Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strzelanina obok hrabiego Fredry, czyli igraszki z historią

Janusz Michalczyk
Polskapresse
Nawet krótki urlop spędzony w leśnej głuszy sprawia, że człowiek traci zupełnie kontakt z rzeczywistością i przestaje rozumieć współczesny świat. Mnie po powrocie z wczasów rozłożyła na łopatki wiadomość, że w ostatnią niedzielę na wrocławskim Rynku urządzono rekonstrukcję powstania z 1944 roku.

Wiadomo, że w czasie wolnym od pracy mózg człowieka się rozleniwia, więc wpadłem w panikę, bo za cholerę nie mogłem sobie przypomnieć, czyje to mianowicie bojówki zrobiły rewoltę w twierdzy Breslau podczas drugiej wojny światowej. Co gorsza, wcale nie odzyskałem spokoju, gdy uświadomiono mi, że chodzi o powstanie warszawskie, które - jak sama nazwa wskazuje - wydarzyło się w stolicy Polski.
Dotychczas sądziłem, że jest jakiś sens w tym, że współcześni rycerze podążają na pola Grunwaldu, by jeszcze raz efektownie pokonać Krzyżaków. Po serii klęsk, jakie spadały na nas od XVIII wieku, bardzo lubimy cokolwiek wygrywać - Polak dopnie swego, nawet jeśli musi w tym celu cofnąć się 600 lat.

Dodajmy, że na Dolnym Śląsku też mieliśmy już rekonstrukcje różnych bitew, i to z udziałem obcych wojsk - choćby w podlegnickich Warmątowicach, gdzie Francuzi starli się w 1813 roku z Prusakami i Rosjanami w bitwie nad Kaczawą.

Organizatorzy powstania na wrocławskim bruku udowodnili, że przywiązanie do miejsca zdarzenia ogra-nicza wyobraźnię. Skoro można sobie fajnie postrzelać i powysadzać w powietrze, to dlaczego trzymać się sztywno ograniczeń lokalizacyjnych.

Zastanawiam się tylko, co z tego wszystkiego zrozumieli niemieccy turyści oglądający niedzielne widowi-sko na Rynku. Choć z drugiej strony - żołnierze Wehrmachtu i czołgi Tygrys mogły w nich wywołać moc najróżniejszych skojarzeń. W sumie kupa śmiechu, jeśli na chwilę zapomnieć, że w 1944 roku zginęło ćwierć miliona warszawiaków.

Trudno zaprzeczyć, że wszelkie przebieranki cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem publiczności, i to nie tylko w naszym kraju. Skoro organizujemy Euro i będziemy Europejską Stolicą Kultury, to moglibyśmy niejako przy okazji zadziwić świat serią widowiskowych rekonstrukcji bitew i powstań.

Dlaczego właściwie trup Ulricha von Jungingena nie może być wleczony przez dzikich Litwinów pod naszym pręgierzem?

Sympatię Francuzów zyskamy bez wątpienia, wypuszczając na ulicę Świdnicką zastępy komunardów. Nie tylko Francuzi, ale też Brytyjczycy i Rosjanie, z uznaniem przyjmą zapewne rekonstrukcję Waterloo na Polach Marsowych. Dla Czechów można by odtworzyć na placu Solnym powstanie w Pradze, co nie będzie kłopotliwe, bo podobno spaliła się wówczas jedna kamienica. Węgrzy będą wdzięczni, gdy na murawie nowego stadionu pokażemy, jak nasz wspólny król Władysław Jagiellończyk, znany jako Warneńczyk, spadł z konia. Zaś Hiszpanie będą zachwyceni, gdy na Kozanowie przypomnimy im polską szarżę pod Somosierrą.

Do diabła, idźmy na całość - dlaczego właściwie trup wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena nie może być wleczony przez dzikich Litwinów pod naszym pręgierzem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska