Nazwę wymyślił Leopold Tyrmand, autor "Złego", pierwszy bikiniarz Warszawy. Termin "jamboree" zapożyczył od obozów skautów, które tak właśnie były nazywane.
Muzyka jazzowa była jednym z największych wyłomów w siermiężnych czasach PRL-u po październikowym przełomie w roku 1956. Opanowała w pierwszej kolejności kluby studenckie. Kiedy w trakcie koncertów Jazz Jamboree wspomniane kluby pękały w szwach, festiwal przeniesiono do Filharmonii Narodowej, a potem do Sali Kongresowej.
Wtedy, w latach pięćdziesiątych, jazz był synonimem wolności, powiewem zachodniej kultury. Choć w żadnej szkole muzycznej nikt o jazzie nie wspominał, to zafascynował on wielu wybitnych muzyków. Pierwsi polscy jazzmani szybko zdobyli popularność, choć jazz oficjalnie przez władzę był uważany za muzykę marginalną, w złym guście, nie zasługującą na uwagę.
Pionierami byli: Jerzy "Duduś" Matuszkiewicz i jego Melomani, Zygmunt Wikary. Niedługo później świat odkrył takich polskich muzyków jazzowych, jak Krzysztof Komeda, Zbigniew Namysłowski, Jan Ptaszyn-Wróblewski, Wojciech Karolak, Adam Makowicz i listę tę mógłbym ciągnąć w nieskończoność, aż po Michała Urbaniaka czy Leszka Możdżera.
Pamiętajmy o takich przełomach, bo dziś znów jazz stał się muzyka niszową.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?