Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Artur Michalkiewicz - Tygrys zdobył Moskwę i jest sportowcem spełnionym

Wojciech Koerber
Jako dzieciak mieszkał na Muchoborze Małym, chodził do SP nr 32 przy ul. Szkockiej. By zostać zapaśnikiem, musiał zatem przekroczyć granicę - tzn. ulicę dzielącą oba zwalczające się osiedla - i postawić nogę w SP nr 113 na Nowym Dworze. Na ul. Zemskiej.

UWAGA! ARTYKUŁ POWSTAŁ W 2011 ROKU

Tam właśnie swoją kuźnię talentów miał Jan Strojny, w godzinach rannych szkolny wuefista, wieczorem - pasjonat i trener zapasów. Klasyków. Zaczynał u niego nie tylko Artur Michalkiewicz, ale też wicemistrz Europy z 2001 roku - Marcin Letki czy wicemistrz świata kadetów Radosław Pawiłojć, obecnie zarządzający firmą Abet, wspierającą wrocławskie zapasy.

- Dotarła do mnie informacja, że w SP 113 jest nabór do sekcji i zebrało się nas około 50 chłopaków. Po roku zostało dwóch, może trzech. Ja w swojej grupie wiekowej od początku, od pierwszego kroku zapaśniczego, byłem wybijającą się postacią - przypomina Michalkiewicz, którego Strojny przekazał po kilku latach do warsztatu Jerzego Adamka. Czyli na tyły Kosynierki (ul. Mieszczańska), gdzie do dziś wylewają pot nasze pieszczochy. I tak oto stał się Michalkiewicz Tygrysem majora Adamka.

Już jako 20-latek, tuż przed zasileniem grona seniorów, zasmakował Michalkiewicz dużych sukcesów. Najpierw sięgnął w Turcji po wicemistrzostwo Europy juniorów. W finale, przy remisie, przegrał decyzją sędziów. Chwilę później wywalczył w Finlandii wicemistrzostwo świata juniorów, pokonując po drodze Aleksieja Miszyna, z którym później - już jako senior - będzie spotykał się na macie w różnych rejonach świata. I o różne stawki.

- To w ogóle był dla mnie udany rok (1997). Poza tymi medalami wygrałem w kraju wszystkie turnieje we wszystkich kategoriach wiekowych: mistrzostwo Polski juniorów i młodzieżowców, Puchar Polski seniorów, Międzynarodowe MP - Poland Open, a także Międzynarodowe MP młodzieżowców - prezentuje listę skalpów Tygrys. Wtedy już od roku - jako zawodnik Śląska - także żołnierz Wojska Polskiego. I sportowiec, który wie, czego chce. Naukę w technikum wieczorowym zakończył, by poświęcić się wyłącznie treningom. Nieco później ukończył jednak Technikum Mechaniczne w Chełmie. Tam była Szkoła Mistrzostwa Sportowego, a więc i bardziej przyjazny grunt do nauki dla takich jak on. - Tak ustalano terminy zjazdów, by nie kolidowały z treningami. Tam też zdałem maturę - mówi wrocławianin.

Po świetnym sezonie 1997 przyszedł okres zmęczenia i pierwsza poważna kontuzja (uraz łękotki, artroskopia). A to właśnie kontuzje co jakiś czas stopowały później tę bogatą karierę. - Stanąłem jednak na nogi i w 1998 roku zdobyłem swój pierwszy tytuł mistrza Polski seniorów. We Wrocławiu, w Kosynierce - zaznacza Michalkiewicz. Rok później na MŚ był dwunasty. - Kwalifikację na igrzyska w Sydney zdobywała wówczas pierwsza ósemka czy nawet dziesiątka. A więc zabrakło mi jednej wygranej walki. W roku olimpijskim uzbierałem jednak odpowiednią liczbę punktów i do Sydney poleciałem - dodaje.

Nim jednak Michalkiewicz do Sydney poleciał, zdążył przysłużyć się narodowi. Jeszcze w 1999 roku wywalczył brązowy krążek rozgrywanych w Zagrzebiu igrzysk wojskowych. A była to pierwsza edycja tej prestiżowej wśród żołnierzy imprezy.

Sydney? Jedno zwycięstwo, dwie porażki i zapłacone frycowe w pierwszym olimpijskim występie. Na początku 2001 roku znów zrobił się bałagan w kolanie - zerwanie więzadeł pobocznych, operacja, rehabilitacja i start na MŚ (9. miejsce). Po turnieju przyszedł czas na podjęcie bardzo poważnej życiowej decyzji. Dotychczasowa kategoria wagowa zawodnika (76 kg) uległa kasacji.
- Światowa federacja zmieniła kategorie wagowe, zmniejszyła ich liczbę do siedmiu, no i się poprzestawiało. Stanąłem więc przed wyborem - zbijać jeszcze więcej i zejść do 74 kg lub pójść wyżej, na 84 kg. Musiałem podjąć decyzję ważną dla swojego życia zawodowego, z którą trzeba się też borykać w życiu prywatnym.

Miałem wtedy ostrą rozmowę z prezesem PZZ. Powiedziałem mu, że jeśli mam być mistrzem, to w kat. 84

Takie zbijanie odbija się przecież na psychice. Już wcześniej musiałem zrzucać ze swojej naturalnej wagi około 8 kg, a teraz miały jeszcze dojść kolejne 2 kg. Decyzja nie była pochopna, a większość namawiała mnie na zbijanie. W Śląsku był przecież w kat. 84 kg Marcin Letki, który w 2001 roku został wicemistrzem Europy. Nie wszystkim pasowało to więc do układu sił, by mieć dwóch takich zawodników w tej samej wadze. Zdecydowałem się jednak pójść na 84 kg. I pamiętam, że podczas badań w Warszawie miałem bardzo ostrą rozmowę z ówczesnym prezesem PZZ, Stanisławem Szponarem. Powiedział, że nie widzi mnie w kat. 84 kg, że muszę zbijać, bo sobie nie poradzę. Bardzo mnie wtedy zdenerwował. Wysłuchałem, co miał do powiedzenia, ale na koniec powiedziałem stanowczo - jeżeli mam być mistrzem, to będę nim w kategorii wyżej - wyjaśnia zapaśnik.

Nadszedł zatem czas, by zacząć udowadniać wszystkim naokoło, a także sobie, słuszność wyboru. Trzeba było nabrać masy i mocy. W 2003 roku został Michalkiewicz wicemistrzem świata wojskowych, wygrał Poland Open, był drugi na silnie obsadzonym turnieju w Petersburgu. No i wciąż rywalizował z Letkim o numerek jeden w reprezentacji.

- Walka trwała do końca. Spotkaliśmy się na Memoriale Pytlasińskiego w Wałbrzychu. Finały były na zamku Książ, a zasady jasne - kto z nas wygra, jedzie na MŚ. Wygrałem zdecydowanie, lecz na niecały miesiąc przed tymi MŚ znów dosięgnął mnie pech. Trzeciego dnia zgrupowania w łokieć wdało się zakażenie, prawdopodobnie od ranki jakiejś. Przygotowania poszły na marne, dwa tygodnie brałem antybiotyki, ale do Francji pojechałem. W pierwszej walce spotkałem się z zawodnikiem z Izraela. Przy remisie 1:1 sędziowie orzekli jego zwycięstwo. I on zdobył później złoto. Miał tam miejsce pewien przekręt na moją niekorzyść. Drugą walkę w grupach, z Węgrem, wygrałem, Izraelczyk Węgrowi uległ i po podliczeniach okazało się, że jako pierwszy wychodzę z grupy. Izrael złożył jednak protest, zamieszali, i po czterech godzinach rozpiska została zmieniona. Z grupy wyszedł ten z Izraela, co dawało też jednocześnie kwalifikację do Aten - wspomina swój dramat Mi-chalkiewicz.

Aten Artur nie zobaczył - poleciał tam kumpel ze Śląska Marek Sitnik - ale doczekał się swojej wisienki na torcie. Dwa lata później, w 2006 roku, wreszcie wszystko zagrało. A były to ME w Moskwie. Tam poszedł Tygrys jak dzik w żołędzie, rozdrapywał po kolei wszystkich, którzy stawali na drodze: słynnego Turka Nazmi Avlucę, który miał już na koncie dwa złota ME (1996, 2004), a dwa kolejne miał zdobyć w przyszłości (2008 i 2010), Wiaczesława Makarenkę, któremu uległ w Sydney, czy wspomnianego Miszyna, z którym rachował się od czasów juniorskich. W finale czekał natomiast Ormianin Denis Forow. - On wygrał pierwszą rundę, ja drugą. W trzeciej ja nie wykonałem ataku, więc musiałem wybronić parter. I zrobiłem to - z dumą wyjaśnia po latach (można to zobaczyć na www. youtube.com). A działo się to za trenerskiej kadencji Piotra Stępnia.
By nie było zbyt pięknie, jeszcze w tym samym roku przytrafił się kolejny uraz. I to podczas MŚ, gdzie wygrał Michalkiewicz trzy pojedynki, by w czwartym doznać zwichnięcia barku. - Ambitnie wyszedłem jeszcze na drugą rundę, lecz z jedną sprawną ręką mogłem tylko przestać walkę, przeczekać w stójce. I tak szansa uciekła - ubolewa mistrz Europy. W 2007 roku wrócił, lecz bark posłuszny nie był. Za to obrzęknięty i bolący. Kontuzja się odnawiała, jednak po wygranych zawodach w Grecji Michalkiewicz pojechał na kolejny championat Starego Kontynentu. Choć trenował mniej, radził sobie świetnie. O wejście do finału spierał się z Miszynem. - On zrobił jednak akcję za trzy punkty. Poleciałem na jego oszukańcy chwyt w parterze i została mi walka o brąz z Francuzem. Przegrałem. Niemal z dnia na dzień po tej imprezie Stępnia zmienił Ryszard Wolny - dorzuca nasz zawodnik.

Michalkiewicz wciąż miał wielkie ambicje sięgające olimpijskiego pudła. Jako 31-latek poleciał do Pekinu, lecz przegrał pierwszą walkę z Bradem Veringiem. Amerykanin z kolei przegrał swój następny pojedynek i nie pociągnął za sobą Polaka. Tyle przygotowań, jeden bój i do domu. Nieco później dorósł Tygrys do kategorii 96 kg. - Wiedziałem, że w kadrze pana Wolnego nic już nie zdziałam. Startowałem w lidze i w Pucharze Polski - mówi. W 2010 roku pierwszy turniej z cyklu PP wygrał, w czasie drugiego... zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Ale to nie był jeszcze definitywny koniec.

- W maju powiedziałem w Śląsku, że jeśli mam walczyć w lidze, to muszę pojechać na obozy, by się przygotować. Trener odesłał mnie do kierownika Kruczyca, a ten powiedział, że nie ma takiej możliwości, bo nie ma pieniędzy. Drugi raz również otrzymałem odpowiedź odmowną.

Podziękowałem. Jako sportowiec czuję się spełniony - zaznacza olimpijczyk i mistrz Europy. Jesienią przez miesiąc z okładem jeździł z byłym ciężarowcem Mariuszem Jędrą do Poznania, gdzie ukończyli kurs walki w bliskim kontakcie (krav maga, judo). Wojakom się przyda. Bo przecież Michalkiewicz to żołnierz 2. Wojskowego Oddziału Gospodarczego we Wrocławiu (komendant - płk Jan Bereza). 3 grudnia zadebiutował też jako sędzia podczas Międzynarodowego Turnieju Młodzików. Zadzwonił główny okręgowy sędzia Czesław Czerniec, mówiąc: "już czas zadebiutować, Artur". No i wrócił Michalkiewicz na matę.

Artur Michalkiewicz

Urodził się 11 września 1977 roku we Wrocławiu. Olimpijczyk z Sydney (kat. 76 kg), gdzie wygrał z zawodnikiem z Samoa oraz przegrał z Makarenką (Białoruś) i Manukjanem (Ukraina), odpadając w eliminacjach (9. miejsce, zwyciężył Rosjanin Kardanow). Walczył również na igrzyskach w Pekinie (kat. 84 kg), gdzie odpadł w 1. rundzie po porażce z Amerykaninem Bradem Veringiem. 28 kwietnia 2006 roku zdobył w Moskwie tytuł ME (84 kg), pokonując Nazmi Avlucę, Andreę Minguzziego, Aleksieja Miszyna, Wiaczesława Makarenkę oraz w finale Ormianina Denisa Forowa. Wicemistrz świata oraz Europy juniorów z 1997 roku. 7-krotny mistrz kraju, złoty medalista wojskowych MŚ w Splicie (2008), przez całą karierę zawodnik Śląska Wrocław. Żona Marta, dwie córki: Ela (9 lat) oraz Lena (11 miesięcy). 3 grudnia zadebiutował jako sędzia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska