Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Widmo potopu miasta

Artur Szałkowski
- Nie mamy możliwości skontrolowania tego, co dzieje się wewnątrz sztolni - mówi Michał Pacierpnik
- Nie mamy możliwości skontrolowania tego, co dzieje się wewnątrz sztolni - mówi Michał Pacierpnik Dariusz Gdesz
Część Wałbrzycha może zostać zatopiona przez wodę płynącą pogórniczą sztolnią.

W dzielnicy Stary Zdrój, położonej w centralnej części Wałbrzycha, nagle wypływa woda z podziemi. Zatopiona zostaje część najniżej położonych budynków mieszkalnych oraz drogi krajowej nr 35 i drogi wojewódzkiej nr 381. Miasto zostaje sparaliżowane.

To nie jest fragment scenariusza filmu katastroficznego. Taki przebieg wydarzeń, wbrew pozorom, jest całkiem realny. Wszystko z powodu braku kontroli nad wydrążoną pod dzielnicą sztolnią odwadniającą Fryderyk Wilhelm. Jeśli się zatka, może dojść do powodzi.
- Kontrolą prawidłowego funkcjonowania sztolni powinna się zajmować Spółka Restrukturyzacji Kopalń - twierdzi z przekonaniem Piotr Kruczkowski, prezydent Wałbrzycha. - Chce ona jednak nas obarczyć tym obowiązkiem. Wszystko z powodu braku precyzyjnych zapisów na ten temat w prawie górniczym.

Miasto nie zamierza przejmować podziemnego wyrobiska od spółki. Prezydent zwrócił się również z prośbą do parlamentarzystów z regionu, aby przeforsowali w Sejmie ustawę, która dokładnie ustali, kto powinien sprawować kontrolę nad obiektami pogórniczymi. Argumenty władz Wałbrzycha nie przekonują przedstawicieli SRK.
- Sztolnię wykonano w ten sposób, aby odprowadzała do rzeki Pełcznicy wodę wypływającą z zatapianych wałbrzyskich kopalń - wyjaśnia Wiesław Rzepecki ze Spółki Restrukturyzacji Kopalń. - Po ich całkowitym zalaniu zadaniem sztolni jest odprowadzanie do rzeki nadmiaru wód opadowych. Jest to zatem obecnie obiekt komunalny, który powinien być własnością Wałbrzycha i chronić miasto przed powodzią.

System opracowali naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, Politechniki Wrocławskiej oraz Instytutu Górnictwa Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Zaczął funkcjonować przed sześcioma laty.
Przez pierwszy rok nadzór nad nim sprawowali eksperci górniczy. Kontrolowali wówczas m.in. poziom stężeń gazów wydobywających się razem z wodą na powierzchnię. Korzystając z pomocy płetwonurka, ustalono także wówczas, że z wody wytrąca się osad, który zatyka sztolnię. Trzeba go regularnie usuwać, żeby nie doszło do zatkania wyrobiska, a w efekcie - niekontrolowanego wypływu wód na powierzchnię. Nie jest to przedsięwzięcie tanie.

Dlatego nie ma chętnych do przejęcia kontroli nad sztolnią.
- Niedawno rozmawiałem na ten temat z prezesem spółki. Dał mi do zrozumienia, że nie mają pieniędzy na takie przedsięwzięcie - mówi prezydent Kruczkowski. - Nie rozumiem więc, dlaczego to nas próbuje się obciążyć tym zadaniem.

Od pięciu lat nikt nie zaglądał do wnętrza wyrobiska. Wejście do sztolni zostało nawet zaspawane, w obawie przed intruzami. Nie wiadomo zatem, czy widmo jej zatkania to kwestia kilku czy kilkunastu lat.
- Nie mamy możliwości skontrolowania tego, co się dzieje pod ziemią - nie kryje obaw Michał Pacierpnik z biura zarządzania kryzysowego w magistracie. - Możemy jedynie kontrolować miejsce wypływu wody.

Problem może rozwiązać tylko decyzja Ministerstwa Gospodarki, w której zostanie wskazany podmiot odpowiedzialny za nadzór nad sztolnią.
- W najbliższych dniach wysyłamy w tej sprawie pismo do ministerstwa - mówi Wiesław Rzepecki. - Mam nadzieję, że odpowiedź dostaniemy jeszcze w tym roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Polacy chętniej sięgają po krajowe produkty?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska