Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dolny Śląsk filmowym zagłębiem

Małgorzata Matuszewska
"Sztuczki", które są polskim kandydatem do Oscara, nakręcono w Wałbrzychu
"Sztuczki", które są polskim kandydatem do Oscara, nakręcono w Wałbrzychu Dariusz Gdesz
Często puste jak wydmuszka hasło wielu firm: "ludzie to nasz największy skarb" nie wzięło się znikąd. Od zawsze, czyli od kiedy we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku kręcono filmy, to ludzie są skarbem X Muzy. Triumf Waldemara Krzystka i "Małej Moskwy" na ostatnim Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni pochodzi stąd - z filmowej tradycji Wrocławia i Dolnego Śląska.

Ostatnio często zżymam się, słysząc, że Wrocław jest wyjątkowy, że jest miastem spotkań, że jest otwartym miastem. Bo nie zawsze (zwłaszcza na drogach dojazdowych do wielu miejsc) marketingowe zapewnienie ma pokrycie w rzeczywistości. Ale jestem dumna, wiedząc, że mieszkają tu ludzie wybitni. Jak Waldemar Krzystek.

Urodził się w Legnicy i tam wydeptał ścieżki swoich "legnickich" filmów i przeniesionego do teatru telewizji spektaklu "Ballada o Zakaczawiu". Niedawno w rozmowie dla naszej gazety reżyser powiedział mi, że nie pracuje w Legnicy z poczucia obowiązku wobec małej ojczyzny. Podkreślił, że Dolny Śląsk jest wielkim filmowym plenerem ze scenografiami niewymagającymi przeróbek, a ludzkie historie gotowymi materiałami na scenariusz.

"Małą Moskwę" obejrzał w Gdyni Sylwester Chęciński, legenda filmowego Wrocławia. Od lat łączy go przyjaźń z innym wielkim wrocławianinem - Stanisławem Lenartowiczem. To z nimi za dawnych, dobrych czasów kwitnącej Wytwórni Filmów Fabularnych siadywał przy herbacie bardzo młody Krzystek. Słuchał ich uwag.
- Przychodziliśmy do Wytwórni między filmami, siadywaliśmy w rogu baru i piliśmy herbatę, a potem były problemy, kto ma zapłacić - śmieje się Sylwester Chęciński. - Waldek radził się, ale moje porady z czasem były coraz "chudsze", bo wszedł we właściwy rytm i sam umiał coraz więcej.

Według Sylwestra Chęcińskiego, twórca "Małej Moskwy" jest dziś dojrzałym twórcą.
- Wie, co chce opowiedzieć i jakie dobrać instrumenty - mówi twórca "Samych swoich". - "Mała Moskwa" jest dobrze zrobiona, ma dobry warsztat i niesie treści interesujące dla widza. Ten film i werdykt jury sprawiają, że dobrze myśli się o gdyńskim festiwalu jako o imprezie niezapominającej o widzach chodzących do kina, żeby obejrzeć historie prościutkie, a jednocześnie znakomite.
Sylwester Chęciński uważa też, że Krzystek niekonwencjonalnie pracował nad powstaniem swojego filmu.
- Sam pojechał do Moskwy obejrzeć ponad 70 filmów, miał natłok propozycji aktorskich, przywiózł aktorów i świetnie ich obsadził - zdradził nam.

Któż nie zna wielkich wrocławskich nazwisk filmowych? Sylwester Chęciński na Dolnym Śląsku nakręcił słynnych "Samych swoich". Widzowie znają też inne świetne filmy reżysera, wśród nich "Historię żółtej ciżemki", w której w roli Wawrzka debiutował młody Marek Kondrat.
Stanisław Lenartowicz, autor najbardziej chyba znanego filmu "Giuseppe w Warszawie", a także wielu innych, m.in. "Zobaczymy się w niedzielę" czy "Pigułki dla Aurelii" mieszka i pracował we Wrocławiu.
Wrocławianami są: Wiesław Saniewski ("Nadzór", "Sezon na bażanty" z Cezarym Harasimowiczem, "Obcy musi fruwać", "Bezmiar sprawiedliwości"), Jan Jakub Kolski ("Jańcio Wodnik", "Historia kina w Popielawach", "Szabla od komendanta", "Cudowne miejsce") i wielu innych twórców. Także tych, którzy przyczyniają się do powstania filmu, a jest o nich ciszej, niż o reżyserach i odtwórcach głównych ról. We Wrocławiu mieszkał przecież nieżyjący już Roman Kolski, ojciec Jana Jakuba, montażysta pracujący przy ok. 40 filmach i ponad stu odcinkach seriali, m.in. "Stawki większej niż życie", "Wojny domowej". Montażystką była Ewa Pakulska, siostra reżysera. Jan Jakub Kolski powiedział kiedyś, że jego rodzina spędziła we wrocławskiej Wytwórni ponad 80 lat!

Mamy znanych filmowych scenografów, jak Tadeusz Kosarewicz, który przygotował scenografię "Zemsty" Andrzeja Wajdy. Tu pracował Aleksander Gołębiowski, zwany "legendą dźwięku" w polskim kinie, który m.in. współpracował z Krzysztofem Zanussim przy filmie "Góry o zmierzchu".
We Wrocławiu kręcony był "Ósmy dzień tygodnia", na planie którego Marek Hłasko poznał swoją żonę Sonję Ziemann.

A z najbardziej znanych na świecie reżyserów, pracujących we Wrocławiu, warto wspomnieć choćby Wojciecha Jerzego Hasa, Agnieszkę Holland, Tadeusza Konwickiego, Kazimierza Kutza, Krzysztofa Kieślowskiego, Romana Polańskiego, Marka Piwowskiego, Andrzeja Żuławskiego... Uff, od wielkości i ilości nazwisk, których wszystkich nie sposób wymienić, kręci się w głowie. Wśród filmowych wydarzeń są też smutne. To na wrocławskim peronie zginął prawie 42 lata temu Zbyszek Cybulski, słynny Maciek Chełmicki z "Popiołu i diamentu".

Nie najlepiej o ich włodarzach świadczy filmowa popularność dolnośląskich miast. Co i rusz Wrocław, Legnica czy Wałbrzych grają inne miasta. I bez makijażu świetnie im idzie udawanie miejsc z czasów II wojny światowej.
O wrocławskiej ulicy Mierniczej można by napisać filmową książkę. Tu kręcone były sceny do "Lalki", francusko-brytyjskiej "Kobiety na wojnie" Edwarda Bennetta, niemieckiego obrazu "Aimee i Jaguar". Nawet Japończycy biegali i jeździli czołgami po Mierniczej podczas ujęć "Avalonu" w reżyserii Mamoru Oshii.

Nagrodzony Oscarem "Charakter", holenderski obraz Mike'a van Diema, ponurą, niesamowitą atmosferę zawdzięcza Wrocławiowi i właśnie Mierniczej. Może więc dobrze wróży to "Sztuczkom" Andrzeja Jakimowskiego, polskiemu kandydatowi do Oscara? "Sztuczki" co prawda nie były kręcone we Wrocławiu, tylko w Wałbrzychu, ale Wałbrzych jest przecież magicznym miastem. Agnieszka Holland nakręciła tam swój film "Julia wraca do domu". Wałbrzyską Piaskową Górę, a także kawałek Świebodzic można zobaczyć w "Tajemnicy starego ogrodu" według "Awantury w Niekłaju" Nienackiego.
Tu powstał świetny, ciężki w odbiorze "Komornik" z Andrzejem Chyrą. Do Wałbrzycha trafili twórcy "Drogiej Molly", opowieści o młodej Irlandce szukającej chłopaka w jego rodzinnym mieście. Burość wałbrzyskich murów dobrze sprawdziła się w egzotycznej opowieści.
Reżyser Adek Drabiński i Bogusław Wołoszański "Tajemnicę twierdzy szyfrów" ukryli na zamku Czocha, zahaczając też o Książ, Bolków, Pszczynę.

Kilka odcinków "Stawki większej niż życie" kręconych było we Wrocławiu. Kloss jeździł wokół wrocławskiej katedry na Ostrowie Tumskim, a reżyser Andrzej Konic wolny czas spędzał w Monopolu. Może gdyby dziś na Dworcu Głównym kręcono "Stawkę...", dworzec byłby czyściutki jak z filmowego obrazka? Przed ujęciami szorowano nawet perony!

Jeszcze nie widzieliśmy przenoszonej niedawno na ekran autobiografii Marcela Reicha-Ranickiego, niemieckiego "papieża krytyki literackiej", do której zdjęcia powstawały w Legnicy i we Wrocławiu. Wrocław zagrał w nim zresztą wojenną Warszawę, co raczej nie najlepiej świadczy o odnowionym wizerunku miasta. Bombardowany Berlin udawała Legnica w filmie Maksa Faerberboecka "Kobieta w Berlinie".

Muzealne, niespotykane na świecie realia wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych docenił sam Peter Greenaway, który pracował tu nad swoją "Strażą nocną" o życiu Rembrandta. Niestety, David Lynch, który kilka lat temu przyjechał oglądać Wytwórnię, na zwiedzaniu hal poprzestał.
Ale Dolny Śląsk ma swoje filmowe tajemnice i na miarę wielkich filmów krojone marzenia. Powiodło się Waldemarowi Krzystkowi, bo uparł się, że jego film o rodzinnej "małej Moskwie" powstanie mimo wielu trudności.
Oby duch Wałbrzycha sprawił, że powiedzie się i "Sztuczkom" w wyścigu po Oscara.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska