Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Serwus, panie Janek! Co tam słychać?

Krzysztof Kucharski
Krzysztof Kucharski rozmawia z Janem Kaczmarkiem, a przynajmniej tak mu się wydaje

Serwusuję tak do Ciebie co jakiś czas, a Ty nawet "cześć" nie odpowiesz, nie pomachasz ręką zza chmurki. W radiu ciągle lecą Twoje stare kawałki, częściej piosenki. Tam u WAS, na wysokościach, nie ma internetu, żebyś coś podrzucił nowego? Bo mi nie mów, że nie podglądasz, co tu się dzieje! Poczekaj, bo moja komóra brzęczy...

- No, tak, rozmawiam z Jankiem Kaczmarkiem… No, z Elity. Ale ty mówisz, elita z dużej litery i z małej? On jest z obu elit, no i ze Studia 202. Tak, tego Studia założonego przez Andrzeja Waligórskiego. Czy Andrzej z nim jest? No jest, ale miałem rozmawiać z Jankiem. Andrzej poszedł na papierosa. Tam też są rygory, wszędzie już nie można palić.

Janek? Jak wygląda? Dobrze, ale jakiś dziś nierozmowny, coś tam bąka. Może go męczę? On nigdy o sobie nie chciał i nie lubił mówić. No, coś z niego wycisnę. Oczywiście, że subtelnie, o… a propos… wyciskania i poczucia humoru Jaśka. Pamiętam taką sytuację z początków lat siedemdziesiątych.

Byliśmy w Świnoujściu na FAMIE. FAMA to był Festiwal Artystyczny Młodzieży Akademickiej. Wtedy mnóstwo studentów uprawiało najróżniejsze dziedziny sztuki. Janek z kolegami z Politechniki Wrocławskiej - Tadkiem Drozdą, Jurkiem Skoczylasem, Romkiem Gerczakiem - bawił się w kabaret Elita. Coś Ty? Staś Szelc i Leszek Niedzielski to odpady z innych studenckich frakcji artystycznych. Stasiek był w legendarnym teatrze Kalambur, a "Mały", czyli Lesio, w legendarnej studenckiej pantomimie Gest.

Wróćmy do tej FAMY. Na łóżku leży moja ówczesna narzeczona, prawie goła, spalona przez słońce na raka. Ja jej robię okłady ze zsiadłego mleka, między innymi. Wchodzi Pan Janek, patrzy na spalone słońcem ciało i moje zabiegi:

- To nic nie pomoże (kręci głową), musisz ją obficie posypać startym żółtym serem z bazylią i jeszcze raz zapiec. I wychodzi, a w drzwiach dodaje: - Ale nie dodawaj już więcej keczupu.
Ja się nie dziwię, że on tam pnie się w hierarchii na wysokościach, bo we wspomnianym przypadku okazał się uzdrowicielem, żeby nie rzecz cudotwórcą, jak jakiś błogosławiony czy święty. Na drugi dzień dziewczyna śmigała na parkietach jak fryga albo pomarańczowa landrynka.

Jaśku, słyszałeś, co ja przez telefon opowiadam kolegom do gazety? Co, w którym roku? A, że nie powiedziałem, że założyliście ten kabaret z Tadkiem w 1969 roku. Przecież to wszyscy wiedzą. Ostatnio tak się z Tobą "łączyłem", jak Janek Bortkiewicz pod egidą Ośrodka Kultury i Sztuki wydał taką wielką formatowo książkę, w którą wpisali się liczni Twoi przyjaciele. Kilku tylko wymienię: Ewa Bem, Jacek Fedorowicz, Zenek Laskowik, Zbyszek Lesień, Staszek Tym oraz wszyscy kamaraci.

Ta książka była dedykowana Twojej żonie Danusi, bo też wyciągnęła z archiwum wiele Twoich nigdy niepublikowanych zdjęć. Jest takie zdjęcie z roku 1948 roku, miałeś trzy lata i stałeś na taborecie w białym marynarskim ubranku. To zdjęcie ujawnia jad komentarza Laskowika na Twoim jubileuszu na opolskim piosenkowaniu transmitowanym przez telewizję: - Proszę Państwa, proszę nie regulować odbiorników, Jan Kaczmarek naprawdę tak wygląda!

Te ujawnione przez Danusię fotograficzne dokumenty dobitnie świadczą, że byłeś zawsze ślicznym chłopcem, a Laskowik bredził. W tej książce pojawiła się też niepublikowana nigdy wcześniej nasza rozmowa o Lwówkach. Bo obaj urodziliś-my się w Lwówku. Ja przywołam jej kawałek, bo książka miała niewielki nakład. To będą fragmenty. Najpierw mówię ja, a potem Ty…

JA: - …do Wrocławia przyjechałem jako dwulatek. Urodziłem się w Lwówku…
TY: - Popatrz, jaka niespodzianka! Ja też.
JA: - Jaja sobie robisz?
TY: - To się mówi kogel-mogel. Po wielkopolsku. Kręcimy go z cukrem, ale bez wanilii.
JA: - Poważnie?
TY: - Chodzi ci o wanilię?
JA: - Pytam, czy rzeczywiście urodziłeś się w Lwówku?
TY: - Potwierdzam, tak, urodziłem się w Lwówku, Wielkopolskim nawet.
JA: - To zupełnie inny Lwówek. Ja się urodziłem w Lwówku Śląskim.
TY: - Tak się spodziewałem. Między nami jest mentalna przepaść.
JA: - Przepaść?
TY: - Jak ci to wytłumaczyć? U nas w Wielkopolsce zawsze był porządek, żelazne zasady, patriotyzm, moralność, dobre kucharki, które gotowały i piekły najsmaczniejsze smakołyki na świecie. A wszyscy zawsze kierowali się odpowiedzialnością. Jakimi zasadami kierują się twoi krajanie?
JA: - Nie wiem, panie Janku…

W takim stylu to dalej leciało, ale w tym pojedynku na Lwówki zgodziliśmy się na remis. Teraz Cię molestuję, bo ukazuje się płyta z Twoimi piosenkami i konferansjerką zrealizowana przez reżysera i wspaniałego operatora Wojtka Raweckiego. Muzykę do tych piosenek pisali, między innymi, Marek Materna i Włodek Plaskota.

Jak dodamy do tego Waligórskiego, to macie tam na wysokościach niezłą ekipę. Te zdjęcia z Tobą Wojtek kręcił w latach 1992-1997, a tytuł owe przypomnienie ma "Śpiewnik Jana Kaczmarka".
Myślę, że jest sporo ludzi, którym wydaje się, że ciągle kręcisz się między nami. Ciągle gdzieś można posłuchać "Pamiętników młodej lekarki", które nagrywaliście razem z Ewą Szumańską. Ileż to lat od 1975 roku? A ciągle tak samo śmieszą.

Na tej płycie zrobionej przez Wojtka jest dwadzieścia Twoich piosenek, także tych mniej znanych, właściwie śpiewanych felietonów. Ale napiszę o tym pewnie oddzielnie.

To cześć, Panie Janek. Daj Pan czasem jakiś znak. My tu o Panu pamiętamy, Panie Janek!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Serwus, panie Janek! Co tam słychać? - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska