- Może być nawet wyciąg z banku na dowód, że składka ubezpieczeniowa została uregulowana - mówi Joanna Mierzwińska, rzeczniczka dolnośląskiego oddziału NFZ we Wrocławiu.
Na razie jednak w naszym mieście panuje zamieszanie. Aptekarze do końca soboty wypełniali formularze i stali w kolejkach na poczcie, by wysłać do końca grudnia wnioski na podpisanie umów z NFZ. Wczoraj do południa dolnośląski NFZ miał już wnioski 830 na tysiąc aptek z całego Dolnego Śląska. To oznacza, że w większości placówek można już kupić leki refundowane.
Ale lekarze zrzeszeni w Federacji Porozumienie Zielonogórskie nie wypełniają recept tak, jak nakazuje im nowa ustawa refundacyjna. Zamiast identyfikatora oddziału NFZ i litery R lub B, potwierdzającej chorobę przewlekłą, lekarze stawiają pieczątkę "Refundacja do decyzji NFZ".
Agata Sławin, lekarz rodzinny z podwrocławskiego Kiełczowa, przyjęła w poniedziałek niewiele ponad 40 osób (normalny limit dzienny jej pacjentów to około 60). Recept z pieczątką na leki refundowane wystawiła 23.
- Przyszli do mnie tylko ci, którzy musieli: przeziębieni z rozwiniętą infekcją albo tacy, którzy zapomnieli o przedłużeniu leków na nadciśnienie - opowiada pani doktor. I tłumaczy, że nie protestuje przeciw ustawie refundacyjnej, która wprowadza jednakowe ceny leków refundowanych w każdej aptece. - Wymaga się ode mnie, bym na recepcie stwierdziła, że pacjent jest ubezpieczony, podczas gdy nie ma w Polsce realnego dokumentu, który to stwierdza - tłumaczy.
ZOBACZ TEŻ:UZUPEŁNIONA LISTA LEKÓW REFUNDOWANYCH
Pieczątkę w legitymacji ubezpieczeniowej pracownika można łatwo podrobić, zakład pracy może wystawić druk RMUA i nie odprowadzić składki ubezpieczeniowej do ZUS. A jeśli nawet to zrobi, to w samym ZUS-ie składka też może zaginąć, jak to się zdarza. - Tymczasem ja przez kontrolerów z NFZ będę mogła zostać pociągnięta do odpowiedzialności finansowej w każdej chwili, aż pięć lat wstecz - mówi doktor Sławin. - I miałabym zwrócić różnicę między lekiem refundowanym a ceną bez zniżki. Nie mogę brać na siebie takiej odpowiedzialności - podkreśla.
Protestuje też z powodu nieprecyzyjnego zapisu w ustawie, że lekarz może być ukarany za wypisanie leku refundowanego, jeśli "udokumentowane względy medyczne" okażą się być niedostateczne w opinii kontrolera NFZ.
Zobacz, jak trudno zrealizować receptę (LIST INTERNAUTY)
Wrocławscy aptekarze wczoraj już zobaczyli recepty z pieczątką protestujących lekarzy. - W przypadku emerytów i rencistów wydawaliśmy leki na refundację - mówi Irena Knabel-Krzyszowska, właścicielka apteki Pod Słońcem przy ul. Traugutta. - Inni mogli albo kupić lek bez zniżki, albo ustalić w NFZ, czy są ubezpieczeni.
Joanna Mierzwińska z NFZ zapewnia, że nikt wczoraj nie przyszedł, by dostać zaświadczenie o ubezpieczeniu. - Odebraliśmy kilka telefonów - przyznaje. Radzi, by szukać apteki, która uzna dowód ubezpieczenia.
Nowa ustawa refundacyjna nakłada odpowiedzialność finansową ws. leków refundowanych nie tylko na aptekarza, ale i lekarza. Lekarz, wypisując lek na refundację, musi wpisać: identyfikator oddziału NFZ (w ten sposób poświadcza, że pacjent jest ubezpieczony) i wysokość refundacji: B (bezpłatne), R (ryczałt), 30 proc., 50 proc. Jeśli poświadczy, że pacjent jest ubezpieczony, a nie był, i wpisze niewłaściwą stawkę refundacji, w razie kontroli NFZ będzie musiał zwrócić różnicę między refundacją a ceną leku nierefundowanego. To nowość. Aptekarz dalej podlega odpowiedzialności finansowej, jeśli przyjmie receptę błędną pod względem merytorycznym lub formalnym. Pacjent musi pokazywać u lekarza i w aptece dowód ubezpieczenia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?