Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zemsta w mieście stu mostów. Odcinek nr 4

Ewa Przybylińska-Pietrzyk
Razem z czytelnikami piszemy wielką powieść kryminalną w odcinkach. Dziś prezentujemy czwarty odcinek historii.

Zwoliński patrzył z okna komendy na pogrążony w jesiennym półśnie Wrocław. Miasto chrapało odgłosami ulicy jak stary niedźwiedź. Podwale tonęło z popołudniowym mroku i strugach deszczu. Nieliczni przechodnie w pośpiechu uciekali przed ulewą, niemalże tanecznym krokiem wymijając kałuże.

Zwoliński oparł się rękami o kamienny parapet i przykleił głowę do szyby. Myśli przepychały się ze sobą, głośno i nieznośnie. Nie potrafił połączyć ze sobą choćby dwóch wątków. Zabójstwo Bielawy, okaleczone zwłoki, zagadkowe relacje młodego zastępcy z Barbarą Szczygielską i jej nagłe zniknięcie, Karpowski, wreszcie morderstwo pani Wandy. Fakty plątały się złośliwie, mnożąc zawiłości.

- Napije się pan kawy, panie prokuratorze? - zapytała sekretarka, zaglądając przez uchylone drzwi.
- Nie pytaj Irena, tylko zaparz - powiedział aspirant Warecki wchodząc do biura. - Dla mnie też - dodał z uśmiechem.

Aspirant Piotr Warecki był według Zwolińskiego przypadkiem niezwykłym. W żadnej mierze nie odnosiła się do niego reguła pierwszego wrażenia. Z pozoru, ów wysoki osiłek z podgolonym karkiem sprawiał wrażenie niezbyt bystrego młokosa, w pracy raczej z konieczności, w zawodzie z przypadku. I choć Zwoliński szczycił się umiejętnością dokonywania trafnej oceny ludzkich charakterów i intencji, w tym przypadku nie mógł się bardziej pomylić.

Piotr Warecki był mądry, rozgarnięty oraz niezwykle zaangażowany i pracowity. Niewiele mówił o sobie, stąd też częściowo wynikało błędne zaszeregowanie. Z nielicznych informacji, przetwarzanych w biurowych kuluarach, można było się dowiedzieć, że Warecki skończył prawo na Uniwersytecie Wrocławskim. Potem zdał na aplikację prokuratorską. Porzucił naukę na drugim roku i wyjechał do szkoły policji w Szczytnie. Podobno miał powiedzieć, że rozniosłoby go za biurkiem. Zwoliński od razu polubił chłopaka, choć sympatią obdarzał ostrożnie i z umiarem, bez przesadnej
rozrzutności.

Obserwując jego oddanie i zapał jedynie na przestrzeni tych kilku godzin, które wspólnie spędzili przy rozpoczynającym się śledztwie, Zwoliński nie mógł się zdecydować, czy z wyboru Wareckiego większa była korzyść dla policji, czy strata dla prokuratury.

- Panie prokuratorze, wracam z uniwersytetu. Pomyślałem, że od razu podjadę w drodze od Karpowskiej - powiedział Warecki. - Odsyłali mnie z wydziału na wydział, już myślałem, że niczego się nie dowiem. Warecki rozwiesił przemoczoną kurtkę na oparciu krzesła i z namaszczeniem
otworzył teczkę, którą przyniósł ze sobą. Zwoliński podszedł do biurka i popatrzył na notatki.

- Wychodząc z uczelni poszedłem na archeologię. Profesor… - Warecki poszukał w notatkach. - Franciszek Werndl z zakładu archeologii historycznej akurat skończył wykład. Pokazałem mu zdjęcie znamienia, które wypalono Bielawie. Zapytałem, czy spotkał się z tym symbolem. Do pokoju weszła sekretarka. Położyła na biurku Wareckiego dwie szklanki kawy parzonej i talerzyk ciasteczek krakowskich. Warecki i Zwoliński usiedli.

Czytaj też:

ZEMSTA W MIEŚCIE STU MOSTÓW ODCINEK NR 3
ZEMSTA W MIEŚCIE STU MOSTÓW ODCINEK NR 2
ZEMSTA W MIEŚCIE STU MOSTÓW ODCINEK NR 1

- Dziękuję, Irena - powiedział Warecki nie odrywając wzroku od notatek. - Profesor Werndl zaprosił mnie do siebie do kantorka. Cuchnęło jak w ziemiance mojej babci! - zaśmiał się. - Przeglądnął szybko kilka książek, ewidentnie wiedział gdzie szukać, aż w końcu otworzył przede mną niemalże
prehistoryczne wydanie podręcznika astronomii. Pokazał mi rycinę, o! - powiedział dumnie Warecki wyciągając z teczki niewyraźne ksero i kładąc je przed Zwolińskim jak drogocenne znalezisko.

- Ilustracja jest prawie identyczna jak znamię - stwierdził Zwoliński. - Elipsy zachodzą na siebie co prawda trochę pod innym kątem. - To orbity komet - sprostował Warecki.
- A słowa? - zapytał Zwoliński. - Profesor poprosił o pomoc asystenta z instytutu studiów klasycznych, który bez trudu wyłapał kilka słów. Profesor od razu skojarzył kontekst.

To cytat Arystotelesa. "Człowiek bez poczucia moralnego jest najniegodziwszym i najdzikszym stworzeniem." Warecki sięgnął po szklankę, ale kawa była jeszcze gorąca, więc cofnął rękę. Wyprostował się i oparł wygodnie, nagradzając się za dobrze spełniony obowiązek.

- Profesor nic więcej nie mógł mi wyjaśnić, powiedział, że w końcu nie
można znać się na wszystkim - dodał Warecki. - Miły starszy pan. - Zatem czas na korepetycje z astronomii - powiedział Zwoliński. - Znamy kogoś? - Profesor Werndl polecił Halinę Dębską. Podobno, mimo młodego wieku ma ogromną wiedzę i liczne sukcesy w swojej dziedzinie. Teraz mieszka w Anglii, wykłada w Cambridge. Można się z nią skontaktować telefonicznie lub mailowo, profesor podał namiary. Zwoliński wziął głęboki oddech. Delikatny grymas w kącikach ust zdradził
poczucie ulgi i satysfakcji. Wreszcie krok do przodu.

- Ale to nie wszystko, panie prokuratorze - powiedział Warecki, nie dając Zwolińskiemu ani chwili na to, żeby ten pozbierał myśli. - Proszę posłuchać co znaleźliśmy u Karpowskiej!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska