Wałbrzyska koksownia Victoria rozpoczęła remont swoich stawów osadnikowych. W ekspertyzie sporządzonej na zlecenie gminy Wałbrzych przez ekspertów z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie zbiorniki zostały wskazane jako jedno z możliwych źródeł wycieku cuchnącej wody.
Ale kierownictwo koksowni, powołując się na własną ekspertyzę przygotowaną przez Instytut Chemii i Techniki Jądrowej w Warszawie, uznało przypuszczenia fachowców z AGH za niepotwierdzone insynuacje.
Aby udowodnić swoje racje, szefowie wałbrzyskiej Victorii podjęli decyzję o dodatkowym uszczelnieniu zbiorników z wodą używaną do procesów technologicznych.
- Dno oraz skarpy są wykładane specjalną folią, która jest zgrzewana i przytwierdzana do osadników. To uniemożliwia jakiekolwiek wycieki - wyjaśnia Violetta Polak-Bodziony, rzeczniczka prasowa koksowni Victoria.
Na razie na prace związane z likwidacją siarkowodoru miasto wydało prawie 240 tysięcy złotych.
Część pieniędzy to dotacje z koksowni i Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Wciąż jednak nie wiadomo, kiedy problem będzie rozwiązany i ile jeszcze pochłonie pieniędzy.
Władze miejskie twierdzą, że wyjściem z sytuacji może być budowa izolowanego ujęcia wody, któremu towarzyszą opary siarkowodoru, a następnie jej utylizacja. Koszt przedsięwzięcia wynosi około 2,5-3 milionów złotych. Miasta na inwestycję nie stać.
- Oczekujemy decyzji o wsparciu tego zadania przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska oraz Głównego Inspektora Ochrony Środowiska - wyjaśnia Ewa Frąckowiak, rzeczniczka prasowa prezydenta Wałbrzycha. - Obecnie kontynuowane są prace w zakresie czyszczenia potoku Sobięcinka, który odprowadza skażone wody.
240 tysięcy złotych wydano już w Wałbrzychu na ustalenie źródła smrodu.
Od momentu, kiedy przy ulicach Szymanowskiego i Świętego Józefa w Wałbrzychu zaczął pojawiać się siarkowodór, minęło już sześć lat. Początkowo śmierdzący gaz ulatniał się w budynku nieistniejącej już szkoły. Ale wiosną ubiegłego roku zaczęła się katastrofa: smród rozprzestrzenił się na całą okolicę. W czasie pomiarów, które robiła tu straż pożarna, zdarzało się, że urządzenia zacinały się na tysiącu jednostek siarkowodoru, a już 300 może być groźne dla życia człowieka. Dlatego prezydent Wałbrzycha wydał w maju rozporządzenie o obniżeniu czynszu lokatorom narażonym na wdychanie siarkowodoru.
Decyzja wcale jednak nie ucieszyła mieszkańców skażonej wyziewami okolicy miasta.
- Nas trzeba stąd wykwaterować, a nie obniżać czynsze - mówi oburzona Maria Ćwiklińska, mieszkająca przy ulicy Szymanowskiego.
- Tu się po prostu nie da żyć - wtórują jej zdenerwowani sąsiedzi.
Najprawdopodobniej nagłe pojawienie się gazu to efekt istnienia w przeszłości na tym terenie zakładów przemysłowych związanych z górnictwem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?