Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O pożytkach z jogi, wzruszającym monstrum i pewnej scenie łóżkowej

Justyna Kościelna
Justyna Kościelna
Justyna Kościelna
"Otwórz w pełni klatkę piersiową, rozluźnij się, poczuj, jak twoje gałki oczne miękną i zapadają się w głąb głowy". Trochę makabryczne, prawda? A to wcale nie cytat z najnowszego przeboju wrocławskiego Teatru Muzycznego Capitol, "Frankensteina", tylko... komenda sympatycznego trenera prowadzącego zajęcia z jogi i zachęcającego ćwiczących do relaksu i rozluźnienia wszystkich mięśni.

Skojarzenie z musicalem przyszło mi do głowy na macie do jogi nieprzypadkowo - w spektaklu Cezary Studniak z subtelnością słonia biega po scenie i z lubością gałki oczne swoim adwersarzom wyrywa, kierując je owszem - w głąb - ale swych ust. Czy jest rozluźniony? Nie mam pojęcia, ale z wielką blizną na czole wygląda przekomicznie.

Jego monstrum, mimo że rozsmakowane w podrobach ludzkich, jest całkiem miłym stworzeniem. "Blizny, szwy i szramy dla mej przyszłej damy. Ropne wydzieliny dla mojej dziewczyny" - śpiewa w spektaklu, dając piękne i niekonwencjonalne świadectwo miłości swojej przyszłej partnerce. Robi wrażenie - zaręczam - nie tylko na niej, ale także na publiczności, która z "Frankensteina", wymyślonego przez Wojciecha Kościelniaka na wesoło, wychodzi zachwycona. Zresztą tak jak z seansu najnowszego filmu Waldemara Krzystka. Trzeba przyznać - to były dobre dni dla dolnośląskich twórców.

"Blizny, szwy i szramy dla mej przyszłej damy. Ropne wydzieliny dla mojej dziewczyny" - śpiewa w spektaklu, dając piękne świadectwo swojej miłości

Pochodzący z Legnicy reżyser zrobił film o działaczach dolnośląskiej "S", którzy na 10 dni przed wybuchem stanu wojennego pobrali z bankowego konta tytułową kwotę, grając na nosie władzy ludowej.

Krzystek wywiązał się z obietnic, jakie składał widzom. Jest w "80 milionach" wartka akcja, są pościgi (co prawda nie czerwonym ferrari, a beżowym kredensem), a komedia płynnie przechodzi w dramat. No, może miłości, też zapowiadanej, trochę zabrakło. W kuluarach po wrocławskiej prapremierze filmu żartowano, że reżyser, choć miał do dyspozycji aktorkę z najpiękniejszym ciałem w polskim show-biznesie, zrobił scenę łóżkową polegającą na... pokazaniu kawałka jędrnej piersi.

Męska publiczność była, delikatnie mówiąc, tą powściągliwością nieco zawiedziona. A wszystko podobno przez to - żartowano dalej - że reżyser nie tyle opowiada swoim aktorom, co mają zagrać, ale sam im wszystko pokazuje i w rzeczonej sytuacji skapitulował. Znaczy, piękna blondynka specjalistę od przenoszenia na ekran dolnośląskich historii najzwyczajniej w świecie onieśmieliła...

Może przed następnym filmem warto byłoby wysłać pana Waldemara na jogę? Otworzy klatkę piersiową, rozluźni się i jeśli tylko jego gałki oczne nie zapadną się w głąb głowy, stworzy przekonującą scenę erotyczną ku chwale polskiego kina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: O pożytkach z jogi, wzruszającym monstrum i pewnej scenie łóżkowej - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska