Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego nasze zapasy leżą na łopatkach

Wojciech Koerber
Artur Michalkiewicz
Artur Michalkiewicz Michał Pawlik
Tracz: System do zmiany, brak kasy i trenerów. Michalkiewicz: To temat dla prasy. Trzeba kopać.

Atlanta 1996. W ciągu pół godziny trzech kozaków z Polski zdobywa mistrzostwo olimpijskie. To Włodzimierz Zawadzki, Ryszard Wolny i Andrzej Wroński. Żeby nie było niedosytu, brąz dorzuca nasz Józef Tracz.
Pekin 2008. Żaden z trójki Polaków nie potrafi wygrać walki. Podobnie w stylu wolnym. Cztery nazwiska, cztery porażki. W sumie siedem. Nasze zapasy leżą na łopatkach i kwiczą. Dlaczego?

- Przepisy mamy obecnie takie, że odpadasz po pierwszej porażce. Twój pogromca przegrywa w kolejnej walce i nie ciągnie cię do repesaży - mówi Józef Tracz, były selekcjoner, opiekun Śląska Wrocław, a przede wszystkim trzykrotny medalista olimpijski (brąz w Seulu i Atlancie srebro w Barcelonie). Dlaczego jednak za każdym razem pierwszą walkę przegrywa Polak?

- Byłem w Pekinie, widziałem wszystko z bliska. Jest taka tradycja, że Polski Związek Zapaśniczy funduje przelot na igrzyska klubowym trenerom olimpijczyków. Jeśli chodzi o Artura Michalkiewicza, walczył jakoś zbyt spokojnie, bez tej jego słynnej determinacji. Myślę, że chodzi o sferę psychiczną, bo przygotowani byli zawodnicy dobrze - twierdzi Tracz. - Co do Julka Kwita, zwyczajnie popełnił błąd, poza tym źle mogła na niego wpłynąć zmiana kategorii wagowej. Był jeszcze nieowalczony - dodaje.

Problem tkwi chyba jednak gdzieś u podstaw tej ciężkiej pracy.
- To prawda. Mamy słabe kluby, mało zawodników, a kopalnie i inne przedsiębiorstwa już dawno temu przestały sponsorować naszą dyscyplinę. No i nie ma też systemu. Świat poszedł w stronę internatów, które są w każdym regionie. Rzuca się tam najlepszych trenerów, duże pieniądze i można czekać na wyniki - zauważa Tracz.

U nas na te wyniki czeka się jednak mniej cierpliwie.
- I to jest właśnie problem. To współzawodnictwo dzieci i młodzieży położyło już i judo, i boks, a teraz kładzie zapasy. Młodym zawodnikom aplikuje się ciężki trening siłowy, by wygrywali na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży. Tyle że później oni giną w seniorach. A z dziećmi trzeba tak: 80 procent zapasów, 20 procent na resztę. Szkopuł również w tym, że brakuje opiekunów. Bo za 300 czy 500 zł mało kto chce pracować - tak to widzi Tracz. Trener.
Co o tym wszystkim myśli zawodnik? Michalkiewicz, któremu nie powiodło się w Pekinie, kilkanaście dni temu przywiózł z Chorwacji złoty medal mistrzostw świata wojskowych. Wywalczony w pięknym stylu. Jest na to dowód. Tytuł dla najlepszego technika całej imprezy, a więc z wolniakami włącznie. W Chinach był jednak problem. Bo...
- Bo na wojnie są wygrani i przegrani. Bo spóźniłem się z jedną akcją, a że walczyłem z aktualnym wicemistrzem świata, to było po zawodach. Tak można powiedzieć w krótkich, żołnierskich słowach. Ale można też mówić o tym długo, na cały tom by starczyło - zauważa 31-letni zawodnik Śląska Wrocław.

No więc niech mówi.
- Po tym olimpijskim występie nastała cisza, a tak być nie powinno. Osądza się zawodników, a ja wiem jedno, że zawsze chciałem wygrywać. Może więc trzeba zacząć kopać głębiej - zastanawia się, a raczej stwierdza Michalkiewicz.
Nasza diagnoza? Skoro w Polsce zawodnik spędza całe życie na zgrupowaniach kadry, to na czele tej kadry musi stać fachowiec. A fachowiec zawodnik nie musi stać się z miejsca fachowcem trenerem (patrz Ryszard Wolny u klasyków i Marek Garmulewicz u wolniaków). Też musi się najpierw przekonać, jak rzecz wygląda z drugiej strony.

Co na to Michalkiewicz?
- Sam pan sobie odpowiedział na to pytanie. Moje relacje z trenerem Wolnym? Większych kłótni nie miałem. Nie było jednak na kadrze takiej atmosfery, jaka powinna być. Trenerem trzeba się urodzić. Trzeba czerpać wzorce od takich ludzi jak Jerzy Adamek. To fanatyk, poświęcił się zapasom, pilnował wszystkiego. Młodszym tego brakuje - nie ukrywa mistrz Europy z 2006 roku.

Wspomniany Adamek obchodzi w tym roku 50-lecie swojej działalności w zapasach. Co ma do powiedzenia?
- Też bym się nie spieszył z szybkim przemianowywaniem wybitnych zawodników na trenerów kadry. Każdy przypadek jest inny, wiem że Rysiek pracował wcześniej w klubie. Ja jednak zaczynałem od pracy z dziećmi i młodzieżą. W 1969 roku jako aktualny mistrz kraju. Później współpracowałem z opiekunami kadry juniorskiej i seniorskiej. Od każdego mogłem czerpać to, co najlepsze. Cóż, Artur powiedział to, co czuje, bo sam przecież jeździ po zgrupowaniach - uważa legendarny szkoleniowiec. I zwraca jeszcze uwagę na jedno:
- Kiedyś potencjał ludzki był lepszy. Tak sądzę.

Po części przekonamy się o tym w najbliższy weekend w hali AWF-u przy ul. Paderewskiego. Podczas mistrzostw Polski klasyków.
- Wystartuję w tej imprezie i w następnych. Bo nie czuję się wypalony, chcę jeszcze coś udowodnić. No, chyba że nowy zarząd nie będzie już chciał korzystać z mojego nazwiska. Proszę jednak spojrzeć na te mistrzostwa. Są za kilka dni, a my nawet nie wiemy, o co walczymy. Pewnie o puchar i o dyplom. No i o uścisk prezesa, o ile podejdzie. Tak to wygląda - kreśli problem Michalkiewicz.
I jest to, niestety, jeden z wielu problemów w polskich zapasach. Zapraszamy do dyskusji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska