Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Pol: Na pielgrzymce raz kontrolowało nas wojsko, raz partyzanci

Stanisław Pol
Stanisław Pol
Stanisław Pol Arkadiusz Gola
Rozmowa ze Stanisławem Polem, jedynym żyjącym uczestnikiem pierwszej pieszej pielgrzymki z Rybnika na Jasną Górę.

Jak zdrowie panie Stanisławie? Dopisuje?
Nie jest dobrze. Człowiek niby jeszcze sprawny, ale nogi bolą. I to bardzo, w ogóle nie chcą mnie nosić. Ostatnio się przewróciłem.

O marszu z Rybnika do Częstochowy nie ma już mowy...
Już od dawna. Starałem się jednak w ostatnich latach odwiedzać pielgrzymów na trasie. Rodzina dowoziła mnie autem, bym mógł spędzić z nimi trochę czasu. Zawsze witali mnie bardzo serdecznie.

70 lat temu, kiedy szedł pan do Częstochowy po raz pierwszy, nogi też bolały?
Nie. Byłem młodym chłopcem, nie miałem skończonej szkoły. A przez całą wojnę ślubowałem, że jeśli uda mi się przetrwać do końca, to pójdę za to podziękować Matce Boskiej do Częstochowy. Miałem kilku kolegów, jeszcze ze szkolnej ławy, którzy takie same śluby złożyli. Kiedy wojna się skończyła, wróciłem do domu, do Rybnika, opuściłem partyzantów. Postanowiliśmy więc złożone obietnice zrealizować. Nie było to dla mnie nic nowego. Pielgrzymowanie doskonale znałem, bywałem w Częstochowie od dziecka.

To były trudne i niebezpieczne czasy. Nie baliście się?
Nie było bezpiecznie, to prawda. W lasach wciąż ukrywały się oddziały partyzantów, były grupy walczące z komunistami. A my szliśmy głównie lasami. Co rusz napotykaliśmy na kontrole. Raz kontrolowali nas polscy wojskowi, innym razem partyzanci. Ale nie spotkało nas nic złego w czasie tej drogi.

Mijaliście wsie, małe miasteczka. Jak reagowali miejscowi?
To był głównie podziw. Nikt się nie spodziewał, że tuż po wojnie, w tak trudnych i niepewnych czasach, ktoś się na pielgrzymowanie zdecyduje. A już na pewno się nie spodziewali, że na taki krok zdecyduje się sześciu młodych ludzi, tuż po 20-tce. W kieszeniach mieliśmy schowane różańce, modlitewniki. Ludzie doceniali to, że zamiast biegać dalej po lasach z bronią w ręku, my za zakończenie wojny idziemy podziękować. I spotykały nas dowody wielkiej sympatii. W drogę wyruszyliśmy przecież tylko z bochenkiem chleba w worku, który był tylko posmarowany, bez żadnych dodatków. Ludzie częstowali nas po drodze, tym co akurat mieli i zachęcali do dalszej drogi. Wychodzili przed chałupy, kibicowali. A w jednej z kapliczek mijanych po drodze odezwał się nawet dzwon. To było dla mnie wielkie przeżycie duchowe i religijne. Umocniło mnie to w wierze.

W kolejnych latach też pan pielgrzymował na Jasną Górę?
Rozpocząłem studia prawnicze, ale jeszcze trzy razy, w czasie wakacji, kiedy miałem wolne, to szedłem. Potem rozpocząłem pracę w sądownictwie. A wiadomo, jak władza patrzyła potem na religijne pielgrzymki. Niby wolno było chodzić, ale znałem przypadki, kiedy ludzi zwalniano za to, że brali urlop specjalnie po to, by iść na pielgrzymkę. Ja w kolejnych latach wypracowałem sobie inną tradycję. Co roku, zawsze w dniu swoich urodzin, czyli 3 maja jeździłem do Częstochowy wraz z żoną.

Rozmawiała: Barbara Kubica


*Wybieramy Dziewczynę Lata 2015 ZGŁOŚ SIĘ i ZAGŁOSUJ NA KANDYDATKĘ
*Nowy sklep IKEA powstanie w Zabrzu
*Burza na Śląsku i Zagłębiu. Po burzy Rydułtowy wyglądają jak po wojnie ZDJĘCIA + WIDEO
*Przepis na leczo SPRAWDZONY I NAJSZYBSZY
*Program Rolnik szuka żony 2: Rolniczka Anna będzie gwiazdą
*Plebiscyt Fotolato 2015 WYGRAJ FANTASTYCZNE NAGRODY
*Erotyczna bielizna i gadżety z Zabrza podbijają rynek w Arabii Saudyjskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!