Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Można nie lubić Bożego Narodzenia. Tylko co nam zostanie?

Arkadiusz Franas
Arkadiusz Franas
Arkadiusz Franas
- Nie cierpię świąt Bożego Narodzenia - powiedział mi niedawno, nieco przerażony, jeden z moich kolegów. I faktycznie, wiele takich opinii można przeczytać na różnych forach internetowych czy na Facebooku. Tylko że... to nic nowego.

Od kiedy pamiętam, a wtedy jeszcze nie było internetu, takie poglądy zawsze wygłaszali różni ludzie. I oczywiście wiem, że są tacy, którzy mają bolesne powody, by w smutku przeżywać te święta, tylko oni nie obnoszą się z tym. Ich autentyczne cierpienie tkwi w nich. A ci, co obwieszczają światu swoją niechęć do tego jakże radosnego święta, na ogół wygłaszają sądy typu: to święta pełne sztuczności i udawanej miłości przez ludzi, którzy normalnie by się pozabijali, a przy opłatku obłudnie się do siebie uśmiechają.

Po pierwsze, współczuję rodziny, a po drugie, to też... powód do radości, że choć przez dzień potrafią być dla siebie mili. Poza tym człowiek to istota, która potrzebuje dużej dozy obłudy i hipokryzji, by współistnieć. Bo, drogi przeciwniku świąt, jeśli chcesz być konsekwentny, to musisz zrezygnować z obchodzenia imienin, urodzin, rocznic, żony, męża, pracy, samochodu i wielu innych. Przecież podczas imienin też ludzie składają ci życzenia, a skąd wiesz, które są prawdziwe? A jeśli jesteś za naturalnością, to czemu nie powiesz szefowi, że jest niezłym burakiem (jeśli jest)? Gdy jedziesz samochodem, to czemu zachowujesz się sztucznie i zatrzymujesz się na czerwonym świetle? Pies Pawłowa czy co? To też sztuczne zachowanie. Żona cię zdenerwowała i nie wystawiłeś jej za drzwi? Obłudnik.

Niech choinka będzie zielona, karp z ryby, barszcz z buraków, kompot z suszu, prezenty za złotówkę lub za milion, ale z serca

Jak więc widać, całe nasze życie to festiwal zachowań niekoniecznie naturalnych. Jeden na milion, gdy zobaczy piękną kobietę na ulicy i serce mocniej mu zabije, podejdzie i wyzna miłość. Pozostałe 999 999 osobników rozpoczyna spektakl zachowań rytualnych. Próbuje wytropić Jej ślad, coraz częściej zaczyna się myć, wciąga brzuch i napina mięśnie, które w stanie spoczynku przypominają skrzyżowanie dętki z pasztetową. A gdy wreszcie dojdzie do upragnionego spotkania, to podczas rozmowy próbuje uchodzić za znawcę pop-artu, młodego kina czeskiego i smakosza win francuskich, choć do tej pory, słuchając Rihanny, popijał piwo, a z młodych filmów to ewentualnie "Kac Vegas w Bangkoku". I takiej sztuczności i obłudy w naszym życiu pełno.

Święta Bożego Narodzenia nie są więc niczym nadzwyczajnym, gdy patrzeć na nie jak na zbiór sztucznych gestów. Bardzo prosto, ale i sugestywnie zdefiniował je ksiądz poeta Jan Twardowski.

Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia?
Dlaczego wpatrujemy się w gwiazdę na niebie?
Dlaczego śpiewamy kolędy?
Dlatego, żeby się uczyć miłości do Pana Jezusa.
Dlatego, żeby podawać sobie ręce.
Dlatego, żeby się uśmiechać do siebie.
Dlatego, żeby sobie przebaczać.

Strywializuję: do wyboru, do koloru. A może warto posłuchać i innego literata. Mistrza przede wszystkim dramatu, ale i autora przepięknych sonetów. William Szekspir tak tłumaczył niezwykłość wszystkich świąt:

Święta dlatego w takiej u nas cenie,
Że są nieliczne w różnych dni bezliku,
Jak te kosztowne, najgrubsze kamienie,
Z rzadka dzielące perły w naszyjniku.

Jednak święta Bożego Narodzenia mają też co najmniej jedną przewagę nad tymi naszymi wszystkimi drobniejszymi festiwalami miłych zachowań.

W tych dniach nie tylko wybrani, ale wszyscy próbują być mili. I naprawdę wielu to się udaje. Może dlatego, że mamy trochę więcej czasu dla siebie, a może dlatego, że ludzie, by w tym dniu się spotkać, potrafią przemierzyć tysiące kilometrów, a może też dlatego, że wielu potrzebuje właśnie takiego wigilijnego impulsu, by poczuć coś w okolicach serca. A że tylko raz do roku? To już naprawdę coś. I zamiast z tego się śmiać, doceńmy.

Dlatego nalegam. Niech choinka będzie zielona, karp koniecznie z ryby, barszcz z buraków, kompot z suszu, pierogi z grzybami, prezenty za złotówkę lub za milion, ale z serca oraz jeden wieczór i dwa dni patrzenia na wszystkich krewnych z całego świata. A i te kolędy... Fałszowane, wyśpiewane co drugie słowo, bo kto by spamiętał, gdy śpiewa się je raz na rok.

Ale od kiedy zobaczyłem, jak mój kolega muzułmanin, rodem z Czarnego Lądu, ponad 20 lat temu ze łzami w oczach na spotkaniu wigilijnym śpiewał "Gdy się Chrystus rodzi...", jestem już pewny, że są to utwory magiczne.

- Dlaczego ryczysz? - zapytałem kolegę o wdzięcznym imieniu Sulufu. - Bo wy macie takie piękne święta - rzekł, wycierając łzy. - Jestem wnukiem czarownika, a to wy mnie zaczarowaliście.
Drodzy Państwo, dajmy się zaczarować. Magicznych chwil życzę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Można nie lubić Bożego Narodzenia. Tylko co nam zostanie? - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska