Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czekając na Godota. Recenzja spektaklu "Według Bobczyńskiego" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym

Małgorzata Matuszewska
Janusz Wójtowicz
Nie ma się z czego śmiać, oglądając "Według Bobczyńskiego" - premierę we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Agata Duda-Gracz opowiedziała bardzo współcześnie gogolowskiego "Rewizora", przepisując XIX-wieczną komedię po swojemu: bardzo plastycznie, celnymi obrazami pełnymi wyrazu.

To opowieść o ludziach czekających na kogoś, kto ma podsumować ich życie: urzędnicze intryganctwo, układy, w których przywykli się poruszać, marzenia o spełnieniu, o zaistnieniu w świecie, wreszcie o niespełnieniu wobec zbliżającej się starości. Tytułowego rewizora nie zobaczymy aż do końca. Jest niczym Godot, a oczekiwanie na niego sprawia, że wszyscy pogrążają się w szaleństwie.

Znakomicie obsadzony w roli Bobczyńskiego Tomasz Schimscheiner jest tak żałosny, że wzbudza tylko współczucie. Nieszczęśnik, "szary obywatel", poprawiający wygląd tzw. pożyczką na łysince, chce wyłącznie zaistnieć. Jakkolwiek. Podobnie jak Maria (Katarzyna Z. Michalska), wegetująca pomiędzy ojcem - Horodniczym (Krzysztof Kuliński) a matką (Ewelina Paszke-Lowitzsch), która nie akceptuje jej dojrzałości, a tym samym własnego starzenia się.

Katarzyna Z. Michalska marzy o wielkiej miłości w objęciach rewizora, dziewictwo traci przez pomyłkę z kimś, na kogo do tej pory nawet nie patrzyła. To jedna z najbardziej wstrząsających scen w spektaklu - upokorzenie dziewczyny i jej rodziców, spragnionych bezpiecznego życia pod skrzydłami zięcia możnowładcy jest niemal namacalne. Są w tej historii także rozliczenia z polskimi uprzedzeniami wobec "obcych" (reprezentowanych przez Tego Niemca - Macieja Tomaszewskiego).

Rewizor, którego boją się wszyscy, jest uosobieniem lęków: przed zapomnieniem, przed śmiercią i starzeniem. Strach przed nadchodzącą jesienią życia sugestywnie pokazała Ewelina Paszke-Lowitzsch, operując przede wszystkim spojrzeniami rzucanymi na córkę i gestami. I Irena Rybicka (Pani Chłopow), szepcząca rozpaczliwą mantrę "jeszcze nie dziś, jeszcze nie dziś".

Opowieść zaczyna się wyznaniem Bobczyńskiego, mówiącego w przestrzeń: "A jak pan już będzie tam, w stolicy, to niech pan powie tym wszystkim możnowładcom i admirałom, a może nawet najjaśniejszemu panu, że w tym a tym mieście mieszka obywatel Piotr Iwanowicz Bobczyński. Tylko tyle". Bardzo spójna całość, choć składająca się z serii obrazów, zamyka się między tymi słowami a sceną śmierci tytułowego bohatera.

Muzyka Jakuba Ostaszewskiego podkreśla dramat bohaterów małomiasteczkowej społeczności. "Wszyscyśmy z jednego szynela" - zdaje się mówić Agata Duda-Gracz. Przez stulecia nic się nie zmienia. Układy, lęki, pragnienie zaistnienia, marzenia, ambicje, chęć ukrycia się, pozostania anonimowym (bo taki jest Ten Niemiec) - pozostają takie same. I taka sama jest nasza czujność wobec nadchodzącego rewizora.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Czekając na Godota. Recenzja spektaklu "Według Bobczyńskiego" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska