Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ŁKS - Śląsk: Wygrana, a dookoła tyle smutnych twarzy

Jakub Guder
Wygrana z ŁKS-em cieszy. Styl słaby, ale trzy punty ważne, a i najgroźniejszy rywal - czyli Legia - się potknął, remisując tylko z Cracovią. To znaczy, że zimę wrocławianie spędzą z czteropunktową przewagą nad stołecznym klubem. Jednak w niedzielne popołudnie więcej było smutku niż radości.

Najbardziej smutny podczas meczu był chyba Łukasz Madej. Chociaż może bardziej tu pasuje słowo "zły". Trener Orest Lenczyk zmienił go już w 41 min, wprowadzając na boisko Łukasza Gikiewicza. Do tego czasu wychowanek ŁKS-u był jedną z najjaśniejszych postaci w blado żarzącym się Śląsku. - Takich rzeczy się nie robi i mówię to wprost, tym bardziej, że graliśmy w moim rodzinnym mieście. Ale już nawet pomijając te okoliczności, absolutnie nie nadawałem się do zmiany i mogę to trenerowi powiedzieć, czy nawet usiąść z trenerem i ten mecz jeszcze raz obejrzeć - nie krył irytacji po spotkaniu Madej w wypowiedzi dla serwisu slasknet.com. No i może całe szczęście, że to ostatni mecz w tym roku, bo emocje opadną. Chociaż dusza drużyny - Sebastian Mila - twierdzi, że to sportowa złość i wszystko rozejdzie się po kościach. - Rozmawialiśmy o tym. Wiadomo, że to są emocje, adrenalina. Po zimie nie będzie o czym mówić - komentował sprawę kapitan wrocławskiej drużyny. Oby.

Nie cieszyli się też strzelcy goli. Antoni Łukasiewicz - bo pokonał bramkarza swojego pracodawcy, czyli Śląska. Dodatkowo - mimo tego, że jest jednym z najlepszych zawodników ŁKS-u - do Wrocławia chyba nie wróci, a i przyjdzie mu zapewne odejść z Łodzi w poszukiwaniu ambitniejszych wyzwań. Wielkiej radości po wyrównaniu nie okazywał też Przemysław Kaźmierczak - wychowanek klubu z alei Unii Lubelskiej.

Smutno też się zrobiło przez chwilę z powodu kibiców Śląska - chwalonych przez nas za mecze z Lechią czy Wisłą, a nawet za wyprawę incognito do Bełchatowa, gdzie po porażce 0:3 skandowali "GKS - szacunek!". W niedzielę po długiej przerwie po raz pierwszy pojechali na wyjazd ze swoją drużyną. Kilku jednak poniosło i opuścili swój sektor. Ktoś odpalił racę i rzucił ją niebezpiecznie blisko ustawionego niżej szmacianego namiotu. Dopiero wyrównująca bramka uspokoiła nastroje.

Wreszcie - smucił się Ryszard Tarasiewicz, który dobrze przygotował swoją drużynę, a mimo tego przegrał. Jaka będzie przyszłość jego i ŁKS-u? - Czeka nas ciężka wiosna. Zobaczymy jak to się rozwinie w tych kilku dniach przed świętami, bo nie ulega wątpliwości, że kilku zawodników nas opuści i trzeba będzie się wzmocnić - mówił po spotkaniu. Jest jednak i taka możliwość, że przyjdzie łódzkiemu klubowi grać Młodą Ekstraklasą. Czy wtedy Tarasiewicz będzie chciał zostać w Łodzi? Czas pokaże.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska