Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Widowiskowa lekcja rosyjskiej opery

Katarzyna Kaczorowska
Bogusław Szynalski jako kniaź Igor we wrocławskiej inscenizacji opery Aleksandra Borodina
Bogusław Szynalski jako kniaź Igor we wrocławskiej inscenizacji opery Aleksandra Borodina Tomasz Hołod
Po piątkowej premierze "Kniazia Igora" Aleksandra Borodina. Wrocławski spektakl wyreżyserował Laco Adamik

Hala Ludowa po remoncie nie jest łatwa. Przynajmniej dla muzyków. Orkiestrze Opery Wrocławskiej w najnowszej premierze pomagały rozwieszone tkaniny, mające zmniejszyć rezonans dźwięków. Czy kolejna superprodukcja najlepszej polskiej sceny operowej - "Kniaź Igor" - jest udana? Tak, bo mimo słyszalnych zbyt często mikroportów (to te trzeszczenia i skrzeki) i trudnej akustyki wnętrza, można docenić bogactwo muzyki Aleksandra Borodina i talent Nikołaja Rimskiego-Korsakowa, który tę niedokończoną rosyjską operę narodową zinstrumentalizował.

Nawet niewyrobione ucho urzekną cytaty z rosyjskich pieśni ludowych i wyraźne odwołania do muzyki koczowników ze Wschodu. Przyznam szczerze, że we fragmentach rozgrywających się w obozie chana Konczaka przypomniały mi się "Przygody pana Michała" - Wojciech Kilar blisko 100 lat później bardzo podobnymi dźwiękami "pokazał" hordy tatarskie i Turczynów ciągnących pod Kamieniec Podolski…

"Kniaź Igor" - opera na wskroś historyczna, bo oparta na najstarszym zabytku literatury staroruskiej "Słowo o wyprawie Igora" - z pozoru daje niewielkie możliwości interpretacyjne. Jest wielki kniaź, który wyprawia się na wrogie plemiona Połowców. Zostaje pokonany i wzięty do niewoli wraz z synem. W tym czasie jego żona musi sobie poradzić z własnym zbuntowanym bratem, który marzy o wykorzystaniu sytuacji i przejęciu władzy, a przy okazji pije i porywa młode dziewczęta na pohańbienie.

Kiedy ziemie kniazia Igora zostają najechane przez kolejnych wrogów, on postanawia uciec z obozu chana, mimo iż ten traktuje go jak przyjaciela. Sytuację komplikuje miłość córki chana do syna kniazia, ale generalnie wszystko dobrze się kończy. Tyle samej kanwy, na której snuje się ta opowieść. Cała reszta jest już w rękach artystów.

Barbara Kędzierska, kostiumograf i autorka scenografii, wyczarowała mury starego miasta, połyskujące złotem jak stare ikony (w odpowiednim momencie to stare miasto zamieni się w kolorowy obóz koczowników) i ubrała śpiewaków w przepiękne kostiumy, błyskotliwie nawiązujące do tradycji historycznej strojów ruskich i imperium Wielkich Mogołów.

Laco Adamik w zbudowanym przez nią świecie stworzył przekonujące dramaty, będące udziałem bohaterów, a ci potrafili je równie przekonująco wyśpiewać.

Z uwagą obserwuję drogę Anny Lichorowicz (Jarosław-na). Przełomowym krokiem była dla niej rola Liu w "Tu-randot" wystawionej na Stadionie Olimpijskim w 2010 roku. I od tego czasu każda kolejna rola jest krokiem w dobrym kierunku. Akt, w którym księżna czeka na księcia i cierpi, bo jej brat okazuje się łajdakiem czy scena, kiedy jest przekonana, że Igor już nie wróci, to jedne z piękniejszych w tej operze. Wielkie brawa należą się też Irynie Zhytynskiej - za wielką urodę i wielki talent w roli Konczakówny zakochanej w młodym księciu Władi-mirze Igoriewiczu (bardzo dobry Nikolay Dorozhkin) i próbującej go przekonać, by nie uciekał z ojcem, ale wybrał miłość, a potem, tak po szekspirowsku, usiłującej się zemścić za porzucenie.

Świetny jest też Alexey Antonom z Moskwy, gościnnie wcielający się w rolę księcia Halickiego, brata Jarosławny, oraz Bogusław Szynalski, który rolę kniazia Igora śpiewał już w Teatrze Narodowym (spektakl sprzed ponad 20 lat również reżyserował Laco Ada-mik).

Ogromne brawa należą się Irinie Mazur, jej zespołowi i wrocławskiemu baletowi, który pod okiem tej choreograf wyczarował tańce połowieckie. Zaręczam, że dla tych tańców warto zobaczyć "Kniazia Igora". Mazur pokazała już we Wrocławiu kilkakrotnie, co potrafi. Pierwszy raz w "Halce" wystawianej z okazji uroczystego otwarcie budynku opery po remoncie (reżyserował… Laco Adamik). Byłam na premierze, na której po tańcach góralskich zerwała się taka owacja, że Ewa Michnik, stojąca za pulpitem dyrygenta, wyczekała odpowiedni moment i dała znak do bisu! W trakcie spektaklu tancerze zatańczyli jeszcze raz. W Hali, niestety, nie bisowali, ale też zachwycali i co ciekawe, z kuluarowych rozmów można było się dowiedzieć, że każdy te melodie znał, tylko nie wiedział, że to Borodin.

Ewa Michnik uczy melomanów opery rosyjskiej. Spektakularnie, z rozmachem, widowiskowo - takie lekcje zapamiętuje się na długo.

Opera Wrocławska, "Kniaź Igor", reż. Laco Adamik, super-produkcja wystawiana w Hali Ludowej; premiera: 11 listopada, następne spektakle: 18, 19 i 20 listopada, bilety: 21-200 zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Widowiskowa lekcja rosyjskiej opery - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska