Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miliony za Wojaczka, czyli czy Wrocław często czyta cytaty z Tacyta?

Jacek Antczak
Wszystko czyta, nie tylko Tacyta. I często czyta, chyba najczęściej w Polsce. Aktualnie kryminały, aż do niedzieli. Przez tydzień będziemy gościli twórców powieści detektywistycznych, z których najlepszy wyjedzie z Wrocławia z kasą Wielkiego Kalibru - 25 tysiącami.

Za tydzień przyjadą do nas Białorusinka, Albańczyk, Słoweniec... I ktoś z nich dostanie Angelusa, czytaj: 150 tys. zł. A do tego 20 tysięcy podarujemy najlepszemu tłumaczowi. Na Wrocławskich Promocjach Dobrej Książki tym, którzy potrafią pięknie redagować mądre książki, rozdamy co prawda tylko Pióra Fredry, ale już niebawem niezłe pieniądze od miasta nad Odrą zainkasują ci, którzy w kraju nad Wisłą potrafią najlepiej rymować. Najlepszych polskich poetów Wrocław honoruje Nagrodami Silesiusa, a zawinięcie do wrocławskiego Portu Literackiego pozwala tym wrażliwcom jakoś przeżyć w trudnych czasach. Z kolei tych z żyłką do filmowych dialogów Wrocław nagradzał za najlepsze scenariusze przywiezione na festiwal Interscenario.
Organizację tych wszystkich imprez, podczas których zawsze szkolimy też adeptów w sztuce pisania, Wrocław wspomaga niezłymi sumkami. Choć w tym roku scenarzystom poskąpił kasy i oparł się szefowi Portu, który ni z tego, ni z owego zażyczył sobie dla poetów jakiejś gigantycznej podwyżki, czyli grubych milionów. Ech, poeta - Europa tonie, a on buja w chmurach i pomyślał, że w mieście Wojaczka "nie pyta się, jak Ci się wypłacę/ A wtedy darmo weźmiesz najpiękniejszą zdradę: Miłość...".
Ludzie, takie pieniądze dla zwykłych pismaków?!?!? No dobra, "niezwykłych pisarzy" (zwykłe pismaki to my, dziennikarze). Pójdę na przekór często pojawiającym się okrzykom i wyrażę nadzieję, że ta wrocławska miłość do literatury w czasie zarazy (tzn. kryzysu) nie osłabnie. Że Wrocław będzie pamiętał, że stopy i inflacja rosną i warto waloryzować te nagrody. I to "kwotowo", pisząc slangiem Jana Anthony’ego Vincenta-Rostowskiego. Żeby ich wartość nie spadła. Bo wtedy jakaś agencja ratingowa obniży nam wiarygodność w kulturze i na bank uzna cały Wrocław za mniej wartościowy. A na to nie możemy sobie pozwolić.
Dlaczego? Bo jeśli chcemy być europejską stolicą kultury, nie tylko z nazwy i nie tylko w 2016 roku, to potrzebne są pieniądze, importowanie talentów i honorowanie mistrzów słowa. To się też nam opłaca. Może nie tak, jak kolejna inwestycja wujka Google’a z IBM w okolicach LG, ale jednak. Zresztą, i tak ci pisarze, którzy się wzbogacili (nie tylko duchowo) we Wrocławiu, niebawem oddadzą państwu parę groszy. Premier poinformował przecież, że jak twórca będzie za bogaty (nie tylko duchowo), to kosztami uzyskania niejakiego Ange-lusa, Silesiusa czy innego Kalibru będzie musiał się podzielić z urzędem skarbowym. Ale zapewniam, że żaden ze znakomitych autorów a) kryminałów, b) powieści, c) opowiadań, d) wierszy, e) bajek, f) scenariuszy (niepotrzebnego nie skreślać) nie zapomni honorów i honorariów, z jakimi przyjmuje go nadodrzański gród.
I nie zawsze chodzi o pieniądze, czego przykładem perkusista Slayera, którego honorarium we Wrocławiu ukradziono, a on mimo to miło nas wspomina. Choć ten artysta akurat "książki czyta" jak baca - najpierw te zakupione w księgarni, potem z biblioteczki kolegi, aż w końcu wysmakowane rękopisy sporządzane przez utalentowanych kumpli.
Niestety, jak na razie z tego typu miłości do literatury jesteśmy bardziej znani niż z twórczości nowych Wojaczków z uczniami Krajewskiego razem wziętych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska