Nancy Sinatra: Mój ojciec, mafia, ja i moje całe życie

Ed Potton
75-letnia Nancy jest znakomitą piosenkarką, należy - wraz z Martinem Amisem i Michaelem Douglasem - do małego klubu gwiazd, które wyszły z cienia słynnych rodziców. Mówi, że żałuje jednego: że nie była przy umierającym ojcu.

To rozmowa z Nancy Sinatrą o życiu z ojcem (i mafią), o jej przyjacielu Elvisie Presleyu i o tym, jak teraz, w wieku 75 lat, w końcu sama czuje się gwiazdą. "Chcesz zobaczyć, jaki tu jest widok?" - pyta Nancy Sinatra i przywołuje mnie na hotelowy balkon wychodzący na zamglone centrum Londynu.

Mówi, że to trzecie najbardziej ulubione miasto jej ojca. "Palm Springs było domem, potem był Nowy Jork, no i Londyn". Zachwyca się: "Wszystko stąd widać", i rzeczywiście, jest pałac Buckingham, hotel Savoy, w którym Frank się zatrzymywał, katedra św. Pawła. Dalej na północ znajduje się Palladium, wielki stary teatr, gdzie jej ojciec miał swój debiut poza Ameryką, i gdzie tego lata obchodzi się setną rocznicę jego urodzin. "Sinatra: człowiek i jego muzyka" to wielkie, multimedialne widowisko, w którym odtwarzane są jego oryginalne nagrania, m.in. "Fly Me to the Moon" i "My Way", gra orkiestra na żywo, są tancerze, projekcje 3D i archiwalne materiały wideo. Przedstawienie miało premierę w Palladium 10 lipca, dokładnie 65 lat od pierwszego występu Sinatry na tej scenie, w sierpniu ma się też odbyć poświęcony Sinatrze koncert Setha MacFarlane'a.

Nancy nie jest bezpośrednio związana z żadnym z tych spektakli, ale zarówno ona, jak i jej młodsze rodzeństwo, Frank Junior i Tina (wszyscy troje z pierwszego z czterech małżeństw ich ojca), wspierają obchody setnej rocznicy urodzin Sinatry. "To jest cały rok Franka" - mówi z amerykańsko-włoskim akcentem. "Sięgamy do przeszłości, ale patrzymy też w przyszłość, ku nowym pokoleniom przyjmującym z radością jego piosenki. To nasze zadanie - nazywamy to utrzymywaniem ognia".

75-letnia Nancy jest sama znakomitą piosenkarką, należy - wraz z Martinem Amisem i Michaelem Douglasem - do tego małego klubu gwiazd, które wyszły z cienia słynnych rodziców. Najbardziej jest znana z przeboju "These Boots Are Made for Walkin'" (1966) i z najlepszej piosenki do "Bonda": "You Only Live Twice" (1967). "Pamiętam tę dziewczynę!" - mówi o swoim wcieleniu w minispódniczce w latach 60. "To była świetna zabawa". Właśnie przyleciała z Palm Springs. "Mam na zegarku kalifornijski czas - jest 5.30 rano". Czy spała? "O, tak" - macha ręką. "Wzięłam tabletkę nasenną".

Mierzy mnie wzrokiem. "Podoba mi się twoje ubranie". Mówię, że też podoba mi się jej strój: jest w skórzanej kurtce i dżinsach, ma gruby makijaż i nieskazitelnie ułożone tlenione blond włosy. Wygląda na zadowoloną: "Ta kurtka jest ze sztucznej skóry; ani ja, ani moje dzieci nie kupujemy już skórzanych ubrań. Buty to co innego: czasami trzeba pójść na kompromis". Sinatra wie, że wiele pytań będzie dotyczyć jej taty, który zmarł w 1998 r. Chętnie na nie odpowiada: jej ulubiona piosenka ojca ("Myślę, że »If You Are But a Dream«. Uwielbiam nagrania dla wytwórni Columbia. Pokazują, dlaczego miał przydomek Głos"); czego ją nauczył ("dokładać starań i wywiązywać się ze zobowiązań, działać profesjonalnie"); jego związki z mafią ("Czy się bałam? Nie, to byli normalni faceci. Rodzinni"); jego umiejętności rodzicielskie, które - jak sam przyznawał - mogłyby być większe.

Charakter jego pracy sprawiał, że często nie było go w domu. "To mnie nie dziwiło, bo wiedziałam dokładnie, gdzie jest, codziennie do nas dzwonił. A kiedy był z nami, był całkowicie obecny". Gdy miała dziesięć lat, ojciec zostawił jej matkę (też Nancy) dla aktorki Avy Gardner. Potem tego żałował. "Spytałam go: »Gdybyś miał to zrobić jeszcze raz, to odszedłbyś?«. Powiedział, że nie". Jej matka, która teraz ma 98 lat, mieszka z nią po sąsiedzku przy ulicy Franka Sinatry, co sugeruje, że nie chowa urazy: "Ona wciąż go kocha, wręcz uwielbia". Pomimo wszystko Nancy juniorka kochała Gardner i jest też "bardzo blisko" z trzecią żoną ojca Mią Farrow.
Małżeństwo z Farrow było chwiejne, jak sam ojciec jej przyznał: "Powiedział mi: »Nie jestem pewien, czy to długo potrwa, ale będę próbował«". Co sądzi o sugestii Farrow, że Ronan, jej syn z Woodym Allenem, jest tak naprawdę dzieckiem Sinatry? Śmieje się. "Mia zrobiła głupi żart… Wszyscy wiedzą, czyim synem jest Ronan". Jej siostra Tina mówiła, że Frank nie mógł być ojcem, bo wcześniej miał zabieg wazektomii. Ale Ronan jest bardzo podobny do jej ojca. "Nie… Sądzę, że jest podobny do matki. A tak na marginesie, to świetny facet". Jak ciężko było pójść śladem ojca? Wzrusza ramionami. "To nie były tylko geny - wszystko, co wiedziałam, zawdzięczałam jemu. Studiowałam też grę na fortepianie" (na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, ale rzuciła studia, wychodząc za piosenkarza Tommy'ego Sandsa.) Miała łatwiej, bo nie poszła szlakiem kabaretu. "Trudniej miał mój brat". A, tak: Frank Sinatra junior, który nie tylko musiał borykać się z brzemieniem swojego nazwiska, ale jeszcze utrudnił sobie sprawę, śpiewając te same, gładkie standardy co ojciec, tylko ze znacznie mniejszym powodzeniem.
W 2013 r. przeprowadzałem wywiad z Frankiem juniorem. Kontrast między nim a Nancy nie mógłby być silniejszy: ona jest czarująca, on był pozbawiony uroku; ona jest żywo zaangażowana w rozmowę, on wypowiadał się burkliwie. Trudno uniknąć wniosku, że Nancy była ulubioną córeczką tatusia. Z wielkim sukcesem śpiewała z nim w duecie. "Zawsze doskonale się bawiliśmy". Podobnie jak ojciec występowała w filmach, między innymi w "Dzikich aniołach" (1966) z Peterem Fondą i w "Wyścigach" (1968) z Elvisem Presleyem. "Bardzo go kochałam", mówi o Presleyu. "I żałuję, że w pewnym momencie go straciłam, bo myślę, że nie byłam dla niego zbyt dobrą przyjaciółką". W w tamtym czasie była zajęta wychowaniem dwóch córek, Angeli i Amandy, ze swoim drugim mężem Hugh Lambertem. Czy mogła była pomóc Presleyowi? "Nie wiem, to trochę wchodzenie w rolę Boga. Gdybym się trochę postarała, to mogłabym utrzymać z nim kontakt. Byliśmy ze sobą tak blisko… ale potem wszystko się urwało".

Jej ojciec był czasami podejrzliwy wobec krzykliwego świata rock and rolla. Czy jego status gwiazdy był innego rodzaju od gwiazdorstwa Presleya? "Być może", mówi Nancy. "Elvis miał korzenie w muzyce gospel, a tata - na ulicach Hoboken w New Jersey; ale wywoływali to samo uczucie, gdy wchodzili do pokoju - stłumiony okrzyk zachwytu". Czy byli tego świadomi? "Zdecydowanie tak. Tata podchodził do tego z pewnego rodzaju nabożnością, a Elvis, jak sądzę, był nieśmiały. Powodem, dla którego tata pracował do tak późnego wieku, było to, że rozumiał, iż ludzie chcą być z nim w tym samym pomieszczeniu".
Czy ona sama marzyła o takiej sławie? "Nigdy nie pracowałam dla sławy. Pracowałam, bo miałam taką wewnętrzną potrzebę, chciałam wyrazić to, co było we mnie". Chociaż traktowała muzykę poważnie, obawiała się, że inni nie traktują jej poważnie. Wspomina, jak nagrywała "You Only Live Twice" z 60-osobową orkiestrą: "Wszyscy ci wspaniali muzycy, a ja wchodzę w mojej krótkiej spódniczce". Ma poczucie, że nigdy nie uzyskała uznania ze strony rockandrollowych elit: "Ale to jest OK. To przecież nie ma znaczenia, prawda?".

Spóźnione uznanie przyszło dopiero w pierwszej dekadzie XXI w., gdy amerykański reżyser Quentin Tarantino użył jej wykonania piosenki Cher "Bang Bang (My Baby Shot Me Down)" w filmie "Kill Bill" i miała pierwszy przebój od trzydziestu lat: piosenkę "Let Me Kiss You", napisaną przez Morrisseya.

Nagle zdała sobie sprawę, że jest postacią kultową: "Nie miałam o tym pojęcia". Jej przyjaźń z Morrisseyem, byłym sąsiadem z Los Angeles i wieloletnim fanem, jest dość osobliwa i wzruszająca. Sinatra mówi o nim, że jest jej "najlepszym mentorem". Lubi śpiewaną przez Morrisseya wersję "Let Me Kiss You", ale: "Moje wykonanie bardziej mi się podoba. Jemu też!". W ostatnich latach stracili ze sobą kontakt. "Tęsknię za nim. Nie mogę go odnaleźć. Może mógłbyś ode mnie napisać: Gdzie jesteś? Skontaktuj się!". Nancy wyraźnie tęskni też za mężem, Hugh, który umarł w 1985 r. Czy był ktoś od tamtej pory? "Nie", odpowiada cicho. "Minęło już wiele czasu".

Musi czuć się bardzo samotna, ale ta odporna dama jest daleka od użalania się nad sobą, woli patrzeć w przyszłość i planować swoje tournée w przyszłym roku: "Myślę, że to moja ostatnia szansa. Nie mogę sobie wyobrazić, że śpiewam »These Boots Were Made for Walkin« z balkonikiem!".

Żałuje tylko, że nie była przy ojcu, kiedy ten umierał. "To jedyna rzecz, której nigdy nie wybaczę: że nie powiedziano mi, że umiera. Byłam wtedy dziesięć minut od szpitala". Czy pamięta ostatnią rzecz, jaką mu powiedziała? "Pewnie »Kocham cię«. Zawsze tak sobie mówiliśmy na pożegnanie".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl