Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Wiszniewski: Leczmy nasze uczelnie. I to szybko

Hanna Wieczorek
Andrzej Łuc
O kondycji wrocławskich uczelni, rankingach i pieniądzach z prof. Andrzejem Wiszniewskim, byłym ministrem nauki, rozmawia Hanna Wieczorek

Wrocławskie uczelnie nie najlepiej wypadają w rankingach...
- To, delikatnie mówiąc, powiedziane przez kwiatek. Moim zdaniem wypadają źle! Oczywiście, można by tu dodać, jako pewną okoliczność łagodzącą, że żadna polska uczelnia nie wypada dobrze w międzynarodowych zestawieniach. Ranking, o którym pisała "Gazeta Wrocławska", dotyczący obecności uczelni w internecie, jest niedobry, ale nie jest aż tak zły. Bowiem na ponad 20 tysięcy sprawdzanych uczelni Politechnika Wrocławska znalazła się bodaj na tysięcznym. Można więc powiedzieć, że mieści się w górnych pięciu procentach najlepszych uczelni.

Czyli nie jest źle?
- Ja tak mówię, żeby się pocieszyć. Tym bardziej że to właśnie zestawienie nie jest do końca miarodajne. Obecność w sieci nie jest najważniejszym wyznacznikiem osiągnięć akademickich. A w najbardziej liczących się rankingach - szanghajskim, QS i "The Times" - jest dużo gorzej, jeśli chodzi o polskie uczelnie.

Nie ma w Polsce uczelni, która ma dobre notowania na świecie?
- Jedynie dwa polskie uniwersytety zostały w nich zauważone. Mówię tu o Uniwersytecie Warszawskim i Uniwersytecie Jagiellońskim. Ale to też jest niezbyt chwalebne miejsce, bo to czwarta setka uczelni, które "The Times" brał pod uwagę.

Jak można to zmienić?
- Myślę, że warto byłoby o tym podyskutować w szerszym gronie. Mam propozycję dla "Gazety Wrocławskiej" - przeprowadźcie debatę na ten temat. Chętnie posłuchałbym, co mają do powiedzenia moi koledzy. Może wspólnie udałoby się naszemu środowisku naukowemu znaleźć jakąś receptę na ten stan rzeczy. Obawiam się, że wielu z nich może bagatelizować rankingi i ich rolę w postrzeganiu uczelni wyższych. Bo przecież "to tylko medialny szum". Ale to nie całkiem tak, ponieważ świadczą one o popularności danej szkoły wyższej na świecie i w efekcie rzutują na finansowanie, na to, ilu studentów zagranicznych do nas przyjdzie. My nie możemy więc powiedzieć, że nas to zupełnie nie interesuje.

Ale jakie Pana zdaniem są przyczyny tego stanu rzeczy? Płacimy frycowe za lata PRL-u?
- Na pewno nie ma jednej przyczyny. Byłoby świetnie, gdyby w grę wchodziła tylko jedna. Wystarczyłoby ją usunąć i od razu podskoczylibyśmy w notowaniach co najmniej o 100 punktów. Niestety, przyczyn jest cały szereg. Pierwsza z nich to umasowienie szkolnictwa wyższego. Dzisiaj w Polsce liczba studentów ociera się o dwa miliony! To pięć razy więcej niż 20 lat temu. Ilość przechodzi w bylejakość. Jeden z moich znajomych z Politechniki, pan prof. Galar, bardzo inteligentny człowiek, powiedział kiedyś, że nasze kształcenie nie jest wyższe, a dłuższe. To jest gorzka konstatacja, ale w dużej mierze prawdziwa.

A inne powody?
- Bardzo niski poziom kształcenia średniego. Poza tym my, naukowcy w Polsce dopingowani do pracy badawczej - rozliczanej przede wszystkim w systemie publikowania artykułów z listy filadelfijskiej - w tym natłoku studentów także nie kształcimy młodych ludzi, tak jak powinni być uczeni. Pewnie tę listę można byłoby długo jeszcze ciągnąć...

Nie mówi Pan nic o pieniądzach. Czy ich brak nie jest podstawową barierą rozwoju wyższych uczelni?

- To jedno z chętnie powtarzanych usprawiedliwień. Oczywiście, pieniądze są ważne i ich brak dotkliwie wpływa na kondycję uczelni. Jednak nie jest główną barierą rozwoju. Ostatnio zrobiliśmy krok w dobrym kierunku, ograniczając wielozatrudnienie naukowców. Bo proszę mi wierzyć, naukowiec zatrudniony na kilkunastu etatach jest tak zagoniony i zmęczony, że nie ma siły na pracę badawczą i dydaktykę. Kiedy słyszę, że jakiś profesor prowadzi 150 prac magisterskich, łza mi się kręci w oku. On przecież nawet może nie znać twarzy swoich magistrantów. Pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze. Dlatego sądzę, że Wrocław, zamiast toczyć boje o EIT+, dyskutować, czy warto było wydawać pieniądze na Pracze Odrzańskie (które to środki mogłyby skutecznie wesprzeć istniejące uczelnie), powinien zastanowić się, co zrobić, żeby nasze uczelnie były lepiej postrzegane. Uważam, że tutaj dużą rolę do odegrania mają media.

Odnoszę wrażenie, że większość uczelni stanęła w miejscu. Nie ma pomysłu na rozwój.
- Uważam, że szkolnictwo wyższe jest tym obszarem, który najmniej się zmienił od czasu PRL-u. To jest w dużej mierze skansen PRL-u. Niestety, pomysły na zmianę bardziej mnie smucą, niż cieszą. Jedynym, który ostatnio odnotowałem, było powołanie Uniwersytetu Dolnośląskiego skupiającego istniejące już uczelnie. Mnie to nie przekonuje, co mówiłem głośno, narażając się zwolennikom takiego rozwiązania.
Nie mam cudownej recepty, antybiotyku do zaordynowania, który uzdrowi sytuację. Ale coś zrobić trzeba. Bo ręce mi opadają, jak widzę, że uczelnia z Kazachstanu wyprzedza w rankingach wszystkie polskie szkoły wyższe...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska