Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Gościniak - Chciał bujać w obłokach, więc został gwiazdą. Z galerii sław

Wojciech Koerber
2004 rok. Selekcjoner Stanisław Gościniak szykuje Polaków do igrzysk w Atenach (miejsca 5-8)
2004 rok. Selekcjoner Stanisław Gościniak szykuje Polaków do igrzysk w Atenach (miejsca 5-8)
Marzeniem jego było zostać lotnikiem, skończyło się w ten sposób, że latał przy siatce, ewentualnie puszczał rywalom jakąś szybującą zagrywkę. Fajnie, że to jego marzenie się... nie spełniło. Dzięki temu spełniały się nasze.

Stanisław Gościniak to facet z wyjątkową kindersztubą. Nie tylko boiskową. Skąd się wziął na Dolnym Śląsku? - Urodziłem się w Poznaniu, a tata był fachowcem od konstrukcji fortepianów. Dostał nakaz, by uruchomić w Lubinie poniemiecką Fabrykę Instrumentów Lutniczych. Jechał tam z mamą na rok, zostali właściwie do śmierci. Był przez lata dyrektorem zakładu. Ja tam chodziłem do szkoły podstawowej i zamarzyłem zostać pilotem. Dostałem się do Technikum Budowy Silników Lotniczych we Wrocławiu, odbyłem nawet pierwsze loty na szybowcach - mówi olimpijczyk.

Gdy ma się jednak w sobie rozliczne talenty, wiele zależy od osób, na które w życiu trafisz. A młody Staszek trafił najpierw w technikum na wuefistę preferującego lekką atletykę. Zaczął więc skakać wzwyż, był w szerokiej kadrze Dolnego Śląska. Któregoś dnia delegowano go również na międzyszkolny turniej siatkówki organizowany przez wrocławską Gwardię. - Po zawodach śp. trener Jasiu Śliwka poprosił, by ta i ta drużyna zgłosiła się do klubu na trening. Choć styczność z dyscypliną miałem już w Lubinie, gdzie grą i sprawnością imponował mi Władysław Pałaszewski - zaznacza Gościniak.

Szybko wpadł chłopak w tę siatkę po uszy. Taka miłość od pierwszego wejrzenia. Lotnictwo? Już się nie liczyło. Przy Nowotki trenował Gościniak m.in. z... Wandą Rutkiewicz, świetnie zapowiadającą się siatkarką, zresztą członkinią kadry młodzieżowej. Ją też, jak kolegę, ciągnęło ku niebu. Na dach Ziemi. - Byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Pamiętam obozy siatkarskie w Jeleniej Górze. Już wtedy zabierała sprzęt taterniczy i w wolnych chwilach wspinała się po skałkach - wspomina mistrz świata. Przechowuje też w pamięci ich spotkania w innych częściach kraju.

- Gdy grałem już w Rzeszowie, raz i tam ją spotkałem. Pytam Wandę, co tu robi. Nie wiedziałem, że jej rodzice mieli w Łańcucie dom, którego na okres różnych wakacji pilnowało pewne małżeństwo. No i z tych annałów ojca Wandy podkradało książki, żeby na wódę mieć. Raz zjawił się on tam wcześniej, spostrzegł, co się dzieje. Zabili go i przysypali w ogródku, co wyszło po czasie. To była zacna, mądra i twarda kobieta. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że zostanie gwiazdą świecącą na wysokości ponad 8 tysięcy metrów - obrazowo zauważa gwiazda siatkówki. A Rutkiewicz, trzecia kobieta i pierwsza Europejka na szczycie Everestu? Dostała się nań 16 października 1978 roku. Dokładnie wtedy, gdy Karol Wojtyła został papieżem. Później się spotkali. Ona podarowała mu kamyczek ze szczytu, on poczęstował ją pięknym słowem: "dobry Bóg tak chciał, że oboje tego samego dnia zaszliśmy tak wysoko".

Wagner miał wyskok na grubość rozłożonej gazety. Ja skakałem wyżej niż on o ponad 20 centymetrów

Gościniak miał w życiu więcej szczęścia. Sam to podkreśla. - W czepku się urodziłem, trafiałem na wspaniałych wychowawców: Władka Pałaszewskiego, Jasia Śliwkę - zaznacza. Ale dlaczego wyemigrował do tego Rzeszowa?! - Cóż. Tak jak bez zgody rodziców wyjechałem do Wrocławia - bo chciałem być pilotem - tak w podobny sposób uparłem się na Rzeszów. Nikt nie był w stanie odwrócić mnie w drugą stronę. Choć mieliśmy we Wrocławiu fajny zespół z Suchankiem, Baranem, całą plejadą graczy. Ja tam byłem junioreczek, najmłodszy w zespole. Wyczuwałem jednak, że ciężko będzie zmienić mentalność gry, a miałem swoje cele. W Resovii byli Janek Such, Marek Karbarz, Bronek Bebel, a z trenerem Januszem Strzelczykiem długimi godzinami rozprawialiśmy o mojej grze kombinacyjnej, trochę na wzór azjatycki. Czułem, że tam mogę zaszczepiać to, co mi w głowie świtało - wyjaśnia rozgrywający z głową pełną kombinacji.

A jednak nie była to normalna przeprowadzka. To była przeprowadzka z czołowego klubu ekstraklasy (brąz w 1965 i 66 roku) do II ligi! Na igrzyskach w Meksyku reprezentował jeszcze Gościniak Gwardię. Gdy zmienił szyld, trener Szlagor nie wysłał mu powołania. No bo jak można powołać II-ligowca. - A my zrobiliśmy szybki awans, po nim cztery mistrzostwa, dwa razy finał PE. Moja decyzja okazała się fantastyczna - triumfuje ówczesny mózg Resovii. W 1974 roku znów był mózgiem całego siatkarskiego narodu. Biało-czerwoni zdobyli w Meksyku złoto MŚ, a on zdobył też nagrodę dla najlepszego gracza imprezy. Gościniak najlepszym siatkarzem najlepszej drużyny świata!

Wracamy do historii olim-pizmu. Meksyk 1968. Igrzyska. Piąte miejsce. Wystawiają Gościniak, Jerzy Szymczyk, a sporadycznie również Hubert Jerzy Wagner. 1974 rok. Tenże Wagner, już jako selekcjoner, nie znajduje dla Gościniaka miejsca w samolocie lecącym do Montrealu po, jak się okazuje, złoto. A przecież to nieduży chłop, 182 cm. Zmieściłby się. Wszelako nie u Wagnera. W jednym z ostatnich wywiadów tak to argumentował: "Po MŚ w Meksyku powiedziałem mu, że w Montrealu nie będzie już grał w szóstce. Pojedzie, ale w szóstce już nie będzie, bo muszę zmienić taktykę. A on mi na to odpowiedział, że taka rola mu już nie pasuje. Poza tym w Meksyku wszystkich nas kusili Amerykanie, którzy zakładali wtedy zawodową ligę. Ustaliliśmy, że do Montrealu nikt z nas w to nie wchodzi. A Stasio wszedł". To wersja trenera. A zawodnika?
- Prawda była zupełnie inna - spokojnie, w swoim stylu, zaczyna mistrz. - Po MŚ w Meksyku miałem 31 lat, a w tamtych czasach można było wyjeżdżać za granicę po skończeniu 30. Choć Zdzichu Ambroziak, Edek Skorek, Zarzycki czy Olek Skiba wyjechali do Włoch nawet wcześniej. Już sam ten fakt nie potwierdza wersji trenera. Poza tym zaczynałem mieć problemy z kolanami. Powiedziałem Wagnerowi, że jest utalentowany następca, Wiesiu Gawłowski, i że bym podziękował. I to on dał mi kartkę z adresem do Włoch, do Turynu, mówiąc - jedź i graj. Napisałem do PZPS-u pismo, podziękowałem za wszystko. Niby mnie zawieszono, ale przecież nigdy żadnego papierka nie dostałem. Wyleciałem wtedy na 1,5 miesiąca do USA, na mecze pokazowe, a myślałem już o trenerce. O przekazywaniu wiedzy praktycznej - prostuje Gościniak.

To jeszcze jedna konfrontacja. Z zarzutów Wagnera miało wynikać, że jest Gościniak tylko mistrzem "metra sześciennego", krótkich rozwiązań. I że nie potrafił przełamać w sobie blokady do... bloku. - No, to już śmiechu warte. On miał wyskok na wysokość rozłożonej gazety, ja skakałem grubo ponad 20 cm wyżej - ripostuje, przypomnijmy, były skoczek wzwyż. - Ze względu na wzrost nigdy nie byłem w bloku potentatem, ale głowa zawsze myślała. W ostatniej chwili starałem się zmieniać pozycję, by zmylić przeciwnika - dodaje.

A wiecie, że jest Gościniak "olimpijczykiem" z Los Angeles? Jedynym z Polski? - Zostałem zaproszony na te igrzyska przez Amerykanów jako old olympian. Pamiętali mnie. Organizatorzy robili najpierw w tamtejszych szkołach młodzieżowe konkursy, a najlepsi byli później zapraszani na same igrzyska. Ja wybierałem im dyscyplinę, którą obejrzymy, i tłumaczyłem, na czym rzecz polega. Frajda - konstatuje stary olimpijczyk. Dziś to także trener z sukcesami. Z ekipą z Częstochowy czterokrotnie sięgał po złoto MP. On te tytuły zbudował, choć mógł iść na bardziej gotowe. Do Sosnowca czy Olsztyna.

- Ale to znów była słuszna decyzja i z tego się cieszę. Bo ja zawsze uważałem, że zawodnik powinien skończyć studia. Więc szukałem klubu akademickiego. Do zrobienia było dużo, jednak ludzie słuchali, pomogli i się udało. Ja naprawdę mam szczęście - podkreśla szkoleniowiec, mający też w CV rolę selekcjonera. Choćby na igrzyskach w Atenach (miejsca 5-8).
Dziś kontynuuje pasję w Delic Polu Norwid Częstochowa - młodzieżowej sekcji przy IX LO im. Cypriana K. Norwida. Wyławia, wychowuje, szkoli, prostuje. I nie ma dość. - Sport to moja pasja. Ja mógłbym o nim godzinami. To tu do szkoły chodzili Żygadło, Gruszka, ten malutki Woicki. Wielu trafiło do SMS-u. A najbardziej się cieszę, gdy mój zawodnik trenerem zostanie. Jak Radek Panas, Karol Janaszewski, Mariusz Wiktorowicz - wylicza.

"Stanley" Gościniak to także jeden z czwórki Polaków w Hall od Fame - siatkarskiej galerii sław z siedzibą w Holyoke (Massachusetts). To tam w 1895 roku w głowie Williama G. Morgana zaczęły się rodzić pierwotne reguły gry. - To miłe, że dostrzeżono tę moją grę w siatkówkę - nie ukrywa nasz zawodnik, który do grona sław dołączył w 2005 roku. Trzy lata wcześniej pojawił się tam Tomasz Wójtowicz, a w 2006 Edward Skorek. Dziś Gościniak to członek kapituły i znamienne jest, że on nominował Kata. Czyli Wagnera (2010). To ten czwarty nasz człowiek.

- A obecnie jestem za ograniczoną liczbą obcokrajowców w naszych drużynach. Negatywnym przykładem koszykówka. A poza tym z Romaną Gościniak już tyle lat się fajnie trzymamy. Powtarzam panu, że szczęściarz ze mnie! - mówi. Widać, widać.

Stanisław Gościniak

Urodził się 18 lipca 1944 roku w Poznaniu. Olimpijczyk z Meksyku (1968), gdzie Polacy wygrali z Meksykiem 3:1, Belgią 3:0, USA 3:0, Brazylią 3:0, Bułgarią 3:0 i CSRS 3:1 oraz przegrali z Japonią 0:3, ZSRR 0:3 i NRD 0:3, zajmując 5. m. (zw. ZSRR). Grał także na igrzyskach w Monachium (1972). Po zwycięstwie z Tunezją 3:0 i porażkach z CSRS 0:3, Koreą Płd. 1:3, Bułgarią 2:3 i ZSRR 2:3 Polacy zajęli 5. m. w grupie. W spotkaniu o 9. m. pokonali Kubę 3:0. Mistrz świata z Meksyku (1974) i MVP tej imprezy, brązowy medalista ME ze Stambułu (1967). 2. miejsce w PŚ w Pradze (1973). 4-krotny mistrz Polski z Resovią (71-75). Absolwent AWF. W 2011 otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Synowie Grzegorz (38 lat, tworzy polsatowskie programy, m.in. "Państwo w państwie", pracował przy "Kiepskich" z Okiłem Khamidovem) i Michał (29 lat, grafik komputerowy).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska