Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Różne mamy dialekty w polskim futbolu

Wojciech Koerber
No więc ja już nie mam nic przeciw wielojęzycznej reprezentacji Polski. Przecież tego środowiska, tak czy siak, od lat nie sposób zrozumieć, każdy operuje swoim dialektem.

Prezes Lato - co tu dużo gadać, erudyta i już. Smuda - różnie u niego z polskim i właśnie za to darzę go sympatią, bo wesoło jest. Zastępca Olkowicz - choć może nie wygląda - lubi sobie łaciny poużywać. Sekretarz Kręcina - ten, jak wiadomo, chętnie w zulu-gula bajerzy, no a na zmęczeniu to już w ogóle. Mruczy sobie coś wtedy, że Grzegorz to burak jeden, a Listkiewicz to węgorz taki, raz w lewo, raz w prawo. No ale przecież strach po trzeźwemu latać, nie on jeden tak tę przypadłość znieczula, prawda?

I nieźle potrafi też kręcić rzecznik Olejkowska czy też Olewińska, z racji podejścia do zawodu. Ta pani z reguły mówi, co wie, ale rzadko wie, co mówi. Gdy wynosili Kręcinę z samolotu, tłumaczyła, że to jego prywatna sprawa, a przecież z oficjalną pielgrzymką stąpał po dolnośląskiej ziemi. Tej ziemi.

Utyskiwali też na panią rzecznik - a może niedorzecznik - koledzy z mniejszych gazet, że im drzwi stadionów zamyka. Miała pomagać w pracy, a przeszkadza. Tak nie robić, tak brzydko. I niebezpiecznie. Musi mieć rzecznik świadomość, że magia nowych obiektów długo nie działa, raz w zasadzie. Raz idziesz z ciekawości, później przyciąga sukces. O ile jest. Spójrzcie tylko - niedawny mecz na szczycie, Lech - Jagiellonia, 10 tysięcy luda na cztery razy większym stadionie.

Mecz Wisła - Odense, debiut w Lidze Europejskiej, tylko 13 tysięcy. I, jak mawiają synoptycy, ciśnienie będzie opadać. Gdy zostanie chodzenie na mecz, nie na nowy stadion. Trzeba wiedzieć, że komornik zajął właśnie 30-tysięczny obiekt w portugalskiej Leirii, postawiony z myślą o Euro 2004. Władze miasta zalegają już fiskusowi 4 mln euro.

Spokojnie jednak, gdzie tej niewielkiej mieścinie do potężnego Wrocławia, miasta spotkań i stolicy europejskiej kultury. Choć z zewnątrz przypomina nasz stadion, o rany, rolkę papieru toaletowego - kolega mi na to zwrócił uwagę, rzeczywiście, to bystrzak (ten kolega, co płaci żonie stówę za każde zwycięstwo Śląska, znów ma dobrą passę, tzn. żona ma) - to jednak wewnątrz wrażenie robi. A w jego pomieszczeniach, schowanych pod trybunami, można jednocześnie kilkadziesiąt szkoleń, konferencji i wesel organizować, z których będzie później tylko nieco mniej rozwodów. No, niestety, takie czasy. Wszelako z jednego powodu zachodzę tu w głowę.

Otóż, wspomniany stadion w Leirii powstał za, słuchajcie, 21 mln euro. Pewnie, że kilka lat temu to było. Lecz czemu stadiony w Niemczech też są tańsze od polskich? To gdzie jest tańsza siła robocza, w Niemczech? Ciekawostka. I to mnie jeszcze ciekawi, że wszędzie buduje się drogi po to, by dojechać nimi do celu. U nas natomiast drogi na stadion buduje się po to, by na czas imprez je zamykać. By uprzykrzać życie tym, co wokół stadionu mieszkają? Co weekend, dwa? Tak tylko pytam.

A kiedyś na stadionie wszystko mi smakowało. Najbardziej oranżada z woreczka i precle z koszyka od wąsacza w białym kitlu. Gorzej jeśli nie poszły w sobotę na Oporowskiej. Gdy dzień później na Olimpijskim, przy okazji speedwaya, pytałem, czy świeże, zawsze szeptał małemu na ucho przepitym głosem: "świeeeżutkie". Coś jak polityk w trakcie kampanii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska