Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pewność siebie, konsekwencja, optymizm, czyli przepis na sukces Jana Kulczyka

Dorota Kowalska
Fot. Arkadiusz Lawrywianiec
Szanowany, podziwiany, ale też krytykowany za zbyt zażyłe kontakty z władzą. Jan Kulczyk był bez wątpienia wizjonerem biznesu, ale też człowiekiem, który potrafił dzielić się swoją fortuną

Doktor Jan - tak mówiło się o Janie Kulczyku, najbogatszym polskim przedsiębiorcy, filantropie i wizjonerze. Przez jednych uważany za przebiegłego biznesmena wykorzystującego swoje polityczne znajomości, przez innych za człowieka ciepłego, sympatycznego, duszę towarzystwa. Pewnie był w nim i twardy biznesmen, i wrażliwy mecenas sztuki, sportu, Kościoła.
- Jeśli ktoś miał okazję spotkać, poznać Jana Kulczyka, był zaskoczony. To nie był bezwzględny biznesmen, bo taki obraz Kulczyka wykreowały media i świat biznesu, co nie oznacza, że Jan Kulczyk nie miał poczucia własnej wartości. Miał, znał swoją wartość. Ale obok tego był człowiekiem bezpośrednim, ciepłym, o szerokich horyzontach - opowiada ks. Kazimierz Sowa. Mało kto wie, ale Kulczyk był konfratrem zakonu paulinów. Paulini nadali mu ten tytuł w dowód wdzięczności, bo Kulczyk sponsorował remont niektórych części klasztoru jasnogórskiego, ufundował też samochód kaplicę, którym po Polsce podróżuje kopia cudownego obrazu. - Śmiał się, że teraz może być pochowany w białym habicie, jak paulini - wspomina ks. Sowa. To był oczywiście żart. Tytuł konfratra daje wprawdzie taki przywilej, tyle że od lat nikt z niego nie korzysta.

Kulczyk zmarł nieoczekiwanie w nocy z wtorku na środę w jednym z wiedeńskich szpitali. Przechodził drobny, wydawałoby się, niegroźny zabieg, ale najprawdopodobniej doszło do pooperacyjnych powikłań. Z kolei francuska agencja AFP podała, że Kulczyk od roku leczył się na raka prostaty. Ponoć został przewieziony do wiedeńskiego szpitala, by przejść nowatorskie badania nowotworowe po operacji prostaty w Nowym Jorku, której poddał się przed rokiem. W każdym razie w środę miał być ze szpitala wypisany, był już poumawiany na spotkania w Warszawie.

- Był człowiekiem nietuzinkowym i niesamowitym. Nie znam drugiego człowieka w Polsce, który z taką odwagą i determinacją wykazywał się w biznesie. Znaliśmy się kilkadziesiąt lat. Też jestem biznesmenem, ale daleko mi do wizji, odwagi, szczęścia, jakie posiadał Janek. Miał tyle szczęścia w życiu, tyle udało mu się zrealizować i zabrakło mu szczęścia w tak prozaicznej rzeczy, przy jakimś głupim zabiegu. Janek strasznie eksploatował własne zdrowie. Ciągle podróżował. Jego dzień pracy był niewyobrażalnym wysiłkiem. To smutny dzień. Straciliśmy wyjątkową osobę - mówił na antenie TVN 24 Biznes i Świat Zbigniew Jakubas, biznesmen i przyjaciel Jana Kulczyka.

Biznesmenem był rzeczywiście światowej klasy. Od 2002 r. niezmiennie na pierwszym miejscu listy najbogatszych Polaków "Wprost", zakładał Polską Radę Biznesu, był współzałożycielem Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej, w 2014 r. powołał do życia Radę Polskich Inwestorów w Afryce.

- To był człowiek wyjątkowego formatu - zauważa Marian Nickel, założyciel Nickel Development i YouNick. - Dla mnie jego dorobek jest imponujący. Był wielkim wizjonerem i te wizje realizował. Pod koniec lat 80. trudno było sobie wyobrazić, że Polak robi interesy z takim koncernem jak Volkswagen. On nie miał takich zahamowań - dodaje.

Kulczyk pochodził z rodziny przedsiębiorców. Lubił powtarzać, że miał szczęście, bo pierwszy milion dolarów dostał od ojca, który dorobił się w Niemczech. Kulczyk zaczynał właśnie u niego, potem założył firmę handlu zagranicznego Interkulpol. Wreszcie stworzył pierwszą w Polsce sieć dystrybucji samochodów marki Volkswagen.

- Pamiętam, że jego pierwsze pomysły biznesowe: czy związane z Volkswagenem, czy prywatyzacją browarów Lecha, czy wreszcie jego wielka pasja, jaką były autostrady wielkopolskie, wydawały się dla większości zupełnymi bajkami, a on udowodnił, że tak nie jest, że można zaangażowaniem, zdolnością przekonywania do wizji osiągnąć bardzo dużo - wspominał Kulczyka, Wojciech Kostrzewa, dyrektor generalny grupy ITI. - Tracimy kolejnego wybitnego przedsiębiorcę. Dla wszystkich ta informacja jest przede wszystkim wielkim szokiem, bo nie znamy szczegółów - mówił Kostrzewa na antenie TVN 24. Podkreślał, jak Marian Nickel, że Kulczyk był wizjonerem biznesu. Poznał go w 1989 r. na konferencji w Kolonii. - Ja byłem młodym naukowcem, on młodym przedsiębiorcą i snuliśmy w małej włoskiej pizzerii plany o tym, jak Polska będzie mogła wyglądać - wspominał Kostrzewa.

W 1991 r. powstał Kulczyk Holding, który od 2007 r. wchodzi w skład grupy Kulczyk Investment House. Właściwie trudno wyliczyć sektory, w których Kulczyk nie byłby obecny: ropa, gaz, autostrady, motoryzacja, browary, nieruchomości, ostatnio zainteresował się surowcami mineralnymi w Afryce. Z czasem stał się ambasadorem polskiego biznesu, inwestował w 28 krajach świata. Przejmował także państwowe firmy, a potem odsprzedawał je zachodnim inwestorom. Był za to krytykowany, podobnie jak za zażyłe kontakty z politykami, bo znał ich bardzo wielu. Wystarczy wspomnieć, że jego nazwisko przewija się w słynnej aferze podsłuchowej, w której dwóch kelnerów przez całe miesiące nagrywało w słynnych warszawskich restauracjach elitę polskiej polityki i biznesu. Jak podawał tygodnik "Do Rzeczy", Jan Kulczyk miał się spotykać z Krzysztofem Kwiatkowskim, prezesem NIK, i sondować możliwość uzyskania preferencyjnych rozwiązań prawnych dla spółek, których jest właścicielem. Z Pawłem Grasiem, byłym rzecznikiem Platformy Obywatelskiej, miał rozmawiać kilkakrotnie, głównie o przejęciu przez siebie firmy CIECH SA, na swoich oczywiście warunkach. Z Janem Krzysztofem Bieleckim Kulczyk dyskutował ponoć o możliwości dotarcia do grona zaufanych premiera Donalda Tuska, a z Radosławem Sikorskim o obecnej sytuacji politycznej i gospodarczej na Ukrainie w perspektywie robienia tam interesów.

- Zawsze robił interesy z władzą, tak z lewej, jak z prawej strony sceny politycznej. Proszę pooglądać zdjęcia, jest na nich z politykami wszystkich właściwie opcji politycznych. Tylko dwa lata rządów Prawa i Sprawiedliwości nie były dla niego zbyt udane, z PiS-em nie umiał się dogadać - mówi nam jeden z polityków prawicy.

I tak nazwisko Kulczyka pojawia się w kontekście afery orlenowskiej. Biznesmen był udziałowcem Orlenu. Podczas prac sejmowej komisji śledczej ws. Orlenu pojawiły się sugestie, że Kulczyk w 2003 r. spotkał się z Władimirem Ałganowem, rosyjskim funkcjonariuszem wywiadu skrywającym się za dyplomatycznym paszportem, byłym pracownikiem ambasady ZSRR i Federacji Rosyjskiej w Warszawie. Polski biznesmen miał zapewniać, że doskonale zna Aleksandra Kwaśniewskiego i sugerować, że pomoże Rosjanom przejąć Rafinerię Gdańską w procesie prywatyzacji. Swego czasu dużo mówiło się o ziemi kupionej przez Kulczyka w centrum Poznania. Dziennikarze lokalnego oddziału "Gazety Wyborczej" napisali, że przetarg na te grunty mógł być ustawiony przez miejskich urzędników, tak by kupił je właśnie Kulczyk. Sąd pierwszej instancji skazał nawet prezydenta Ryszarda Grobelnego za zaniedbania, ale w kolejnych procesach Grobelny został uniewinniony.
Cóż, Jan Kulczyk był biznesmenem, miał oprócz tego łatwość nawiązywania kontaktów.
- Bardzo ciepły, erudyta, inteligentny, o ogromnej wyobraźni. Nie był człowiekiem sztampowym. Cały czas snuł plany, ostatnio interesował się krajami Afryki. Pracował nie tylko w biznesie, był filantropem - opowiada nam Leszek Miller, szef Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
- Niektórzy zarzucają mu zbyt bliskie związki z polityką - zauważam.

- Był z nią związany jak wszyscy ze sfery biznesu. Takie kontakty są naturalne - odpowiada Miller.
Kazimierz Marcinkiewicz znał Jana Kulczyka od lat 90., spotkali się w Polskiej Radzie Biznesu.

- Bardzo przyjacielski. Dziwny w tym znaczeniu, że był światowcem, a przy tym bardzo ciepłym człowiekiem. Dusza towarzystwa, bardzo normalny. Wielcy, światowi ludzie tak zresztą mają: nie wynoszą się, nie chwalą, inni mówią o nich dobrze. Czasami kłóciliśmy się o Polskę, ale nawet jeśli mieliśmy różne wizje jej rozwoju, nie przeszkadzało nam to rozmawiać. Miał klasę, był człowiekiem wysokiej kultury - opowiada Kazimierz Marcinkiewicz. I dodaje, że charakter Kulczyka oddaje sprawa autostrady wielkopolskiej. Nie przestraszył się tej inwestycji, podjął wyzwanie. Zrobił autostradę z betonu. Wyszło dużo drożej, włożył w tę inwestycję ogromne pieniądze, ale stworzył coś trwałego, dobrego jakościowo. Dzisiaj to jedna z najlepszych autostrad w kraju, jeśli nie najlepsza.

- Miał rozmach w myśleniu, działaniu i determinację w dążeniu do celu - zachwala Marek Goliszewski, prezes Business Center Club.

Sam Kulczyk powtarzał, że sukcesowi sprzyjają trzy cechy: pewność siebie, konsekwencja i optymizm. Trzeba wierzyć, wierzyć i jeszcze raz wierzyć w to, co robimy. "Dociekam do końca, nigdy nie rezygnuję" - mówił w "Pulsie Biznesu". Uważał, że największym darem, jaki otrzymał od Boga, jest umiejętność tego, że wie, "kiedy wstać i wyjść". Cały czas się uczył, nie zrażał błędami, bo "wszystko jest potrzebne, by wyciągnąć właściwe wnioski. Czasem porażki są potrzebne bardziej niż zwycięstwa".
Powtarzał: "Kiedy jest okazja, to nie trzeba kupować. Jak dziś jest okazja, to jutro będzie taniej". Bywał szczery do bólu. "Karanie ludzi tylko za to, że wcześniej wstają, więcej się uczą, więcej ryzykują i dlatego więcej zarabiają, jest niemoralne i krótkowzroczne" - powiedział w wywiadzie dla "Wprost". Przyznawał, że swoje osobiste podatki płacił w Szwajcarii, bo tam na stałe mieszkał.

Ale nie tylko zarabianie milionów było dla niego ważne, mawiał: "Życie to nie tylko biznes".
Był otwarty na potrzeby artystów. Wspierał liczne inicjatywy kulturalne. Przyjaźnił się z muzykami, filmowcami, malarzami. - Pamiętam, że wspomniałem Janowi Kulczykowi, że chciałbym zaprosić Giuseppe di Stefano, a on już wysłał samolot do Mediolanu, nie zdążyłem nawet zadzwonić do artysty - opowiada Sławomir Pietras, który był bardzo blisko z nim związany. Kulczyk od zawsze czuł potrzebę bycia w środowisku artystycznym. Otwierając na Świętym Marcinie salon samochodowy, wprowadził tam galerię sztuki współczesnej, która promowała młodych artystów. Kiedy w 1990 r. zjawił się u niego Michał Merczyński z propozycją, aby wsparł rodzący się Festiwal Teatralny Malta, nie miał chwili zwątpienia, że warto w ten pomysł zainwestować.

- Dał nam wtedy połowę kwoty potrzebnej, by impreza w ogóle się odbyła. Od tego momentu wspierał nas co roku - mówi Michał Merczyński, szef Malta Festival. - Kulczyk był człowiekiem, który kulturę kochał i wspierał w sposób niebywały. Mówił: Najbardziej chciałbym zostać dyrektorem opery. Ja odpowiadałem mu: Janek, przecież ty już jesteś dyrektorem opery. I to jeszcze jakiej.

Sławomir Pietras mógłby o Kulczyku opowiadać godzinami. Wspólnie z biznesmenem i jego byłą żoną Grażyną Kulczyk sprowadzali światowe gwiazdy operowe i realizowali w plenerze Starego Browaru i parku wokół opery: "Carmen", "Makbet", "Rigoletto".

- Był zwiastunem świeżego wiatru, który niósł wyż z Zachodu - opowiada Andrzej Wituski, były prezydent Poznania. - Człowiekiem wszechstronnym, dla którego obok pieniądza równie ważna były kultura i sztuka, a szczególnie pomoc dla młodych talentów. Był honorowym członkiem naszego towarzystwa i jego mecenasem. Gdy ze swoją ówczesną małżonką Grażyną założyli Kulczyk Foundation, byli mecenasami jednego z konkursów Wieniawskiego.
Kulczyk bywał na galach i koncertach.

Jan A.P. Kaczmarek, wspominając biznesmena, mówi: - Z Janem Kulczykiem byliśmy blisko zaprzyjaźnieni. Razem spędzaliśmy wakacje. Był człowiekiem pełnym życia i humoru, wspaniałym towarzyszem, pełnym energii biznesmenem z klasą. A do tego był miłośnikiem opery i sztuki, a zarazem przyjacielem festiwalu Transatlantyk, który w ostatnich dwóch latach wspierał przez Autostradę Wielkopolską.

Kulczyk nie ograniczał się do finansowania kultury w Wielkopolsce. Współpracował z Operą Narodową. Dzięki jego hojności Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie zawdzięcza stałą ekspozycję. - Jan, jako osoba bez żadnych korzeni żydowskich, przekazał na jego rzecz 20 mln zł - opowiada Michał Merczyński.

Zaangażowanie Jana Kulczyka w kulturę przysłoniło jego aktywność na polu sportowym. A przecież w 2003 r. Jan Kulczyk miał konkretne plany inwestycyjne wobec Lecha Poznań. Nic z tego nie wyszło, a biznesmen zaangażował się w ruch olimpijski. Kulczyk od trzech lat współpracował z Polskim Komitetem Olimpijskim. Jego firmy z Kulczyk Holding SA były sponsorem ruchu olimpijskiego, co oznaczało w praktyce finansowanie przygotowań i wyjazdów najlepszych polskich sportowców na igrzyska olimpijskie. W ciągu dwóch lat przekazał na ten cel kilka milionów złotych.

- Kiedy widzę informacje o śmierci Jana Kulczyka, jakie pojawiają się w mediach, widzę, że sytuacja przypomina trochę tę, gdy zmarli Jerzy Kosiński i księżna Diana - opowiada Wojciech Fibak. - Odszedł jeden z największych i najbardziej rozpoznawalnych w świecie Polaków - dodaje były tenisista.

Sportowy rzeczywiście lubili Kulczyka. Kiedy pojawiły się informacje o śmierci Kulczyka, na Twitterze zawrzało.
Jagna Marczułajtis napisała: "Nie żyje dr Jan Kulczyk - Mecenas polskiego sportu. Wielki żal, wielka strata. Wyrazy współczucia dla jego Rodziny". Michał Pol: "Nie mogę uwierzyć, że zmarł Jan Kulczyk! Rodzina Olimpijska straciła oddanego przyjaciela...". Jerzy Dudek: "Niedowierzanie taki gość! R.I.P Jan Kulczyk".

Ale też Jan Kulczyk potrafił zaskakiwać. Zofia Noceti-Klepacka, polska żeglarka, podczas igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 r. wywalczyła brązowy medal w windsurfingu. Medal wystawiła na aukcję, z której dochód miała przekazać na leczenie swojej sąsiadki i największej fanki, 5-letniej Zuzi, chorej na mukowiscydozę. Jej rodzina nie była zamożna, a utrzymanie dziewczynki w jak najlepszej formie wymagało sporych pieniędzy. Krążek za 87 tys. zł wylicytował Jan Kulczyk. Odebrał go podczas specjalnej gali w siedzibie Polskiego Komitetu Olimpijskiego, po kilku minutach przekazał Noceti--Klepackiej. Żeglarka nie kryła wzruszenia, płakała na scenie.

- Sponsoring Polskiego Komitetu Olimpijskiego przez Jana Kulczyka nie polegał tylko na wkładzie finansowym - mówił na antenie TVN 24 Adam Krzesiński, sekretarz generalny Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Kulczyk Holding i Kulczyk Investments zostały sponsorami strategicznymi PKOl w 2012 r. i będą wspierać polskich sportowców co najmniej do igrzysk w Rio de Janeiro w 2016 r. Nieoficjalnie mówi się, że w tym czasie dzięki tej umowie polski sport dostanie nawet 30 mln zł.

Wsparcie Kulczyka dla polskiego sportu nie ograniczało się tylko do przelewania tysięcy złotych na konta PKOl. Biznesmen przewodniczył Radzie Patronów Polskiego Komitetu Olimpijskiego. To z jego inicjatywy utworzono Radę PKOl, zainaugurowano też Obrady Okrągłego Stołu Polskiego Sportu. Wzięło w nich ponad sto osób. Nie tylko ze świata sportu, ale również z kręgów polityki i biznesu. Kulczyk uważał, że nie tylko pieniądze są ważne, chciał merytorycznie wesprzeć i zainspirować do działania szersze środowisko. Bywał na stadionach piłkarskich i lekkoatletycznych. - Był przyjacielem sportu, wielkim kibicem, przeżywał starty polskich sportowców, ich sukcesy i porażki - wspominał na antenie TVN 24 Krzesiński.

Sam Kulczyk stwierdził swego czasu: "Sport pod wieloma względami podobny jest do biznesu. Potrzebuje długofalowej strategii, wizji, przemyślanej taktyki działania, wykształcenia i charakteru".

Śmierć Jana Kulczyka była zaskoczeniem także dla jego bliskich. Ale imperium, które zbudował, wydaje się bezpieczne. Grażyna Kulczyk, była żona Kulczyka, to bizneswoman doskonale poruszająca się w świecie wielkich interesów. Podobnie jak dzieci Kulczyka: syn Sebastian i córka Dominika.

- Dominika przypomina ojca, ma jego temperament, energię, jest otwarta, chętnie dzieli się pomysłami, których ma mnóstwo - opowiadał nam swego czasu Jarosław Sroka, członek zarządu w firmie Kulczyka. O 33-letnim Sebastianie Kulczyku mówił, że ma niezwykły talent do liczb i szybkich analiz, ale w relacjach z ludźmi jest zdystansowany, nawet introwertyczny, lekko wycofany.
Dominika Kulczyk to założycielka i prezes Kulczyk Foundation, założycielka i wiceprezes Green Cross Poland, członek rady nadzorczej Kulczyk Investments, prezes zarządu Polsko-Chińskiej Rady Biznesu, wiceprezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego, współzałożycielka Grupy Firm Doradczych Values. Prowadzi działania społeczne dedykowane lokalnym społecznościom w Polsce i za granicą, akcje charytatywne, sponsoringowe i z zakresu ekologii. W 2013 r. uhonorowana została tytułem Kobiety Dekady magazynu "Glamour". Doskonale porusza się w świecie mediów i show-biznesu. W jednej ze stacji telewizyjnych miała nawet swój program.

Sebastian, mniej obecny w mediach, od półtora roku jest prezesem Kulczyk Investments, największej prywatnej spółki w Polsce
"Już kilka lat temu ojciec wybrał moment zmiany pokoleniowej w firmie i rzeczywiście, zgodnie z umową, przekazał mi władzę. Powiedział też wtedy, że powstrzyma się od sterowania z tylnego siedzenia, bo teraz ja, samodzielnie, mam rozwijać Kulczyk Investments. Oczywiście, konsultuję z nim wszystkie decyzje, szczególnie te strategiczne. Jest przecież szefem rady nadzorczej i chodzącą kopalnią wiedzy. Tata zawsze był wizjonerem, ma intuicję, zna się na ludziach, ale przede wszystkim trafnie wytyczał kierunek rozwoju holdingu. Moja rola polega teraz na dostosowaniu Kulczyk Investments do nowych czasów" - mówi w wywiadzie dla "Forbesa", który właśnie się ukazał.

Jan Kulczyk zadbał o wszystko, jak przystało na wielkiego wizjonera.
Współpraca: Monika Kaczyńska, Stefan Drajewski, Anita Czupryn

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pewność siebie, konsekwencja, optymizm, czyli przepis na sukces Jana Kulczyka - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska