Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wychodzi na to, że uratowanie pieniędzy związku było mi pisane

Józef Pinior
Michał Pawlik
Z Józefem Piniorem, legendarnym przywódcą podziemnej Solidarności, który dzisiaj odbierze z rąk Prezydenta RP order Polonia Restituta, rozmawia Katarzyna Kaczorowska

Jaki był sierpień 1980 roku?
Gorący.

Nie lubi Pan upałów?
Uwielbiam, ale wtedy przede wszystkim atmosfera była gorąca, a oczekiwanie nowego wręcz wisiało w powietrzu. Kiedy we Wrocławiu wybuchł strajk solidarnościowy z Wybrzeżem, ruszyła machina, którą brutalnie zatrzymano dopiero 13 grudnia 1981 roku, wprowadzając stan wojenny.

Był Pan wtedy na strajku w zajezdni MPK we Wrocławiu?
Byłem, ale nie uczestniczyłem w jej okupacji. Można powiedzieć, że byłem takim dochodzącym strajkującym.

To znaczy?
Jeszcze na studiach, na wydziale prawa Uniwersytetu Wrocławskiego, z grupą przyjaciół wydawaliśmy pismo "Zeszyty Kulturalne". Z ominięciem cenzury i poza organizacjami młodzieżowymi, którym ówczesne prawo zezwalało na wydawanie pism w nakładzie 500 egzemplarzy. Szukaliśmy, mówiąc dzisiejszym językiem, nowych grup dotarcia i dotarliśmy do młodych robotników z wrocławskich fabryk.

Chcieli czytać o kulturze?
Przypomnę, że pogardliwe słowo "robol" wymyśliła komunistyczna propaganda. Chcieli czytać. I czytali, byli niesamowicie ciekawi świata. A ja przy okazji rozmów o kulturze zacząłem im pomagać w sprawach czysto pracowniczych. Kiedy w sierpniu 1980 r. wybuchł strajk w zajezdni, umówili mnie z jego przywódcą Jerzym Piórkowskim. Pojechałem więc na Grabiszyńską.

O czym rozmawiał Pan z Jerzym Piórkowskim?
O dolarach.

Jak to?
Ludzie zaczęli przynosić do zajezdni pieniądze, między innymi dolary. Powiedziałem Piórkowskiemu, który nie wiedział co z nimi zrobić, że można je ulokować w banku na specjalnym koncie dewizowym, ale musi to zrobić organizacja zarejestrowana prawnie.

Czyli związek zawodowy.
Dokładnie tak. I tak się stało. Niezależne związki zawodowe zarejestrowano jesienią 1980 r.

A w grudniu 1981 r. wprowadzono stan wojenny. Pan uratował pieniądze związku przed konfiskatą. Za to ten order od Prezydenta RP?
Myślę, że nie tylko za to, ale żartobliwie można powiedzieć, że pieniądze związkowe były mi pisane (śmiech).

Do dzisiaj są tacy, którzy nie wierzą, że je Pan oddał.
Bo nie znają lub nie chcą znać rozliczenia, które przedstawiłem na zjeździe "S" w 1990 r. Oddałem do kasy związku 50 tys. dolarów - to, co zostało z 80 mln zł. Po wydaniu części pieniędzy na podziemie resztę arcybiskup Gulbinowicz zamienił bowiem na walutę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska