Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk miażdży w derbach, w Zagłębiu nadal bałagan (RELACJA)

Jakub Guder
fot. piotr krzyżanowski
Przed 27. derbami Dolnego Śląska wrocławianie bali się, co przygotuje dla nich nowy trener Zagłębia Pavel Hapal. - Ten mecz to wielka zagadka - przyznawał asystent Oresta Lenczyka Marek Wleciałowski. Nowa miotła u "Miedziowych" jednak nie posprzątało i to WKS okazał się lepszy. Tym samym na stadionie lokalnych rywali wciąż jest niepokonany od 15 lat. Wygrana 5:1 była najwyższym zwycięstwem wojskowych w historii pojedynków obu drużyn.

Czech przed spotkaniem zapowiadał, że trochę musi pozmieniać i że dotyczy to również samej taktyki zespołu. Wyjściowa jedenastka jednak nie zaskoczyła. Gdyby ktoś z boku spojrzał na pierwsze składy, to pomyślałby, że to Lenczyk debiutuje. Właśnie szkoleniowiec gości poprzestawiał trochę w swojej machinie w porównaniu do ostatniego spotkania z Lechią Gdańsk. W bramce postawił na Rafała Gikiewicza, bo do formy nie wrócił kontuzjowany Maian Kelemen. W defensywie oprócz Jarosława Fojuta znalazł miejsce Dariusz Pietrasiak. Pewniaka do tej pory - Łukasza Madeja - zastąpił Piotr Ćwielong. Na szpicy zamiast Johana Voskampa wyszedł Cristian Diaz.

ZOBACZ ZDJĘCIA Z MECZU

W piłkarskim języku jest kilka banałów, które powtarza się na okrągło. Jednym z nich jest powiedzenie, że bramka strzelona na początku ustawia spotkanie. A że futbol to gra prosta, prawie zawsze te komunały się sprawdzają. Tak mieliśmy i w derbach, bo WKS prowadził, gdy nie minęły jeszcze dwie minuty. Obrońcy przyzwyczajeni, że przy rzutach wolnych Sebastian Mila dośrodkowuje w pole karne, tam czekali na piłkę. Kapitan Śląska sprytnie jednak podał po ziemi do Cristiana Diaz, ten miał przy sobie Marcina Kowalczyka, ale obrońca Zagłębia nie był zdeterminowany, by zaatakować Argentyńczyka. Snajper z Południowej Ameryki strzelił zatem obok niego, tuż przy krótszym słupku i było 1:0.

Gospodarze błyskawicznie chcieli odrobić straty i chwilę potem stworzyli sobie najlepszą okazję do strzelenia gola. Sprzed pola karnego uderzał Darvydas Sernas, obronił Gikiewicz, ale futbolówka spadła tuż obok Mouhamadou Traore. Czarnoskóry napastnik jednak jej nie sięgnął.
Potem scenariusz spotkania zrobił się przewidywalny - Zagłębie biegało do ataku z animuszem, ale było niedokładne, a w kluczowych momentach, tam gdzie powinni byli defensorzy WKS-u. Gdy Śląsk przejął już piłkę spokojnie rozgrywał - kiedy trzeba szybko, innym znów razem mądrze przetrzymywał ją w środku pola Sebastian Dudek.

W 20 min. było już 2:0. Ćwielong biegł z piłką kilkadziesiąt metrów. W pewnym momencie wydawało się, że nic z tego nie będzie, bo chwilę wcześniej na czystą pozycję wychodził Mila, ale skrzydłowy gości zbiegł do środka i pięknie uderzył w okienko po czym robił salto niczym Kalu Uche. Chwilę potem mogło być 3:0. Grający tego dnia bardzo dobrze - "Pepe" Ćwielong przejął piłkę, ale myślał, że wcześniej wyszła na aut. Na szczęście ze wszystkich na boisku zorientował się najszybciej, że może grać dalej, wymienił podanie z Diazem, podał do Mili, a ten uderzył na bramkę. Bojan Isailović wyciągnął się jak długi i obronił.

Po przerwie zmieniło się niewiele, chociaż trochę więcej chęci do gry wykazywało Zagłębie. Do 65 min. Wtedy znów Ćwielong wrzucił piłkę w pole karne, tam był tylko Piotr Celeban i obrońcy gospodarzy. Defensor WKS-u okazał się jednak od nich sprytniejszy i strzelił czwartą bramkę w lidze. A że nogą nie zwykł był ostatnio trafiać (kolanem, udem itp.) to tym razem uderzył głową. Zagłębie miało dosyć. Ożywiło się po wejściu na boisko Dominikas Galkevicius i strzeleniu samobójczej bramki przez Krzysztofa Wołczka. Gdy jednak na 4:1 podwyższył wprowadzony za Diaza Voskamp część kibiców opuściła stadion. Inni zaczęli wymyślać swoim piłkarzom. Obrazu goryczy dopełnił samobój Isailovicia.

Fanom Zagłębia warto poświęcić osobny akapit. Ale krótki. Na mecz nie przyjechali sympatycy Śląska (mają zakaz wyjazdowy, bo swoje też mają za uszami), ale to nie przeszkodziło dużej części miejscowych kibiców skandować niewybrednych, nienadających się do cytowania haseł pod adresem rywala. Gdyby byli prowokowani przez szalikowców rywali, wpisałoby się to w niechlubną tradycję naszej ligi. Ale nie byli, bo zwyczajnie po drugiej stronie była... pusta trybuna. Po ostatnim gwizdku nie oszczędzili też swoich piłkarzy. Kazali im ściągać koszulki. Dodatkowo część przyśpiewek intonowanych było przez prowadzącego doping. Za to mogą posypać się kary od PZPN-u. Szkoda. Bo stadion ładny, a piłkarzom wsparcie jest potrzebne. To znaczy - żeby było precyzyjnie - przedstawicielami wrocławskich kibiców był Klub Kibiców Niepełnosprawnych. Jak zawsze dobrze zorganizowany, głośny i kulturalny.

Po meczu trener Hapal nie bardzo wiedział co ma mówić. Stwierdził, że znanym czarodziejem nie jest, by od razu wpłynąć na grę zespołu. I jeszcze jedno - musi uczyć się polskiego, bo podziękował kibicom, że... tak dobrze się zachowali.

Nowa miotła zatem nie wysprzątała, a bałagan w Zagłębiu jak był, tak jest. Śląsk natomiast grał jak prawdziwy lider.

Zagłębie Lubin - Śląsk Wrocław 1:5
Wołczek (sam.) 79 - Diaz 2, Ćwielong 20, Celeban 65, Voskamp 85, Isailović (sam.) 90+3

Widzów: 10000

Zagłębie: Isailović - Kowalczyk, Hanek, Horwath, Nhamoinesu (ŻK) - Dąbrowski, Rachwał, Abwo (J. Gancarczyk 19), Małkowski (Galkievicius 69) - Traore, Sernas (Szczepaniak 69).

Śląsk:
Gikiewicz - Celeban, Pawelec (Wołczek 65), Pietrasiak, Fojut - Ćwielong, Sobota, Elsner (Kaźmierczak 76), Mila, Dudek - Diaz (Voskamp 71).

Orest Lenczyk:

Bardzo mi zależało, żeby osiągnąć tu dobry wynik. Dzisiaj zawodnicy pokazali, że trochę umieją grać w piłkę. Gdybym miał być kibicem i komentowałby, że lider wygrał z drużyną ze strefy spadkowej, to nie byłoby to zaskoczenia. Ale na boisku - szczególnie w I połowie - obie drużyny stwarzały sytuację. Nam się udało strzelić bramki i to ustawiło grę. Wielu zawodników pokazało się z dobrej strony. Gratuluje im. Walczyli. Teraz jest przerwa, mam nadzieję, że wyliżemy rany, bo czekają nas dwa trudne mecze. Szczególnie ciężki będzie ten z Wisłą. Pełny stadion na tym meczu będzie oznaczał, że kibice przyszli dla drużyny, a nie żeby oglądać nowy obiekt. Bardzo żałuję, że nie ma tu dziś obok mnie trenera Jana Urbana, którego cenią jako człowieka.

Pavel Hapal:

Cóż mam powiedzieć... Pierwsza bramka to brak koncentracji. Potem druga... Chociaż cały czas próbowaliśmy atakować. Dziękuję tylko kibicom, którzy zachowali się tak dobrze.
Drużyna prowadziła grę do przodu i cały czas pracowała. Potem były dwie kontuzje Abwo i Rachwała. Wtedy trudno odrobić straty przy 1:3
Drużyna nie była nerwowa tylko popełniała błędy. Nie jestem Copperfieldem, żeby od razu je wyeliminować. Musimy nad tym pracować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Śląsk miażdży w derbach, w Zagłębiu nadal bałagan (RELACJA) - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska