ZOBACZ TEŻ: Student z Wrocławia topił koty w pralce
O sprawie napisała jedna z wrocławianek na portalu społecznościowym. - Opublikowałam ogłoszenie w internecie, że oddam swoją kotkę. Zgłosiła się do mnie kobieta. Przekonała mnie, że kot trafi w dobre ręce i będzie się nim opiekować. Nie podpisywałam umowy adopcyjnej, nie byłam świadoma, że tak powinno się robić - opowiada Anna Korzeniowska. - Chciałam się upewnić, że z moją kotką wszystko jest w porządku. Warunki w mieszkaniu były inne niż deklarowała kobieta. Było tam sporo kotów, jadły makaron zamiast karmy, zamiast żwirku miały piasek, a mieszkanie było zagracone. Chciałam odebrać swoją kotkę, ale po 4 dniach już jej nie było - dodaje.
Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami we Wrocławiu potwierdza, że dochodzą do niego sygnały o zaginionych zwierzętach. Ma zeznania 6 świadków, którzy widzieli martwe i chore zwierzęta. Osobista inspekcja TOZ jednak nie wykryła nieprawidłowości.
- Para co chwilę się przeprowadza. Trafiają do nich koty z ogłoszeń internetowych. Ludzie nie podpisują z nimi umów adopcyjnych. Gdy poznają prawdę jak wygląda rzeczywistość i chcą odebrać swoje koty, to okazuje się, że ich nie ma. Pojawiają się za to inne - przyznaje Marta Strzelczyk z TOZ Wrocław.
Kobieta z mężczyzna ciągle zmieniają wymówki. Mówią, że koty uciekły drzwiami, wyskoczyły przez okno, albo są u ich matki w Gorzowie. TOZ ma tylko zeznania świadków, ale brakuje im zdjęć i nagrań, aby móc przedstawić mocny materiał dowodowy. Nie wiadomo, też co się stało z kotami, które oddano pod ich opiekę. Para wychowuje jednocześnie dziecko. Po interwencji TOZ, również MOPS zainteresował się rodziną.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?