Tylko 9 zł za opakowanie popularnej kawy płacą w osiedlowych sklepach mieszkańcy wrocławskiego Kleczkowa. Robiący zakupy na Gaju czy Zaciszu muszą na identyczny towar wyciągnąć z portfela 12 zł. Miłośnicy kiełbasy krakowskiej robiący sprawunki na Sępolnie wydają 30 zł za kilogram tej wędliny. Na Szczepinie jest o 10 złotych tańsza.
Nasi dziennikarze sprawdzili to w środę. W całym Wrocławiu jest 2500 sklepów spożywczych. Odwiedzenie ich wszystkich nie byłoby możliwe. Odwiedziliśmy więc te na szesnastu wybranych osiedlach naszego miasta. Na każdym z nich sprawdzaliśmy ceny w trzech losowo wytypowanych placówkach.
Wyniki? Kwota, jaką wydajemy na codzienne sprawunki, zależy nie tylko od tego, czy robimy je w wielkim centrum handlowym, czy małym sklepiku pod domem. Ceny bardzo różnią się też na poszczególnych wrocławskich osiedlach.
Do naszego raportu wybraliśmy trzynaście podstawowych produktów spożywczych - tych, bez których nie obejdzie się domowa gospodyni. Do torby na zakupy wrzuciliśmy chleb, mleko, wodę mineralną, jajka, jogurt, sery, kiełbasę, herbatę, kawę, sok pomarańczowy i pomidory, a dla osłody - czekoladę.
- Ceny zależą przede wszystkim od zamożności społeczeństwa mieszkającego w danej okolicy - uważa Jerzy Jurczyk, dyrektor wrocławskiej delegatury Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - W dzielnicach, gdzie stoją szeregówki i domki jednorodzinne, ceny będą wyższe. A tam, gdzie mamy mieszkania komunalne, niższe - tłumaczy.
Jurczyk wymienia również szereg innych przyczyn tak wielkiej różnicy w cenach na poszczególnych wrocławskich osiedlach - marże, czynsz, sąsiedztwo innych małych sklepików i dużych supermarketów.
Anna Kołodziej, emerytka, która mieszka w okolicach pl. Grunwaldzkiego, skarży się:
- Często muszę prosić córkę, żeby zawiozła mnie do hipermarketu kilka kilometrów dalej, bo przez te ceny na osiedlu poszłabym z torbami. Lubię przyjacielską atmosferę w osiedlowych sklepikach w centrum, ale czasem mnie po prostu na nie nie stać - wyjaśnia.
Sklepikarze są zgodni - ceny kształtuje rynek. Towary w ich sklepach kosztują dokładnie tyle, ile są w stanie zapłacić ich klienci. Właściciele marketów z dzielnic, gdzie ceny są najniższe, nie ukrywają, że nie mogą narzucać tak wysokich marż jak we wrocławskich dzielnicach willowych, np. na Zaciszu. Wolą zarobić mniej, nie tracąc przy tym stałych klientów.
- To swoisty kompromis między klientami a właścicielami - tłumaczy Jerzy Jurczyk.- Wilk syty i owca cała. Sklepikarze po prostu dostosowują się do warunków we własnej dzielnicy. Zarobią mniej, ale i tak wyjdą na swoje. Gdyby narzucili wysokie marże, po prostu poszliby z torbami - podsumowuje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?