdłużej związanym z zespołem. Ma żonę Magdę i jedno dziecko. Nie ukrywa, że jest trochę konserwatywny i nie zawsze podąża za modą.

Grzegorz Markocki z muzyki się utrzymuje, choć bliski mu jest też film, szczególnie kino niezależne. Ma dziewczynę, o imieniu Magda, o czarnych, skośnych oczach. Marcin Wojtowicz jest jeszcze kawalerem i też zawodowo zajmuje się muzyką. Prowadzi nawet pracownię muzyczną. Sławomir Turliński ma żonę Kamilę i dwoje dzieci. Pracuje w polkowickiej firmie produkcyjnej.
Na scenie zdarzały się ekscesy.
- Raz, już pod koniec występu, dziewczyny wpadły na scenę. Innym razem rzucały garderobą. Biustonosze spadały na statywy od mikrofonów.
Ich największe marzenie? Zobaczyć na żywo występ Paula McCartneya.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska