Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karnawał? Czas łowów na męża (COŚ DLA STAREJ PANNY)

Katarzyna Kaczorowska
muzeum miejskie wrocławia - arsenał
W XIX wieku bale karnawałowe były czasem polowania na idealną żonę i idealnego męża. Początek łowów przypadał na noc sylwestrową. Panna, która karnawał kończyła jako narzeczona, mogła mówić o szczęściu. Po trzech kolejnych latach bez zaręczyn była już starą panną - Katarzyna Kaczorowska.

Młoda osoba nie dość często zapraszana do tańca nie powinna z tego powodu okazywać złego humoru; rozmawiając z zajęciem z najbliżej przy sobie siedzącą sąsiadką, okaże, że nie zwraca uwagi na opuszczenie i zapomnienie. Obowiązkiem zaś gospodyni domu jest czuwać nad tem, aby zaproszone przez nią młode osoby tańczyły; powinna ona namawiać młodych ludzi, aby szli zapraszać do tańca panny, których powierzchowność nie jest dostateczną zachętą do częstego angażowania" - mógł dowiedzieć się czytelnik wydanego w Krakowie w 1876 roku poradnika savoir-vivre'u z rozdziału poświęconego balom.

Cóż, łatwo nie było. Ani damy, ani panowie nie mogli ściągać obowiązkowych rękawiczek, a już tym bardziej tańczyć z bezwstydnie nagimi dłońmi. Jeszcze gorzej widziane było, jeśli jedna panna tańczyła więcej niż trzy tańce z tym samym kawalerem. Chyba że ów kawaler był jej narzeczonym, tańczono mazura lub kotyliona, ewentualnie bawiono się w bardzo bliskim sobie gronie.

"Wszelka poufałość pomiędzy młodemi ludźmi na balu jest surowo zakazaną, przyjętym jest jednak, aby w kontradensie i mazurze panna rozmawiała z kawalerem. W rozmowie unikać i strzec się potrzeba obmawiania; przedmiotem konwersacyi może być piękność balu, uprzejmość i gościnność gospodarzy, elegancyja toalet i… gorąco. (…) Rozmowa płynąca wolnym biegiem po tak pospolitej i jałowej treści niemało przyczynia się do nadania światowym zebraniom bezmyślnego charakteru, tak nieznośnego dla ludzi rozumnych i wykształconych" - instruowano tych, którzy chcieli dopełnić obyczajowej normy prosto z najelegantszych salonów.

Bale. Te inaugurujące karnawał, czas, kiedy młode panny wchodziły w świat, w którym miał na nie czekać książę z bajki (najlepiej dobrze sytuowany, z dobrego domu, z perspektywami na przyszłość) to oczywiście bale sylwestrowe. Tradycja przypisuje świętowanie sylwestra rokowi 1000. Według legendy Sybilla, grecka wieszczka, przepowiedziała, że w roku tym nastąpi koniec świata, za którą miał odpowiadać uwięziony w lochach Watykanu smok Lewiatan. Ludowe legendy głosiły, że potwora ujarzmił papież Sylwester I, ale po latach uśpienia bestia wybudzi się w nocy z 31 grudnia 999 roku na 1 stycznia 1000 roku i rozpęta piekło.

Kiedy nieuchronnie zbliżał się ów rok, na tronie Piotrowym urzędował Sylwester II, wcześniej znany jako Gerbert z Aurillac. Ten filozof był świetnym matematykiem. W Hiszpanii poznał cyfry arabskie, skonstruował zegar mechaniczny i organy, ale jego niespotykane umiejętności powodowały, że podejrzewano go o kontakty z diabłem... Wtedy jednak, tej upiornej nocy, lud Rzymu i wielu innych miast ówczesnego chrześcijańskiego świata czekał na zbliżający się koniec. W modlitwie, żałujący za grzechy, przerażony.

Cóż to była za ulga, kiedy 1 stycznia 1000 roku, gdy minęła północ, świat trwał dalej, jak gdyby nigdy nic. Jak chce legenda, uradowani i uratowani przed zagładą ludzie wybiegli z domów na ulice, by świętować kolejny rok. Rozpacz zamieniła się w euforię, pokuta w tańce, hulanki i śpiewy obficie podlane rozmaitymi trunkami. To wtedy miała się narodzić tradycja balów sylwestrowych i papieskiego błogosławieństwa w Nowy Rok "Urbi et orbi" - "Miastu i światu".

Do Polski tradycja balów sylwestrowych zawitała w XIX wieku, a toast noworoczny w zamożnych domach wznoszono węgierskim tokajem. Wcześniej mieliśmy jednak swoje zapusty - w czternastym tomie Encyklopedii Orgelbranda, wydanej w Warszawie w 1863 roku, pisano:

"W Polsce zapusty suto niegdyś bywały obchodzone: maski, reduty, pochody, kuligi, przebierania się panowały powszechnie; nowszymi czasy ograniczał się karnawał na maskaradach i balach, od trzech lat umilkł zupełnie". Po upadku powstania styczniowego nie było lepiej, a nikt nie miał wtedy głowy do tańców. Dopiero trzy lata później, po ogłoszeniu przez cara amnestii, powrócono do hucznych zabaw. Swój pierwszy bal organizowany przez lwowskie Towarzystwo Strzeleckie tak wspominała panna Wanda Monne, późniejsza narzeczona Artura Grottgera (to na tym balu poznała słynnego malarza):

"Ojciec ofiarował mi strój cały, który wybraliśmy u Kuehmajera. Suknia biała, gazowa, w rzutkę z czarnych aksamitnych liści, ze złotymi żyłkami. Ładne to było. Mam jeszcze kawałek tej sukni na pamiątkę. (...) Przez cały tydzień przychodzili znajomi zamawiać tańce".

Bale były idealną okazją do zaprezentowania swojej urody, flirtu, snucia intryg czy budowy towarzyskich koterii, ale przede wszystkim w świecie dziewiętnastowiecznej arystokracji i mieszczaństwa stawały się żywym biurem matrymonialnym.

To na balach panny na wydaniu mogły zaprezentować swoje wdzięki, by panowie szukający odpowiedniej żony mieli z kogo wybierać. Ówczesna prasa pełna więc była stosownych porad, mających doprowadzić do szczęśliwego zamążpójścia, tym bardziej że czas na łowy był krótki - po trzech karnawałach panna, na której serdecznym palcu nie błyszczał zaręczynowy pierścionek, była panną starą i nieatrakcyjną. Jedyne, na co mogła liczyć, to dożywocie u szczęśliwszej siostry lub brata albo habit zakonny.

Pannie Monne się udało. Na balu Towarzystwa Muzycznego wystąpiła w bladoniebieskiej sukni przybranej niezapominajkami, a na przypudrowanych włosach miała wieniec z niebieskich kwiatków. Na kolejnym "tualeta bladozielona ze złotemi kłosami i z takich kłosów wieniec na głowie, tylko włosy nie spuszczone jak przedtem, ale na prośbę Grota upięte". Ostatni w tym karnawale bal odbywał się u Blumenfeldów. Grottger, już narzeczony panny Wandy, przyniósł jej na ten bal różowe kamelie, które narzeczona przypięła do białej sukni. W pamiętniku zapisała: "Był to ostatni bal w owym pamiętnym, bo jedynym w życiu mojem, karnawale".

"Poradnik dla zakochanych" z roku 1903, uczył, jak zdobyć szczęście w miłości i powodzenie u kobiet. Uczył praktycznie, na przykładach. Jednym z nich był oczywiście bal, a dokładniej rozmowa, jaką na balu prowadzić w tańcu wypada:

"Kawaler zbliża się do panny siedzącej w towarzystwie swej matki i skłoniwszy się, mówi:
K. (kawaler): Czy mogę panią prosić do tego walczyka?
(panna z pytającym spojrzeniem do matki)
P. (panna): Mamo?
M. (matka): Idź, córko! Jeżeli pan tak łaskaw!…
(w tańcu)
K.: Pani tańczysz jak baletnica!
P.: Fe!
K.: Czy panią razi to porównanie?
P.: Nie! Ale mnie pan za bardzo przycisnął.
K.: Och! Pardon!
(tańczą dalej)
K.: Jak się pani bawi na dzisiejszym balu?
P.: Dziękuję! Tańczę dosyć.
K. Nic dziwnego.
P.: Dlaczego?
K.: Zostawiam to własnej domyślności pani.
P.: A! Zapewne zalety baletnicy, z którą łaskawie mnie porównał!… Fe!
K.: Czy znowu panią ścisnąłem?
P.: Nie!
(kawaler ściska ją mocniej)
P.: Ja doprawdy pasyami lubię walca! Słusznie pisze ktoś tam w swoich chansons.
(nuci do taktu)
P.: »Tańczę walca hopsa! Z podobnym do mopsa!«.
(tańczą dalej)".
Czy kawaler porównany do mopsa się załamał, nie wiadomo, ale najpewniej uważny młodzian czasów fin de sieclu, po przeczytaniu owego poradnika nie popełniłby takiego faux pas, jak porównanie porządnej panny do nieporządnej baletnicy.

Bale nie tylko były terenem łowieckim, na którym poradzić sobie mogli tylko najlepsi myśliwi. Skomplikowane relacje społeczne wymagały stosownej etykiety, rytuałów, ceremoniałów, znaków i sposobów komunikowania się z przeciwnikiem. Jednym z nich był karnecik balowy - zapisany na kilka tygodni przed balem dobrze wróżył młodej pannie i był widomym znakiem jej powodzenia. W sukurs szła też moda. Dzięki maskaradom, pozwalającym włożyć strój historyczny, młoda panna mogła na przykład odsłonić nogi, co w normalnych okolicznościach było nie do pomyślenia.
Elegant szykujący się do balu, jeśli nie zamierzał się przebrać za huculskiego górala czy choćby Hamleta, do wyboru miał właściwie tylko frak - ale co tu kryć, na czarnym tle kolorowe suknie pań lśniły jeszcze większym blaskiem.

Rewolucję w balowej modzie przyniosły lata dwudzieste ubiegłego stulecia. Już nie stylizowane na historyczne kostiumy, już nie moda na ludowe odniesienia, kreacje a la Kleopatra (najsłynniejszą miała księżna Daisy von Pless na balu u księżnej Devonshire), ale odsłonięte nogi, nagie ramiona i ręce bez rękawiczek. Już nie walce, kotyliony czy mazury, ale shimmy, charlestony i jazz. Bale się demokratyzowały, choć wciąż wiązały się ze starannie przemyślaną toaletą (w koń-cu chodziło o to, by z balu wyjść z tytułem królowej).

W Warszawie od początku lat 20. do 1939 roku odbywał się coroczny Bal Mody, na którym ówczesna śmietanka towarzyska zadawała szyku, a panie walczyły o zaszczytny tytuł Królowej Mody. W 1938 roku przyznano go Ninie Andrycz, aktorce, jednej z piękniejszych kobiet dwudziestolecia międzywojennego, po wojnie przez czas jakiś żonie premiera peerelowskiego rządu Józefa Cyrankiewicza...

Dzisiaj sylwestra może zorganizować każdy. W lokalu, w domu, na stoku. Możemy spędzić tę noc inaugurującą karnawał w teatrze, kinie, operze. W sukni balowej lub piżamie. Jest wolność, a od konwenansu ważniejsza jest dobra zabawa. Ale słabość do tradycji wciąż jeszcze istnieje - najsłynniejszy bal debiutantek, wciąż, niezmiennie, odbywa się w Wiedniu. Szczęśliwie jednak bal nie jest już jedyną szansą na zdobycie męża, a i karnawałów można przeżyć więcej niż tylko jeden jak panna Wanda Monne.

Katarzyna Kaczorowska

Korzystałam z książki Małgorzaty Możdzyńskiej-Nawotki "od zmierzchu do świtu. Historia mody balowej" Wydawnictwa Dolnośląskiego. Publikacja powstała we współpracy z Muzeum Narodowym we Wrocławiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska