Przez kilka godzin naiwnie myślałem, że takim światełkiem w tunelu była rezygnacja Radosława Sikorskiego ze startu w najbliższych wyborach. Dopóki nie odezwali się koledzy i koleżanka byłego marszałka Sejmu. Joanna Mucha, kiedyś minister sportu, teraz usta sztabu wyborczego Platformy, orzekła, że jej kolega został zaszczuty. I prawie ze łzami w oczach wyznała: "W sytuacji, w której trwa nagonka, nikt nie zwraca uwagi na to, co dobrego zrobiła dana osoba w resorcie czy miejscu, za które odpowiada. Do tego dochodzi troska o najbliższych - cena, jaką płaci rodzina jest czasem zbyt wysoka". A co ma powiedzieć te kilkadziesiąt milionów Polaków, którzy na słynnych taśmach usłyszeli, że mają "bardzo płytką dumę i niską samoocenę", taką "murzyńskość". A z tą rodziną też bym nie przesadzał, bo jakoś przez lata działalności byłego szefa MSZ-u krzywdy nie miała. Populistycznie? Nie, prawdziwie. Zawsze uważałem, że wybitni politycy, robiący dużo dobrego dla swego narodu, i ich najbliżsi, powinni żyć godziwie. Tylko niech będą naprawdę wybitnymi i robią więcej dobrego dla narodu, a nie dla siebie i tej "biednej" rodziny.
Ale pomijając wypowiedź Joanny Muchy i tak uważam, że dobrze się stało, że Sikorskiego nie będzie choćby przez chwilę w polityce. Bo jakoś wydaje mi się, że ta przerwa za długa nie będzie. Ale może... I jeszcze lepiej by się stało, gdyby za byłym szefem dyplomacji poszli inni skompromitowani działacze PO, jak choćby na naszym dolnośląskim podwórku, szef struktur regionalnych Platformy Jacek Protasiewicz i jego pretorianin poseł Michał Jaros. Ten pierwszy m.in. za kompromitujące zachowanie na frankfurckim lotnisku i niejasne okoliczności, w jakich wybrano go na szefa. Bo okazało się, że namawiano do głosowania na niego, obiecując pracę w spółkach Skarbu Państwa. Ten drugi właśnie za to, że prowadził ów handel głosami. Dopóki takim ludziom nie podziękujemy, dopóty możemy liczyć na kolejne afery. I to ich jedyny wkład w nasze życie... Jest o czym rozmawiać.
A jak już pozbędziemy się "aferzystów", to może czas najwyższy zająć się rowerzystami, którym teraz obiecano możliwość jazdy pod prąd na ulicach jednokierunkowych. Pewnie i tak nie do końca wiedzą, jaki uzyskali przywilej, bo nie muszą znać przepisów o ruchu drogowym. Dlaczego zawsze przed wyborami muszą dostać prezent? Bo łatwiej to zrobić niż naprawić inne prawo? A może tak przywrócić kartę rowerową dla tych, co nie mają prawa jazdy? Żeby na przykład wiedzieli, co to ruch jednokierunkowy. I że piesi i kierowcy też mają jakieś prawa, bo tak to skąd biedacy mogą wiedzieć, że nie można jeździć po plecach przechodniów i skręcać tuż przed maską auta. A może by i politykom dać taką ich "kartę rowerową"? By zauważyli, że powiedzenie Ludwika XIV "państwo to ja" straciło żywot na gilotynie. Gdy powstała pierwsza francuska republika.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?