Pomysł rzucił Łukasz Jasiński z Brzegu. Gdy trzy dni temu mówił w radiu RMF o proteście, udział w nim deklarowało 20 miast. Po weekendzie lista powiększyła się o kolejnych 13. Kierowcy zapewniają, że zablokują najważniejsze drogi, by zmusić rząd do interwencji na rynku paliw.
Do zablokowania autostrady A4 i AOW przygotowują się na Dolnym Śląsku cztery grupy: legnicka, wrocławska, brzeska i oławska. Dziś popołudniu na Facebooku udział w akcji deklarowało 39 osoby z Wrocławia i 46 z Legnicy. W całym kraju za blokadami ważnych tras jest już 9 tys. internautów. Ale socjologowie radzą z rezerwą podchodzić do zapewnienia składanych w internecie.
O tym, że za deklaracjami internautów nie zawsze stoi chęć do działania przekonali się wrocławianie, którzy na początku stycznia skrzyknęli się, by protestować pod jedną z drogich stacji benzynowej.
W akcji wziąć miało 300 osób, ale o umówionej porze stawiło się zaledwie trzy. Reszta ograniczyła się do podniesienia kciuka "Lubię to" na Facebooku.
Co o planowanym blokowaniu autostrady mówią policjanci z drogówki? - Po zakończeniu manewru wyprzedzania auta mogą przemieszczać się po autostradzie prawym pasem. Jeśli dojdzie do blokowania obu pasów, będziemy reagować odpowiednio do sytuacji - podkreśla nadkom. Krzysztof Zaporowski z Wojewódzkiej Komendy Policji we Wrocławiu.
Grzegorz Maziarz, analityk rynku paliw z portalu E-petrol-pl, mówi, że akcja nie przyniesie oczekiwanego skutku. - Jej uciążliwość odczują tylko inni użytkownicy dróg - wyjaśnia. I dodaje, że to, ile płacimy na stacjach paliw, zależy głównie od cen ropy i kursu polskiej waluty.
Według Maziarza marże producentów i dostawców paliwa w Polsce nie są wcale wygórowane. - Związany wspólnotowymi umowami rząd też nie ma wielkiego pola manewru. Żądania kierowców wydają się więc nie do spełnienia - tłumaczy analityk.
O to, czy składane masowo na portalach społecznościowych deklaracje poparcia dla tej inicjatywy gwarantują sukces frekwencyjny podczas samego protestu zapytaliśmy Dominika Kazanowskiego, socjologa, eksperta od internetu i blogera. - Sam fakt zrzeszenia się kierowców świadczy o potencjale tej inicjatywy. Jeśli nie tym razem, to na pewno w przyszłości, przy kolejnych podwyżkach, kierowcy zorganizują się znacznie lepiej. Ta oddolna, obywatelska inicjatywa osiągnęła już to, że o proteście piszą i mówią media masowe - zatem ich sprzeciw skutecznie dociera przynajmniej do części decydentów politycznych i ekonomicznych. Działa tutaj również tak zwany efekt kuli śniegowej: im media więcej piszą o proteście, tym więcej osób zapisuje się do internetowego sprzeciwu. Nie szukałbym w tej sytuacji bezpośrednich efektów, np. w postaci obniżenia cen paliwa, ale raczej długoterminowych. Politycy, świadomi potencjalnej reakcji społecznej (chciałoby się nawet powiedzieć: urzeczywistnienia idei kontroli społecznej) w przyszłości będą mniej skłonni do podejmowania decyzji o podwyżkach. Protest jest zatem próba wywarcia presji społecznej, tyle tylko że wyrażanej za pomocą nowych, obywatelskich mediów - nazywanych popularnie "mediami społecznymi" - powiedział Kazanowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?