Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemniczy Leonard Cohen

Mariusz Najwer, Marta Wróbel
Leonard Cohen nie stracił formy, podczas koncertu był bardzo skupiony
Leonard Cohen nie stracił formy, podczas koncertu był bardzo skupiony
Kanadyjczyk spędził we Wrocławiu cały poniedziałek. O godz. 19 zaśpiewał w Hali Stulecia.

Zobacz galerię zdjęć.

W poniedziałek wieczorem kanadyjski bard Leonard Cohen wystąpił w Hali Stulecia przed wrocławską publicznością. I choć Polska jest zagłębiem fanów artysty, Cohen uciekał przed błyskami fleszy i łowcami autografów.

Wszystkie informacje o pobycie muzyka we Wrocławiu zdobyliśmy drogą nieoficjalną - organizatorzy, zgodnie z kontraktem, nie mogli ujawniać absolutnie żadnych detali. Na wrocławskim lotnisku Cohen wylądował w niedzielę wieczorem. Stamtąd przewieziono go do pięciogwiazdkowego hotelu Sofitel w centrum miasta, gdzie spędził dwie noce. W ogóle nie pojawiał się w holu, a posiłek przygotowany przez hotelowych kucharzy zjadł w pokoju.

Podobnie sprawa wyglądała z próbą generalną przed koncertem. Aż do przyjazdu zespołu pod Halę Stulecia nikt nie wiedział, kiedy dokładnie pojawią się muzycy. Przed godz. 16 ochrona próbowała wygonić fotoreporterów i łowców autografów sprzed Hali. Któryś z ochroniarzy zagroził nawet jednemu z fanów, że jak nie odejdzie, to "dostanie w czapę". Cohen i zespół w końcu podjechali dwoma białymi busami. Ale w taki sposób, że ostatecznie możliwe było zrobienie zdjęcia jedynie plecom artysty. A już o zamienieniu kilku słów z Cohenem można było zapomnieć.

Za to podczas koncertu mistrz pokazał klasę. Na scenę Hali Stulecia wyszedł w czarnym garniturze, krawacie, kapeluszu i białej koszuli. Towarzyszył mu 9-osobowy zespół w takich samych strojach. Złośliwi mogliby powiedzieć, że wyglądali jak Blues Brothers. Ale złośliwym być nie wypada - bo Cohen był skupiony, poważny i skromny. Jednym zdaniem podziękował za gorącą owację, jaką zgotowano mu na przywitanie, i po prostu zaczął śpiewać.

Zaczął od "Dance Me to the End of Love", potem "The Future", "No Cure for Love", "Everybody Knows", "In My Secret Life". Dopiero przy trzeciej piosence powiedział, że to dla niego zaszczyt grać w tym miejscu, a przy szóstej wziął do ręki gitarę.
Śpiewał z zamkniętymi oczami, bardzo skupiony, lekko się tylko kiwając w rytm muzyki. I tak samo skupiona była publiczność, chłonąca w ciszy każde słowo Cohena. Z takim nastrojem dobrze komponowała się oprawa koncertu - żadnych fajerwerków, tylko zmieniające się barwy tła. Od jednolitej czerwieni albo fioletu wyraźnie odcinały się sylwetki muzyków.

Cohen nie stracił formy - fani, którzy kupili bilety (do poniedziałkowego południa sprzedano ich ok. 4 tysięcy) na pewno się nie zawiedli. Piękne piosenki, kameralna atmosfera mimo tłumów, nastrój święta.
Cohen po koncercie wrócił prosto do hotelu. Wyleci z Wrocławia we wtorek przed południem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska