Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławska śpiewaczka błyszczy w operze

Magdalena Talik
Aleksandra Kurzak
Aleksandra Kurzak Wojtek Wilczyński
Jako dziecko marzyła o balecie, potem chciała zostać skrzypaczką, ale miała głos, który zmienił jej życie. Dziś sopranistka Aleksandra Kurzak może poszczycić się występami w nowojorskiej Metropolitan Opera i londyńskiej Covent Garden.W tym tygodniu zadebiutowała w wiedeńskiej Staatsoper.

Aleksandra Kurzak to obecnie, obok tenora Piotra Beczały, i barytona Mariusza Kwietnia, najbardziej rozpoznawalny polski głos na światowych scenach operowych. Do niedawna można ją było oglądać w hamburskiej Staatsoper, od roku pracuje jako wolny strzelec.

O swoją przyszłość Aleksandra Kurzak już dziś może być spokojna. Regularnie pojawia się na scenie Royal Opera House Covent Garden czy legendarnej Metropolitan Opera. Niedawno dyrekcja nowojorskiego teatru operowego zaproponowała jej, by zaśpiewała w "Łucji z Lamermoor" Gaetano Donizettiego podczas inauguracji sezonu 2008/2009. Miała zastąpić niedysponowaną Annę Netrebko, obecnie najwyżej notowaną śpiewaczkę na świecie.

- Niestety, nie mogłam przyjąć tej propozycji, bo termin spektaklu okazał się zbieżny z londyńską premierą "Matyldy de Shabran" Gioacchino Rossiniego, gdzie śpiewam tytułową rolę - wyjaśnia Kurzak. - Trochę żałuję, bo bardzo chciałam przygotować partię Łucji, zwłaszcza na taką okazję - dodaje.

Sztuka wyboru jest wpisana w jej życiowe decyzje od samego początku.
W dzieciństwie Ola chciała koniecznie być baletnicą.
- Rodzice przestrzegli mnie jednak, że wiąże się z tym naprawdę ciężka praca i krótka sceniczna kariera - opowiada śpiewaczka. Doskonale wiedzieli, co mówią, bo matką artystki jest Jolanta Żmurko, sopranistka Opery Wrocławskiej, a ojcem Ryszard Kurzak, waltornista w orkiestrze tego teatru.

O tym, że ma wyjątkowy głos, Aleksandra Kurzak przekonała wszystkich już jako kilkuletnie dziecko, kiedy pojechała z mamą na Festiwal Moniuszkowski w Kudowie-Zdroju. Dyrygent Stefan Rachoń był bardzo zaskoczony, kiedy usłyszał, jak mała Ola rewelacyjnie naśladuje rozśpiewującą się przed koncertem mamę. Natychmiast zaproponował, że nagra z nią płytę. Rodzice nie zgodzili się.
- Nie chcieli mnie niepotrzebnie stresować - uśmiecha się sopranistka. W ramach nagrody pocieszenia dziewczynka dostała czekoladę i czerwoną różę.

Śpiew był obecny w jej życiu zawsze. Po szkole często podglądała spektakle w Operze Wrocławskiej. - Tam się właściwie wychowałam, tam nasiąkłam muzyką - przyznaje.
Dziś, choć jest gwiazdą, wraca czasem na chwilę na rodzimą scenę, gdzie śpiewała przez jeden sezon 2000/2001. Ostatnio można ja było zobaczyć w ubiegłym roku w "Rigoletcie" Giuseppe Verdiego.

W grudniu znowu pojawi się w Operze Wrocławskiej w "Weselu Figara" Wolfganga Amadeusza Mozarta. Co prawda tylko na dwóch spektaklach, ale jej fani już nie mogą się doczekać.
Przy tak wielkich sukcesach zaskakuje fakt, że zamiast arii operowych na zajęciach szkolnych Aleksandra Kurzak ćwiczyła grę na skrzypcach i aż do matury była przekonana, że czeka ją kariera wiolinistyczna. Niektórzy do dziś wspominają, jak pięknie grała koncert Camille'a Saint-Saënsa na egzaminie dyplomowym w liceum muzycznym.

Decyzję, by zdawać na studia wokalne, podjęła w ostatniej chwili, ale od tamtej pory skoncentrowała się już tylko na kształceniu swojego głosu.
Pierwsze sukcesy przyszły szybko. Najpierw I nagroda i aż siedem dodatkowych wyróżnień na konkursie imienia Stanisława Moniuszki w 1998 roku. Nagrodę im. Jana Kiepury wręczała jej wdowa po wielkim tenorze, Martha Eggert. To był szczęśliwy znak. Dzięki stypendium przyznanemu po konkursie przez Aleksandra Gudzowatego trafiła do Akademii Muzycznej w Hamburgu.
- Tam dowiedziałam się o egzaminie do studia operowego przy hamburskiej Staatsoper i postanowiłam spróbować szczęścia - opowiada Aleksandra Kurzak.
Zdała bez większych trudności, mimo, że o sześć miejsc walczyło aż 300 osób.
- W Niemczech trochę się usamodzielniłam - wspomina. - Musiałam liczyć tylko na siebie, więc nauczyłam się wsłuchiwać w swój organizm, poznałam swoje odczucia, nawyki wokalne - mówi dzisiaj. Ale mimo to zawsze lubi, kiedy mama śpiewaczka jej posłucha. - Kiedyś zdarzały się telefony do mamy z prośbą o radę. Dzisiaj też czasem do niej dzwonię w tej sprawie - dodaje.

W 2000 roku Aleksandra Kurzak zdecydowała, by pojechać na konkurs "Operalia" do Los Angeles. W Stanach spełniło się marzenie jej życia. - Poznałam Placida Dominga - opowiada. - Uwielbiałam go tak bardzo, że jego plakat wisiał w moim pokoju na honorowym miejscu. Mam wszystkie płyty słynnego tenora - zachwyca się. Co prawda, nie znalazła się wtedy w finale konkursu, ale kiedy pięć lat później śpiewała w "Mitridatesie, królu Pontu" Mozarta w Covent Garden, Domingo przyszedł na spektakl i gratulował młodej śpiewaczce sukcesu.

- Spotkałam go wcześniej w Londynie, kiedy śpiewał w "Walkirii" i wtedy przypomniał sobie o mnie. Obiecał, że jeśli będzie mógł, zobaczy przedstawienie. Dotrzymał słowa. To wspaniałe, kiedy tak wielki człowiek i mój idol przy oklaskach stoi za kulisami z podniesionym kciukiem - opowiada przejęta.

To między innymi konkursowi Dominga i ciężkiej pracy w Hamburgu Aleksandra zawdzięcza to, że została dostrzeżona przez ludzi z branży. We wrześniu 2004 roku jej agent zadzwonił z propozycją, by Kurzak zaśpiewała w nowojorskiej Metropolitan Opera.
Miała zastąpić niedysponowaną śpiewaczkę.
- To było wielkie szczęście, bo na debiut na tej scenie czeka się nieraz latami - podkreśla.

Kiedy w grudniu 2004 roku pierwszy raz stanęła na scenie, na której przed nią śpiewali m.in. Maria Callas czy Luciano Pavarotti, jej matka Jolanta Żmurko drżała we Wrocławiu z niepokoju. Czekała na telefon po spektaklu. Obawy były jednak niepotrzebne, bo publiczność za oceanem kompletnie oszalała na punkcie Oli, a krytycy chwalili jej piękny głos i doskonałe aktorstwo.

"She stole the show" (Ukradła przedstawienie) - napisał nawet jeden z recenzentów, mimo że sopranowa partia Olimpii jest wykonywana tylko w pierwszym akcie opery "Opowieści Hoffmana" Jacques'a Offenbacha.
- Atmosfera na sali była świetna, czułam się prawie jak na stadionie olimpijskim, zwłaszcza kiedy ludzie zaczęli szaleć z radości po mojej arii - mówiła tuż po premierze.

Melomani uwielbiają Olę z Wrocławia. Jedna z fanek jej głosu z Kanady przesłała Aleksandrze w paczce... czarne futro z norek.
Jej kariera układa się coraz lepiej. Niedawno zmieniła agencję na słynną IMG Artists, która reprezentuje takie gwiazdy, jak choćby pianista Piotr Anderszewski. W wypełnionym po brzegi kalendarzu wolnego czasu jest niewiele.
Jej marzenia? Nie śpiewała jeszcze w mediolańskiej La Scali.
- Ale to kwestia czasu, bo są już na ten temat prowadzone rozmowy - zdradza.

Ola jest od nas

Aleksandra Kurzak przez wiele lat "tułała się" po całym świecie. Przez dłuższy czas mieszkała w Hamburgu, w którym miała podpisany kontrakt na występy w tamtejszej operze. Odkąd jest "wolnym strzelcem" jej miejscem na ziemi jest Wrocław, w którym się wychowała i gdzie mieszkają i pracują jej rodzice. Tu ma swój dom, z którego jeździ na występy do Wiednia, Londynu czy Nowego Jorku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska