Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nieustanny spór ze światem

Małgorzata Matuszewska
Fragment rękopisu wiersza "Na ścięcie drzewa", który wtedy dostałem jako swoistą zaliczkę, zachowałem na pamiątkę.
Fragment rękopisu wiersza "Na ścięcie drzewa", który wtedy dostałem jako swoistą zaliczkę, zachowałem na pamiątkę. Tomasz Hołod
Rozmowa z Janem Stolarczykiem, redaktorem tomów Tadeusza Różewicza.

Kiedy poprosiłam Pana o rozmowę o nowej książce Tadeusza Różewicza, spytał Pan "o której?". Pan Różewicz jest pracowitym poetą, choć w już szacownym wieku. Jak się Panom współpracuje? Czy nadal, jak 21 lat temu, oddaje Panu "rękopisma"?

Od wydania "Płaskorzeźby" w 1991 roku, dość regularnie ukazują się książki z nowymi utworami. Jak zawsze dostaję rękopisy, które wpisuję do komputera, a potem wprowadzam kolejne wersje, o których często rozmawiamy. Jeśli chodzi o technikę zapisu, to Pan Tadeusz jest poetą XIX w., epoki stalówki. Już Prus oddawał wydawcy maszynopis. Ale lubię patrzeć na kształtne pismo Pana Tadeusza (nauka kaligrafii dała dobry owoc), skreślenia i rysunki na marginesach. Wielokrotnie rękopisów używałem dla "ozdobienia" jego tomów, niekiedy mając na uwadze wgląd czytelnika w "wyrabianie się" formy poetyckiej.

Spotykamy się regularnie, przynajmniej raz w tygodniu, czasem jedziemy na spacer do parku lub do Śródmieścia. Kiedy już uzbieram w komputerze tyle wierszy, że świta konstelacja, zaczynam delikatnie rozmowę o nowej książce. Pan Tadeusz jej bardzo nie chce i wiele robi, aby odwlec druk, ale kiedy uzna, że wiersze już się organizują w osobną całość, dopisuje nowy utwór, wyciąga z szuflady biurka notatnik i opracowuje kolejną wersję wcześniej rozpoczętego. Teraz mogę spokojnie myśleć o formie wydania.

Na początku współpracy redakcyjnej z Tadeuszem Różewiczem dostał Pan przeciętą na pół kartkę A4 z rękopisem. Ma Pan już całość tego rękopisu, czy wciąż u Poety leży ta druga połówka? Co to był za rękopis?

Minęło ponad 21 lat od pamiętnej pierwszej wizyty na Januszowickiej. Fragment rękopisu wiersza "Na ścięcie drzewa", który wtedy dostałem jako swoistą zaliczkę, zachowałem na pamiątkę. Potem, po wydaniu tomu "zawsze fragment", nie śmiałbym nawet pytać o resztę. Dopełnieniem owej reszty były lata współpracy z poetą. Redagowałem wszystkie jego nowe książki, a na 85. urodziny ukończyłem druk "Utworów zebranych". Jeśli uznamy, że żyjąc, jesteśmy w nieustannym "terminie", to zdarzyło mi się 21 lat wyjątkowego terminowania. I choć wierszy nie piszę (czasem Pan Tadeusz pyta, czy - nie daj Boże - właśnie zacząłem), ćwiczyłem twórczy odbiór poezji, czytając wiele wersji utworów Mistrza i rozmawiając z Nim. Poezja dała mi wgląd w swój i cudzy stan wyobraźni językowej. Zawdzięczam jej więcej, niż śmiałbym powiedzieć.

Czym dzisiaj jest poezja, a może raczej pisanie Tadeusza Różewicza? Pytam nie tylko o poezję, bo przecież w tomie "Kup kota w worku (work in progress)" jest także proza. Na pierwszy rzut oka tom sprawia wrażenie, że jest w nim przede wszystkim proza...

Tak, na pierwszy rzut oka, gdzieś do 44. strony. Potem swoim duktem biegnie poezja. Ale u tego poety proza i poezja pomyka w dziwnie bliskim sobie szyku. Przecież to jest poeta, który "sprozaizował" wiersz, odpoetycznił go, uciekając przed "pięknem". Nawet swego czasu Julian Przyboś wyrażał wobec młodszego kolegi obawę o zbyt szerokie otwarcie furtki na prozę, otwarcie na łatwiznę u naśladowców. To było dawno. Wtedy od "poetów obłoków" wolał "poetów śmietników".

W tym, co porzucone przez główny nurt, niechciane, a dokuczliwie obecne w życiu i myśleniu widział trudne piękno domagające się wyrazu. Mniej więcej chodziło o przeciwstawienie konwencjonalnych form, formom żywym, otwartym szeroko na doświadczenie. Nawet na wyklejkach "Płaskorzeźby" umieściłem dwa zdjęcia autora. Na jednym siedzi przy biurku ze złotym wawrzynem, a na drugim wyrzuca torby z odpadkami do śmietnika. W latach dziewięćdziesiątych nowym i groźnym (już) wysypiskiem, na którym "tyra" Tadeusz Różewicz, są tzw. media zasypujące nas tonami bitów informacji, reklamą, miałem językowym.
Poeta nie dba o medialny wizerunek? To dziś bardzo popularne także wśród pisarzy.

Pan Tadeusz nie należy do cywilizowanych literatów, zważających na wymogi rynku i tzw. image. On jest pisarzem starej daty i nowoczesnej świadomości, który nie ulega presji żadnych konieczności zewnętrznych, nie ustawia się do czytelnika, a umie zdobyć jego przychylność. Po Żeromskim i Prusie dziedziczy piękne wzorce pisarza: myślenie społeczne (dziś obrona człowieka przed jego wytworami) i rzeczowość opisu. U żadnego innego poety (poetki) współczesnego nie znajdzie czytelnik tylu spraw i niepokojów bliskich sobie, co u Różewicza, a przy tym wyrażonych "prostym" (jakaż trudna ona i wielopłaszczyznowa), codziennym językiem.

Jego "szary" bohater widzi zrelatywizowany i byle jaki świat banału, napierających mediów, rozpadających się więzi ludzkich, globalnych bied. Różewicz w tej nijaczącej magmie odnajduje twarz człowieka. Zawsze mu na ludzkiej twarzy zależało: i tej konkretnego człowieka (bezpośredniość związku, dialog), i tej uniwersalnej (ludzka godność, kultura itd.). Słowo "twarz" znajdziemy w tytułach tomików, wierszy.

"Kup kota w worku" to książka trudna do gatunkowego zdefiniowania i do zwięzłego opisu. Myślę, że to kontynuacja nurtu satyrycznego, sarkastycznego ostatniej wersji "Uśmiechów". Tutaj twarz poety bardziej "zrzedła", język jest dosadniejszy (aż do ostrego językowo pastiszu - "przyj dziewczę przyj"), skłonność do karnawalizacji świata mediów i naszego myślenia (okupowanego przez media) większa. Bardziej liryczne kontrapunkty (np. "co słychać, mam żal do Ojca Adama") łagodzą tonację książki. Już sam tytuł książki jest orzeczeniem stanu niepewności, drwiną z perswazji reklam, a podtytuł "work in progress" wskazuje na otwartość formalną tomu i zamęt językowy (wieża babel, a raczej bubel).

Jakością dodaną są rysunki autora. W żadnej innej książce nie znajdziemy ich tylu (kolorowych). Kilka z nich (cykl sanatoryjny) stanowi coś w rodzaju komiksu.

Czy jest jakaś charakterystyczna cecha, którą zawsze Pan spotyka w twórczości Różewicza i bez której nie ma żadnego tomu?

Trudne pytanie, prawie maturalne. Może jutro odpowiem, co? Sądzę, że wiersze Tadeusza Różewicza adresowane są dla kilku odbiorców jednocześnie. Przyjmie je za swoje (pozostańmy przy poezji) zarówno człowiek bez głębszego przygotowania, jak i wyrafinowany czytelnik. Od pierwszych wersów otwierają się wielorodne pokłady znaczeń. I od pierwszych wersów wiemy, że poeta monologuje bezpośrednio z nami, mówi o wspólnych niepokojach.

Co Pana zaskoczyło w tej książce? Kiedyś mówił Pan, że każdy nowy wiersz jest niewiadomą. A dziś?

Dziś mówię to samo. Wiersz jest "wiadomy" po jego dobrym zinterpretowaniu, ale w kolejnym czytaniu wraca jego pełnia, te wszystkie cechy umysłu i rzemiosła, które uwodzą naszą potrzebę sensu i zmysłowość albo sprawiają nieobojętną obcość.
Zazwyczaj zaskakuje nas coś, czego wcześniej nie znaliśmy. Ja tę książkę kołysałem redakcyjnie od poczęcia. A jednak mogę rzec, że zaskoczył mnie, albo raczej imponuje mi, witalizm myśli skłonnej do nieustannego sporu ze światem, iskania w nim fragmentów prawdy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska