18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czasem misja pokojowa kosztuje życie

Jacek Antczak
Tomasz Hołod
Z Jerzym Banachem, wrocławskim lekarzem, wiceprezesem Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ, rozmawia Jacek Antczak.

Jutro w Warszawie spotkają się kombatanci misji pokojowych. Trochę to dziwnie to brzmi, "żołnierze walczący o pokój".

Ale tylko oni to potrafią.

Jak to?

Każdy z nas ma w legitymacji słowa Daga Hammerskjölda, sekretarza ONZ i laureata pokojowej Nagrody Nobla, który powiedział "Prowadzenie misji pokojowych nie jest zajęciem dla żołnierzy, ale tylko żołnierze potrafią to czynić". I ten paradoks jest prawdziwy. Najpierw dochodzi do zbrojnego konfliktu, potem często do porozumienia, ale ktoś musi zadbać, by to ten konflikt nie wybuchł na nowo. Komu powierzyć taką misję? To musi być organizacja, która potrafi sprawnie działać w strukturach międzynarodowych, wykonywać rozkazy. Są dziesiątki przykładów, że organizacje cywilne sobie z tym nie radzą, a żołnierze jak najbardziej.

Takie misje kojarzą się jednak z tym, co się dzieje w Iraku i Afganistanie.

To są misje stabilizacyjne. Niestety, dopływające do nas informacje o kolejnych polskich żołnierzach, którzy zginęli, pokazują, jak niebezpieczne zajęciem jest próba doprowadzenia do pokoju w wielu gorących miejscach świata. Ale nasza organizacja skupia także uczestników misji pokojowych i humanitarnych ONZ, NATO i UE. Wśród kombatantów tych misji jest już kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Ale ludzie, którzy działają w błękitnych hełmach czy beretach, wykonują równie niebezpieczną pracę. W ubiegłym roku w najbardziej klasycznych misjach pokojowych, których uczestnicy działają bez broni, zginęło 164 żołnierzy. Jak widać, niesienie gałązki oliwnej, by inni ludzie mogli żyć w pokoju, to jest często największe żołnierskie poświęcenie.

Kiedy Dolnoślązacy zaczęli jeździć na misje pokojowe?

Już w 1954 roku niedawno zmarły wrocławski dziennikarz Stanisław Łapeta był w Korei, gdy po wojnie między Północą a Południem siły międzynarodowe musiały zadbać o przestrzeganie rozejmu miedzy tymi państwami. Zresztą, on dalej obowiązuje, bo stan wojny trwa tam do dzisiaj. Inny kolega, który też niedawno od nas odszedł - Jan Szewczyk - w 1955 roku był na misji na Dalekim Wschodzie, gdy powstawały Kambodża, Laos i Wietnam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska