Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprzedawca rozpaczy

Jacek Antczak
Nie bardzo potrafi grać na gitarze. Śpiewa też nie najlepiej. Jest Żydem fascynującym się chrześcijaństwem, choć mieszka w buddyjskim zakonie. U jego boku zawsze jest piękna kobieta.

Przed tygodniem - 21 września - Cohen obchodził 74. urodziny. W poniedziałek zaśpiewa w Hali Ludowej we Wrocławiu. To drugie jego spotkanie z tym miejscem. W 1985 popijając winko powiedział, że czuje się nieswojo, bo wie, że przed nim tłumy porywał tu Adolf Hitler. Cohena kochają Polacy bezkrytycznie. Dlaczego? Bo jest "sprzedawcą rozpaczy"? "Księciem włóczęgów"? A może przez jego... kłopoty z kobietami? Przecież Cohen sprzedał ponad 20 milionów płyt, a niemal każda jego piosenka opowiada o miłości.

Przed rokiem Leonard Cohen przyjechał do Polski na koncert własnych piosenek wykonywanych przez piękną Thomas Anjani. To obecna towarzyszka życia Leonarda. Kilka lat temu, kiedy dziękował Polakom (wznosząc toast kieliszkiem wódki Chopin) za niezmienny od dziesiątek już lat kult dla jego songów, u jego boku też była piękna dziewczyna i świetna artystka, Sharon Robinson.

Chopin, filozofia zen, poezja i kobiety? Czy to nie dziwny związek? Nie dla tego artysty. Mimo że bywał samotnikiem, uciekającym od sztuki i burzliwego życia na front (był na wojnie Izraela z Syrią) czy na wyspę Hydra - zawsze był uważany za "potwora miłości". Mimo że nie stronił od synagog i latami nie wychodził z buddyjskiego klasztoru, nigdy nie nazywano go ascetą. Przeciwnie, raczej piewcą narcystycznego erotyzmu i kapryśnym kochankiem. O związku wiary, miłości i sztuki napisał w piosence "Śmierć dziwkarza": "Twórca akurat był w pobliżu / i modlił się do wróbla / Franciszek z Asyżu / w ten religijny nastrój / wtargnęła bez trudności, / Gdy nogi swe rozłożę wnet / smak poznasz samotności".

Przy Cohenie zawsze były kobiety. I to zmysłowe. Nawet gdy pisał o "Siostrach miłosierdzia" nie była to fikcja literacka, tylko autobiografia.
- Kiedy piszesz, masz tendencję do gromadzenia rzeczy wokół siebie. Potrzebujesz wtedy w swoim życiu kobiety - wytłumaczył się prosto Cohen w jednym z wywiadów. Bo przecież od 65 lat (zaczął w wieku lat 9) zawsze coś pisał.

Z czym Leonardowi kojarzył się pierwszy dzień w montrealskiej szkole i w ogóle cała podstawówka? Z Jane. Z tą koleżanką z klasy rozstał się dopiero po ukończeniu Roslyn School. Nie przeszkadzało mu, że w tym czasie trzy razy w tygodniu chodził do synagogi, by poznawać Talmud. O Jane zresztą nigdy nie zapomniał. Obwieścił o niej światu w jednej z najsłynniejszych ballad: "A Jane do dziś / Kosmyk włosów ma Twych /i wiem, że gdy dawałeś go jej / Myślałeś już o tym by zwiać" ("Słynny niebieski prochowiec").
Biografie ujawniają, że nagą kobietę zobaczył już wiele lat wcześniej. Jako nastolatek zahipnotyzował pokojówkę. Nie, nie poezją. Hipnozą. Za sprawą ojca jednej ze swoich dziewczyn w szkole średniej bardzo się tym zainteresował. Przeczytał podręcznik i za pomocą żółtego ołówka, którym wodził przed oczami medium (pokojówka) sztuczka się udała. Gorzej było, że nie miał sposobu na obudzenie rozebranego medium. A matka miała zaraz wrócić. Ocucanie podręcznikiem nic nie dawało. Cohen przeczytał, więc kolejny rozdział i... jego matka, Masha Cohen (z pochodzenia Rosjanka, dyplomowana pielęgniarka z artystyczną duszą), nie zorientowała się.

Pierwszą poważną miłością Cohena była Freda Guttman, żydowska rówieśniczka, malarka. Chodzili z sobą kilka lat. Freda ilustrowała jego tomik, a Leonard napisał o niej esej i manifest o miłości. Opisał Fredę jako kobietę o "wyjątkowo pięknych udach". Po latach stwierdził, że to dzięki temu słowo "uda", tak często pojawiało się potem w jego songach.

W czasie studiów w Columbia Uniwersitet Cohen miał romans ze starszą od siebie Anną Sherman, która stała się dla niego ucieleśnieniem wolnej miłości i muzą. Poświęcił jej pierwszą wersję powieści "Ulubiona gra" i pisał o niej wiersze, nawet gdy w 1960 zamieszkał na greckiej wyspie Hydra, gdzie zajmował się tworzeniem oraz paleniem marihuany, jak cała bytująca tam bohema. Tam poznał Marianne Ihlen, modelkę, która była dla niego ideałem kobiety. Zdjęcie pięknej Norweżki siedzącej przy jego maszynie do pisania Cohen umieścił na okładce płyty "Songs A Room" z 1969 roku.

Marianne uwielbiała Cohena, matkowała mu i martwiła się, że zażywa zbyt wiele narkotyków. Jakże by mogło być inaczej, jeśli wtedy w domu Cohena pomieszkiwał nawet Allen Ginsberg. Rozstali się, gdy Cohen trafił do Nowego Jorku i na trasy koncertowe.
"W swe miejsce nad rzeką zabiera cię Zuzanna" - śpiewał tam. Niespodzianka - bard utrzymuje, że bohaterka słynnej ballady "Suzanne" nie była jego kochanką. Tancerkę Suzanne Verdal poznał w 1965 w nocnym klubie w Montrealu. "Zabrała go do siebie" i wiele godzin rozmawiali przy blasku świec.

Niejasne są też jego stosunki z bohaterką słynnej pieśni "Hotel Chelsea". Podobno spotkali się w windzie nad ranem. Podobno ona szukała Krisa Kristofersona, a on Lily Marlene. Wpadli sobie w ramiona. Miała na imię Janis. Była wokalistką. Nazywała się Joplin.
Cohen mieszkał w Hotelu Chelsea - siedlisku nowojorskiej bohemy, gdy rozpoczynał karierę pieśniarza. Wtedy, w klubie Andy Warhola na East Village Cohen znów zakochał się do szaleństwa. W Nico, paryskiej modelce, która grała u Felliniego, a potem została wokalistką Velvet Underground. Do niczego nie doszło, ale przez ich "scenę łóżkową" powstała "Śmierć dziwkarza" i kilka powtarzanych jak refren wersów ze "Wspomnień": "gadaj, czy pokażesz mi swe nagie ciało".
Z kolei bohaterki "Sióstr miłosierdzia" miały na imię Barbara i Lorrelaine. Były zagubionymi turystkami, które Cohen zaprosił do pokoju hotelowego w Edmonton. One spały, a Leonard pracował nad utworem.

Druga Suzanne, o nazwisku Elrod, "żona" Cohena, była Żydówką z Miami, kobietą piękną i skomplikowaną. Tak naprawdę formalnie nigdy się nie pobrali, ale ich związek trwał dekadę. Mieszkali w Nashville, w 1972 urodził im się syn Adam, a dwa lata później córka, której Cohen dał na imię Lorca, na cześć ulubionego poety. Ten związek Cohena był, jak wszystkie inne, niezwykle burzliwy. Tym razem przez rozterki duchowe barda. Gdy w 1974 roku dobiegł czterdziestki, jego życie coraz bardziej się mieszało. Zajął się filozofią zen, w latach 80. wracał do judaizmu. Nadal pożądał kobiet, ale przestał je bałwochwalczo wielbić. W 1978 Suzanne Elrod wyjechała do Francji, ale Cohen do dziś utrzymuje kontakt z rodziną.

Teraz znowu nagrywa znakomite płyty, ostatnio z Thomas Anjani. Kobiety, miłość i żądze w życiu Cohena nigdy nie przestaną odgrywać głównych ról.

Korzystałem m.in. z powieści Leonarda Cohena "Ulubiona gra" i "Piękni przegrani", biografii "Życie Leonarda Cohena". Fragmenty wierszy w przekładzie Macieja Zembatego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska