Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podawali się za urzędników i okradali biznesmenów

Małgorzata Moczulska
Oszuści trafiają do więzienia, ale często ich łupów nie udaje się odzyskać
Oszuści trafiają do więzienia, ale często ich łupów nie udaje się odzyskać Paweł Relikowski
Trzech Dolnoślązaków: Piotr Sz., absolwent wrocławskiej Akademii Ekonomicznej, jego kolega Jarosław K. z Jeleniej Góry i Piotr S. z Wrocławia utworzyli grupę przestępczą, która przez blisko półtora roku okradała bogatych biznesmenów. Ukradli im co najmniej 1,5 mln zł.

Piotr umawia się na spotkanie z chorwackimi przedsiębiorcami przed Ministerstwem Infrastruktury. Podjeżdża pod gmach czarną, rządową limuzyną z kierowcą, wysiada, przekazuje dokumenty potrzebne do przygotowania kontraktu na budowę drogi S8.

Żaden z biznesmenów nie podejrzewa, że mężczyzna wcale nie jest dyrektorem gabinetu politycznego ministra. Wszyscy są bardzo podekscytowani tym, że już lada dzień podpiszą kontrakt wart ponad 10 mln euro. Warunkiem jest wyłożenie 10 procent za tzw. pośrednictwo i przygotowanie dokumentacji. Kwota wydaje im się duża, chcą negocjować, ale wtedy podchodzi do nich dziennikarz z mikrofonem i prosi dyrektora o pilny wywiad na temat kolejnych inwestycji na Euro 2012. Urzędnik idzie z nim porozmawiać. Potem okazuje się, że dziennikarz to również oszust - kolega Piotra.

Cała ta dobrze wyreżyserowana scenka przynosi efekt. Na konto oszustów wpływa pierwsza rata prowizji - 180 tys. euro. Potem zaczynają się problemy. Inwestorzy dzwonią do Piotra, pytają, co z umową, a ten wymyśla kolejne kłamstwa. Najpierw, że ktoś odpowiedzialny za przetargi powiesił się w ministerstwie, potem, że ma kontrolę CBA, a na koniec, że po katastrofie smoleńskiej nikt nie ma głowy do takich spraw. W końcu wyłącza telefon. Ta historia, choć brzmi jak opowieść z dobrego filmu sensacyjnego, zdarzyła się naprawdę. Podobnie jak kilkanaście innych, podobnych oszustw.

Trzech Dolnoślązaków: Piotr Sz., absolwent wrocławskiej Akademii Ekonomicznej, jego kolega Jarosław K. z Jeleniej Góry i Piotr S. z Wrocławia utworzyli grupę przestępczą, która przez blisko półtora roku okradała bogatych biznesmenów. Ukradli im co najmniej 1,5 mln zł.

Mężczyźni udawali urzędników wrocławskiego magistratu, którzy mieli sprzedawać komunalne mieszkania do remontu po atrakcyjnych cenach, pracowników urzędu miejskiego w Jeleniej Górze, Legnicy, nawet przedstawicieli firmy windykacyjnej, którzy wzięli spore zaliczki od małych przedsiębiorców za odzyskanie ich długów, za co nawet się nie zabrali. W końcu wpadli. W ubiegłym tygodniu do Sądu Okręgowego w Świdnicy wpłynął akt oskarżenia w ich sprawie.

- Ludzie byli naiwni, szybko wierzyli w to, co im mówiliśmy, wpłacali bardzo duże pieniądze: zaliczki, prowizje. Zgoda, byliśmy wiarygodni. Mieliśmy drogie garnitury, auto z kierowcą, dokumenty, ale mimo to ci bogaci ludzie zbyt szybko nam ufali. Potem zrobiło się nerwowo, kiedy domyślili się, że zostali oszukani, ale sami są sobie winni - mówił podczas przesłuchania w prokuratorze jeden z dolnośląskich oszustów. On i jego koledzy postawili wszystko na jedną kartę. Wykorzystali swoje stare znajomości, umiejętności aktorskie i zdolności do fałszowania dokumentów, wyłudzając od kilkunastu osób ogromne pieniądze. Policja nie odzyskała większości pieniędzy. Nie wiadomo, gdzie są.

- Pewnie gdzieś na kontach znajomych i kiedy wyjdą z więzienia, będą mieli za co żyć - mówi jeden ze śledczych pracujących nad tą sprawą. - Może to sobie wszystko przekalkulowali i stwierdzili, że warto posiedzieć nawet te dwa, trzy lata, by potem nie musieć pracować przez wiele kolejnych. Ale tak łatwo nie będzie. Będziemy mieć ich cały czas na oku - dodaje.

Działalność oszustów zaczęła się w 2009 roku. Wtedy w Legnicy, wykorzystując wiedzę o rynku nieruchomości (mieli w nim kilku znajomych), szukali chętnych na zakup ziemi. Działki miały być w bardzo atrakcyjnej cenie. Szybko znalazł się chętny. Jeden z oszustów spotkał się z nim jako pośrednik nieruchomości, a drugi udawał pracownika legnickiego magistratu. Przyniósł ze sobą plany zagospodarowania, pokazał działkę, która była w bardzo atrakcyjnej cenie.

Biznesmen z Wrocławia był nią bardzo zainteresowany. Za pośrednictwo w tej intratnej inwestycji zapłacił od ręki 15 tys. zł. Oszuści byli zdziwieni, że poszło im tak łatwo. Wprawdzie potem musieli zmienić telefony, bo biznesmen dopytywał się, kiedy dojdzie do transakcji, ale zainkasowali całkiem sporą gotówkę. Kilka tygodni później postanowili wyłudzić dużo większe pieniądze.

Piotr Sz., który z racji swojego zawodu (był ekonomistą) miał wielu znajomych w kręgach ludzi majętnych, zaczął rozpuszczać wici, że jego znajomy pomaga w kupnie mieszkań w atrakcyjnych dzielnicach Wrocławia po bardzo korzystnych cenach. Szybko znalazło się dwóch chętnych. Byli to Szwajcar i Włoch. Obaj prowadzili we Wrocławiu interesy i szukali ładnych mieszkań.

Piotr Sz. wraz z pozostałą dwójką oszustów (udawali urzędników magistratu) spotkali się z nimi w jednej z restauracji. Pokazali, o jakie mieszkania chodzi, i wytłumaczyli, że są to komunalne lokale do remontu. By się uwiarygodnić, pokazali im uchwałę rady miejskiej, w której jednym z punktów było wpłacenie sporej zaliczki na zakup (podane tam konto należało do oszustów). Biznesmeni wpłacili im łącznie 250 tys. złotych. W podobny sposób oszukali też właściciela agencji nieruchomości w Jeleniej Górze (wyłudzili od niego 130 tys. zł) i właścicielkę restauracji koło Świdnicy (wpłaciła 100 tys. zł).

Mężczyźni - mimo że atmosfera wokół nich gęstniała i szukała ich już policja - nic sobie z tego nie robili. Wymyślili, że będą udawać właścicieli firmy windykacyjnej i m.in. od kilku kamieniarzy w Strzegomiu wzięli zaliczkę za odzyskanie ich należności. Mimo że zarobili na tym kilkadziesiąt tysięcy złotych, nie odzyskali ani złotówki. Nawet nie próbowali tego robić. Tu również posługiwali się sfałszowanymi dokumentami, pieczątkami itp. Samych siebie przeszli jednak, udając urzędników Ministerstwa Infrastruktury. Piotr Sz. wcielił się w rolę dyrektora gabinetu politycznego ministra, który mógł pomóc w podpisaniu kontraktów na budowę drogi S8. Miał do dyspozycji limuzynę z kierowcą, piękny, drogi garnitur, a nawet podstawionego dziennikarza. Kilku chorwackich przedsiębiorców, zainteresowanych realizacją inwestycji, zapłaciło mu za pośrednictwo i przygotowanie dokumentacji blisko milion złotych.

Mężczyźni wpadli, bo w końcu śledczy, dzięki zeznaniom wielu oszukanych, ich zidentyfikowali. Zostali zatrzymani i w areszcie czekają na proces, który ruszy 13 stycznia w Świdnicy. - To przestępstwo, z jakim dawno nie mieliśmy do czynienia. Chodzi o ogromne pieniądze, a sprawa jest międzynarodowa, bo kilka ofiar to obcokrajowcy - mówi Tomasz Białek z Sądu Okręgowego w Świdnicy. Mężczyźni odpowiedzą za oszustwa i wyłudzenie pieniędzy. Grozi im za to do 8 lat pozbawienia wolności.

Oszustów w garniturach jest w naszym kraju coraz więcej. W 2010 r. tajemniczy mężczyzna dzwonił do spółek Skarbu Państwa oraz innych instytucji i - powołując się na wpływy w Ministerstwie Skarbu Państwa - oferował pomoc w załatwianiu interesów. Tajemniczy mężczyzna dzwonił też do konkretnych osób w spółkach, próbując zmusić je do jakichś działań. Proceder był dobrze zorganizowany. Najpierw jedna osoba mówiła, że to telefon z ministerstwa i zapowiadała łączenie "z ministrem". Po sygnale pojawiał się głos podobny do głosu szefa resortu.

Rok temu stołeczni policjanci zatrzymali oszusta, który sfałszował kilkaset dokumentów, m.in. dowodów osobistych, praw jazdy i aktów notarialnych. Te posłużyły mężczyźnie do popełnienia wielu oszustw na szkodę różnych firm na terenie całej Polski. Jak ustalili śledczy, Piotr R. wymyślał sobie nowe tożsamości.

Mężczyzna raz podawał się za prezesa z Holandii, innym razem za dyrektora ze Szwajcarii, a jeszcze innym za przedstawiciela zagranicznej firmy. Wyłudził luksusowe auta oraz kilkadziesiąt tysięcy złotych. W tym roku policja w Katowicach zatrzymała mężczyznę, który okradał ludzi, podając się za agenta Centralnego Biura Antykorupcyjnego, policjanta, a nawet architekta. Oszust polował na majętne kobiety, nawiązywał z nimi znajomość, a potem wykorzystując zdobyte zaufanie, wyłudzał pieniądze i telefony komórkowe.

Kilka miesięcy temu na trzy miesiące trafił do aresztu mężczyzna, który wyłudził usługi hotelowe w Zielonej Górze i okradał majętnych ludzi. 28-latek podawał się za prezentera telewizyjnego. Łukasz G. wpadł po tym, jak zatrzymał się w jednym z zielonogórskich hoteli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Podawali się za urzędników i okradali biznesmenów - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska