Nie zamierzam prezydenta atakować, bo sam obiektu nie stawia. Bierze udział w akcie zbiorowej rozpaczy. To mniej więcej tak jak z robieniem gazety codziennej - ty swoje zrobisz na czas, lecz kolega zaśpi i już gazeta spóźniona. Proste. Tylko po co wciąż nam makaron na uszy nawijać i puszczać z sankami w ślepą uliczkę? Bo w dziecinny optymizm nie uwierzę, skoro podwykonawcy - jak czytam - zamiast kończyć, skaczą sobie do gardeł.
W zasadzie nie byłoby nawet różnicy - czy do końca roku się da, czy może do końca stycznia lub na walentynki. I tak zima. Lecz, jak czytam dziś na co liczą ludzie prezydenta, a liczą, że uda się zażegnać konflikt i ukończyć prace w ciągu "kilku, kilkunastu tygodni", to śmieszno i straszno się robi. Bo premia za robotę dawno rozdana. Więc brzydzę się tą polityką w każdym wydaniu. Może jeszcze tylko błysk w oczach i ustach starego wygi Millera czasem wrażenie zrobi. Jak ostatnio, gdy oceniał z sejmowej mównicy expose premiera. W takich momentach, po każdym akapicie, partyjni klakierzy zwykli brawo bić, by pokazać światu, że mądrze szef gada. Gdy po fragmencie kolejnym brawo rozległo się pojedyncze (mało cuś tych z SLD ostatnio), w zasadzie tylko przeszkadza takowe i z rytmu mowy wybija, Miller głos zawiesił, groźnie spojrzał znad okularów w kierunku swoich i ironicznie pouczył: "albo mocniej, albo wcale". I wtedy dopiero prawdziwa burza braw przeszła. Z prawa również. I tyle o polityce, bo to paskudztwo straszne.
No więc przeciwieństwem inteligencji Millera ewidentnie stała się głupota w oku niejakiego Domagoja Vidy. To obrońca Dynama Zagrzeb, który puścił Francuzom z Lyonu mecz LM (1:7 u siebie!), by ci mogli z grupy wyjść. Po kolejnej stracie gola puścił to oko i ukradkiem pokazał kciuk strzelcowi bramki, a media twierdzą, że przed meczem odwiedził też zakład bukmacherski. Jeśli rzeczywiście, to całą swoją inteligencję istotnie posiadł w nogach, bo przecież nie w głowie. To już kolegę trzeba było po kupon wysłać albo księgową. Czyli żonę. I jeszcze na oczach kamer takie gesty?! W Lidze Mistrzów?! No, lubią piłkarze szybko zarobić i łatwo przepuścić. Więc za wielu trzeba myśleć. Jak w Holandii, o czym mówił swego czasu Tomasz Iwan. Mianowicie tam, miesiąc w miesiąc, 50 procent zarobków gracza trafia na fundusz, tzw. piłkarską emeryturę.
Dostaje się je dopiero po zakończeniu kariery i nie od razu całość, lecz w comiesięcznych ratach. No, chyba że w piłkę nie grałeś, tylko ją kopałeś, byłeś raczej kiepski i mało odłożyłeś. Wtedy masz szansę odzyskać całość jednorazowo (Iwan mówi, że dostaje przesyłki do dziś). W Polsce taki fundusz, o czym wspominałem, ma tylko Sebastian Mila. 80 procent wypłaty oddaje na przechowanie mamie. Mówił mi ostatnio, przy okazji losowania grup Euro, że wszyscy się z tego śmieją. A Ty, Sebek, z wielu będziesz śmiał się kiedyś.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?