Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego prezydent został kolejarzem, a motorniczym nie chce?

Arkadiusz Franas
Arkadiusz Franas, redaktor naczelny
Arkadiusz Franas, redaktor naczelny Paweł Relikowski
W 2 godziny i 30 minut mamy dojechać pociągiem do Warszawy. Taką koncepcję naprawy polskiej kolei przedstawił prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Gdybym był złośliwy, a wiadomo wszem, że to uczucie jest mi bardzo obce i wstrętem mnie napawa, to stwierdziłbym, że dokładnie dwa razy tyle, ile ostatnio zajęło mi pokonanie autem w stolicy Dolnego Śląska odcinka od połowy ulicy św. Antoniego do ulicy Ruskiej (około 800 m).

W tym czasie, jak w pociągu, przeczytałem ze 100 stron kolejnego szwedzkiego kryminału oraz odbyłem z pięć rozmów telefonicznych.

I do dziś się zastanawiam, czy należy mi się za to mandat, bo przejechanie w 1 godzinę i 15 minut 800 metrów trudno uznać za jakiekolwiek jechanie. Ale co tam! Jak się mieszka w dużym mieście, to korki rzecz ludzka. Choć ja mieszkam tylko w 600-tysięcznym Wrocławiu. To czy w ponad 8-milionowym Nowym Jorku ludziska z pracy do domu nie wracają?

Bo jeśli 8 milionów podzielić przez 600 tysięcy, a potem wynik pomnożyć przez 1 godzinę i 15 minut, to jak nic wychodzi z pół doby. A kto z pracy do domu ma 800 metrów? Wielu więc i doba by nie starczyła...

Ale zostawmy już te nowojorskie kalkulacje. Rozumiem, że prezydent Wrocławia ma prawo niepokoić się połączeniem swego miasta ze stolicą kraju. Tylko czy w tej chwili nie ma pilniejszych spraw? Przecież do Euro 2012 zostało niecałych pięć miesięcy. A tu stadion nieskończony i system komunikacyjny w rozsypce. Może warto by się zainteresować, co z naszymi tramwajami, zanim zaczniemy reformować kolejnictwo. Miał działać jakiś inteligentny system, a tu i systemu nie widać, i z inteligencją nie za bardzo. I proszę nie pytać czyją. Bo to, że ja nie mogę przejechać centrum miasta, to jest mój problem (ewentualnie mojej żony, która zastanawia się: gdzie on tak długo siedzi...).

Ale gdy w wyniku tych korków nie mogą jeździć tramwaje, to już coś nie halo. Podobno skutecznie załatwiono problem braku prądu, przez co tramwaje stawały co chwila. Podobno... Teraz trzeba by coś zrobić, by nie grzęzły między blokującymi ruch samochodami wrocławian wracających z pracy. A co z naszym Tramwajem Plus? Jakieś tam jeżdżą, ale mam wrażenie, że ktoś nas długo robił w konia. Cały czas nam obiecywano skuteczne połączenie Leśnicy z Sępolnem.

Teraz się okazuje, że w wyniku porozumienia z Unią Europejską, która nam zasponsorowała ten wynalazek, jest to chwilowo niemożliwe. Będą jeździły na krótszych trasach. Ale o co chodzi? To kto negocjował porozumienie? Chyba ci sami urzędnicy, którzy nam obiecywali wygodną podróż z zachodu Wrocławia na wschód. W niedobrych czasach PRL-u w takich wypadkach pytano: głupota czy sabotaż? A teraz? To pierwsze, czy mydlenie oczu zwane popularnie PR-em?
Wróćmy jeszcze na chwilę do korków w centrum miasta (wiem, wiem, wielu nie chce do nich wracać). Otóż wreszcie zainteresowali się nimi radni.

Dokładnie jeden radny: Krzysztof Bramorski. I nie wiem, czy jest istotne, że pochodzi on z klubu Platformy Obywatelskiej, bo dla mnie ważniejsze jest to, co napisał w swym wystąpieniu. Po kilku latach letargu, gdy nasza rada przypominała śpiących rycerzy pod Giewontem, ktoś się obudził. I nie rzuca haseł mających "przywalić" politycznie przeciwnikowi, tylko w miarę dokładnie zanalizował problem. Zadał kilka odważnych pytań, diagnozując: "koncepcję uwolnienia Starówki od samochodów stawia się na głowie, zaczynając od d... strony".

Przyznam, że o ile mnie pamięć nie myli, jest to pierwsze tako konkretne wystąpienie radnego od czasów, gdy w Sukiennicach zasiadała nieodżałowana radna Barbara Wawrzyniak, tocząca zacięte boje z zarządem miasta pod przewodnictwem Bogdana Zdrojewskiego.

A wracając do sedna wystąpienia Krzysztofa Bramorskiego, to może warto wreszcie podjąć jakieś odważne decyzje. Albo zamykamy całość centrum, albo dajemy sobie z tym spokój na czas jakiś. Nie może być tak jak u Stanisława Barei w filmie "Poszukiwany, poszukiwana", gdzie czwarty pracodawca Marysi (ten, co żona o nim mówi "mój mąż z zawodu jest dyrektorem") przestawia na planie urbanistycznym budynki jak chce, na przykład do jeziora.

Dlatego, Panie Prezydencie, zanim wybudujemy kolej dużych prędkości przez Wieruszów, Sieradz i Gałkówek, zróbmy wreszcie porządek na ulicy Kazimierza Wielkiego, opracujmy koncepcję przejazdu przez centrum, skończmy tramwaj na Kozanowie i kilka innych podobnych spraw. Bo we Wrocławiu musimy zadbać o to przede wszystkim, by czas przejazdu z Leśnicy na Biskupin czy Sępolno nie był porównywalny z czasem dostania się ze stolicy Dolnego Śląska do Katowic.

A jak nam to się uda, to ja bym nawet poszedł na próbę pobicia rekordu lotu na Księżyc. Teraz wynosi on 3 dni, 3 godziny i 49 minut.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dlaczego prezydent został kolejarzem, a motorniczym nie chce? - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska