Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do Wrocławia przywędrowała moda na szybkie randki

Marta Bigda, Łukasz Mirytiuk
Szybka randka w Pasażu Grunwaldzkim
Szybka randka w Pasażu Grunwaldzkim Tomasz Hołod
Wielkie miłości, tkliwe historie jak z "Romea i Julii" i romantyczne spacery w świetle księżyca. Pisanie miłosnych listów. Długie, niewinne rozmowy, a potem narzeczeństwo... Kto ma dzisiaj na to czas? Szukamy szybkiej miłości, takiej, którą zamówimy i za pięć minut dostajemy - ciepłą, świeżą, sprawdzoną. A przede wszystkim zgodną z tym, co napiszemy w karcie zamówień. Jeśli odhaczymy, że partner ma być "wyrozumiały" i "dobrze zarabiać", to taki ma być! Jeśli nie, odrzucamy go i idziemy ze skargą do menedżera. Brzmi kusząco? To zależy, co komu w duszy gra. Pewne jest jedno - nowe technologie i pomysły pozwalają zrealizować takie pragnienia w 100 procentach. Ostatnio mogli się o tym przekonać wrocławianie.

Kilkanaście randek w godzinę? Da się to zrobić. Pewien amerykański rabin, Yaacov Deyo, jest pomysłodawcą gry, która to umożliwia. Yaacov w 1998 roku zauważył, że młodzież ma coraz większe problemy ze znalezieniem swojej drugiej połówki. Wymyślił więc speed dating, czyli szybkie randki. Zabawa zyskała ogromną popularność, również dzięki amerykańskim filmom i serialom, gdzie jest często przedstawiana. Postanowiłem wziąć udział w jej polskim wydaniu. Na początek dowiedziałem się, że najważniejsze jest tutaj pierwsze wrażenie. - Mamy pięć minut, by zainteresować sobą drugą osobę - mówi Agnieszka Lis, która spotkania speeddatingowe organizowała w walentynki w Pasażu Grunwaldzkim we Wrocławiu. - Kobiety zajmują miejsca przy stolikach i co pięć minut przysiadają się do nich inni mężczyźni - opowiada.

Przysiadłem się więc do pierwszego stolika. Wtedy dotarło do mnie, że przede mną siedzi dziewczyna, którą widzę pierwszy raz w życiu. Na dodatek mam tylko pięć minut, żeby poprowadzić ciekawą rozmowę. Zaczęły mi się trząść ręce, słowa utknęły mi w gardle. Pięć minut stało się wiecznością! Jednak, przesiadając się do drugiego stolika, czułem się pewniej. Przy czwartym odetchnąłem z ulgą - mogłem już swobodnie rozmawiać. Po rozmowie z ostatnią dziewczyną pozostało mi tylko wybrać numer uczestniczki, z którą chciałbym się później umówić na prawdziwą randkę. Gdyby się zdarzyło, że ona również wybrałaby mnie, od organizatorów dostalibyśmy namiary na siebie. Tym razem nic takiego się nie stało...

Gdy pytałem uczestników, dlaczego tu przyszli, odpowiedzi były podobne, chociaż oni sami wydawali się różnić między sobą chyba wszystkim. "Jestem tu pierwszy raz, z ciekawości, dla zabawy" - słyszałem zwykle.

Czy to znaczy, że Polacy nie traktują speed datingu poważnie? - To forma wymówki. Większość tak naprawdę liczy, że uda im się spotkać kogoś dla siebie - mówi z uśmiechem organizatorka pasażowego speed datingu. - Szybkie randkowanie u nas raczkuje. Dla wielu jest to zbyt nowoczesna forma poznawania. Boją się, że pięć minut to za mało, by pokazać się z jak najlepszej strony. Mimo to takich inicjatyw jest w Polsce coraz więcej

Wirtualne zaloty z testem osobowości
A co, jeśli komuś brakuje odwagi, by siąść przed obcą osobą i głęboko spoglądać jej w oczy? Tutaj z odsieczą przybywa internet wraz z portalami randkowymi. A te proponują nam testy osobowości, za pomocą których dobierani są nasi potencjalni partnerzy. Czyli zanim jeszcze zdążymy rozpocząć poszukiwania, już tworzy się grupa ludzi o podobnych zainteresowaniach.
Prawdziwe oblężenie przeżywają serwisy, które reklamują się jako "wyspecjalizowane", czyli na przykład dla "ludzi z wartościami", jak obwieszcza Przeznaczeni.pl, albo "dla seniorów". W drugim przypadku trudno o konkretny przykład, bo to akurat jest tylko delikatnie sugerowane. Oczywiście, nie wszystko w profilu naszego wymarzonego partnera musi być prawdą, a fotografia mogła zostać przepuszczona przez setkę upiększających filtrów. Mimo to poszukiwania za pośrednictwem serwisów wydają się łatwiejsze niż te w realu. Jeśli ktoś nie spodoba nam się w trakcie rozmowy, możemy nacisnąć krzyżyk i więcej się nie odzywać. To prostsze niż odgonienie uporczywego, knajpianego amanta. A jak sprawa wygląda w praniu?

(Nie)sympatie z internetu
Anka ma 46 lat. Jest wykładowcą akademickim. Atrakcyjna, błyskotliwa, szukanie faceta na portalach randkowych ma już za sobą. - Porażka - mówi zdecydowanie i z wyraźną goryczą. - Większość szuka nie wiadomo kogo, a samemu ma niewiele do zaoferowania. Wydawało mi się, że wymagań nie mam Bóg wie jak wygórowanych. Chciałam, żeby był na poziomie, z otwartą głową, ciekawy świata. I nie sprowadzał pierwszej randki od razu do seksu. Gra wstępna dwojga nieznających się ludzi, czyli rozmowa i poznawanie się wzajemne, też ma znaczenie.

Młodsza od niej o 10 lat Barbara, menedżer w dużej korporacji, chwaląca się kilkoma dyplomami, nie kryje, że ona swój plan znalezienia idealnego mężczyzny zrealizowała, ale... - Odbyłam ze 200 randek. Zawzięłam się i powiedziałam sobie wprost: "Szukam tak długo, aż znajdę. Takiego, jakiego chcę". Co ciekawe, spotykałam się z tak zwanymi facetami z wyższej półki - wysokie stanowiska, świetne zarobki. A równocześnie kompletnie pozbawieni możliwości poznawania innych ludzi, kobiet, bo cały czas właściwie żyjący pracą.

Anka przyznaje, że kiedyś zdarzyło jej się polecieć na randkę do Włoch. - Wiedziałam, że jest rozwodnikiem, że sam wychowuje dziecko. Słowem - mężczyzna z przeszłością. Ale na miejscu szybko okazało się, że ta przeszłość wylewa się z niego każdą porą skóry. Potraktował mnie jak starą żonę, chciał jajko na miękko na śniadanie, wyszło mi na twardo. Rzucił nim o ścianę. Spakowałam więc walizkę i, nie czekając na rozwój wydarzeń, wróciłam do kraju.

Magda - 46-letnia urzędniczka - niechętnie opowiada o swoich internetowych porażkach. Bo w sieci zwykle było idealnie - długie listy, rozmowy, wspólne zainteresowania, chwytanie myśli w lot, nic, tylko komunia dusz i absolutne porozumienie. - A potem na pierwszej randce w realu okazywało się, że nie ma chemii i facet znikał. Tak jakby potrafił zakochać się tylko w wirtualnej kobiecie, jakimś fantomie bez ciała.

Jej rówieśniczka Baśka ma prostą odpowiedź: - Żadnych randek naprawdę. Ja stawiam na wirtualny seks. Bez obciążeń. Bez zobowiązań. Jak na razie sprawdza się...

Pogawędki z anonimami i miłosne esemesy
Random Chats, czyli, dosłownie, Przypadkowe Pogawędki. Jedna z reklam (z tych z rodzaju ukochanych przez internautów zasłaniaczy stron) zamanifestowała się z takim oto hasłem, gdy kilka dni temu surfowałam po sieci. Mimo wszystko zachęcona, zalogowałam się do systemu i zostałam połączona z przypadkową osobą z drugiego końca świata.

Trzeba pamiętać, że ludzie piszą tam do siebie, tworząc specyficzny kod, gdy są zbyt leniwi, by zapisać pełne zdanie. Bo najpierw każdy pyta o wiek, płeć i ogólne informacje dotyczące miejsca zamieszkania rozmów-cy. Po co więc się zbytnio rozpisywać, gdy wystarczy rzucić krótkie "ASL", co znaczy "Age, sex, location", czyli "Wiek, płeć, miejsce zamieszkania". Na to zapytanie odpowiadałam "20/W/Poland", by rzec "Mam 20 lat, jestem kobietą i pochodzę z Polski".

Zdarza się, że gdy moja cyfra albo płeć nie dopasowała matrymonialnym zamiarom rozmówcy, ten bez słowa się rozłącza. I zostawałam ze smutnym "Stranger left the chat room" czyli "Nieznajomy opuścił pokój rozmów" na ekranie.

Z kolei komunikatory kuszą też w inny sposób - proponują opcję "pogadaj ze mną". Wystarczy się na to zdecydować i już można rozmawiać z osobami, które to też zaintrygowało. Taką możliwość proponują m.in. Gadu-Gadu ("PoGGadaj ze mną") i Skype ("Skype me").

Ale i operatorzy sieci komórkowych nie zostają w tyle. Organizują listy numerów, na które można się wpisać. Później każdy poszukujący osoby do pogawędki będzie mógł sięgnąć do tej skarbnicy. - Nasza komunikacja jest coraz sprawniej i szybciej przekazywana - ocenia Tomasz Grzyb, psycholog. - Niestety, przez to staje się śmieciowa. Wystarczy spojrzeć na Twittera, gdzie ludzie potrafią zamanifestować nawet wyjście do sklepu spożywczego. I piszą: "Właśnie kupiłem ogórki kiszone". Jaką ma to wartość merytoryczną?

Internet ma to do siebie, że nigdy nie zasypia. Trzeba więc tworzyć ruch wypowiedziami tak, aby nie zostać zapomnianym w nawale informacji.

- Komunikacja w sieci to jeden wielki szum. Swoją drogą trzeba mieć dużo czasu, żeby być w stanie wygenerować go w odpowiedniej ilości - śmieje się psycholog. - Używamy też nakładek, takich jak emotikonki, graficzne buźki, by zidentyfikować uczucia rozmówcy. Jeśli w prawdziwym świecie ktoś powie "czuję się świetnie", to choćby po wyrazie oczu jesteśmy w stanie wykryć kłamstwo. Przez komunikator na takie stwierdzenie odpowiadamy "ja też". Jednak, po prawdzie, istnieją inne formy kontaktu przez internet. Jak czaty głosowe lub wideo. To trochę zbliża się formą rozmowy do tej toczonej na żywo.
Jeśli więc potraktować serwisy randkowe jako miejsca na anonsy towarzyskie, to... może się nawet udać...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska