Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z polskiego na nasze: Prywatność i publiczność

Andrzej Górny
Właściciel medialnego imperium Rupert Murdoch rzekł podczas przesłuchania, że w dzisiejszych czasach prywatność jest właściwie niemożliwa do zachowania.

Wie, co mówi, bo to jego podwładni, redaktorzy wybitnego brukowca (rzekomo bez wiedzy szefa), szpiegowali, podsłuchiwali, podglądali, włamywali się do komputerów i telefonów, ko-rumpowali policję, wymiar sprawiedliwości, a zapewne i polityków. Byle wyciągnąć jak najwięcej brudów i zwiększyć nakład gazety.

Daleko nam do ich osiągnięć, ale i w Polsce widać nie pierwsze już jaskółki, zwiastujące jeśli nie całkowity upadek, to przynajmniej spore ograniczenie prywatności.

Różne firmy włażą mi w komputer i oferują przedmioty zupełnie zbędne. W internecie trudno wyszukać potrzebną informację, bo co kilka se-kund wyskakuje reklama, której nieraz trudno się pozbyć - klikanie w likwidujący krzyżyk pozostaje bez efektu. Naganiacze trafiają i na prywatne mejle, mają swoje dojścia.

Przeczytałem sporo ostrzeżeń przed oszustami wyciągającymi kasę od właścicieli komórek i wydawało mi się, że się do nich stosuję; natychmiast kasuję każdy tekst z doniesieniem, że coś wygrałem, tylko mam wysłać esemesa… Musiałem coś przegapić, bo niedawno przyszedł rachunek na sumę trzy razy wyższą niż zwykle, której nie przegadałem.

Nawet telewizji spokojnie nie można obejrzeć, bo na ekranie pojawiają się komunikaty o płatnościach, mimo iż takowe w porę uiszczam.

Czyjaś prywata mocniejsza jest od mojej prywatności i skutecznie ją tłamsi. Na razie ściga się pojedynczych maniaków nękających komputerowo lub telefonicznie wybraną ofiarę. Czy kiedyś prawo będzie też chroniło przed natrętnymi handlarzami albo choć szajkami cyberoszustów?
A tak się pochodne prywatności kiedyś miło kojarzyły. Prywaciarz był symbolem sukcesu, prywatka - miłą imprezą. Nic nie jest wieczne.

W internecie trudno dziś wyszukać potrzebną nam informację, bo co kilka sekund wyskakuje reklama, której trudno się pozbyć

Publiczność wcale nie jest w lepszym stanie. Uczestnicy niejednej debaty publicznej zachowują się jak klienci domu publicznego. Nie tylko aktorzy, ale i politycy grają pod publiczkę. Do-bro publiczne mają na ustach cyniczni gracze, których prywatnie ono w portfel kole. W mediach obojga płci (publicznych i prywatnych) pełno idiotyzmów, a za grosz rzetelności. Słyszę znanego polityka, który gada o "genezie powstania" czegoś tam, widzę, że zwykła wiatrówka groźnego zamachowca prezentowana jest jako "sztucer".

Nagłaśnia się porady ojca Rydzyka, który proponuje rewolucję różańcową, aby wyzwolić kraj z kłamstwa. Słyszałem o kółku, bractwie, a nawet o krokodylu różańcowym, ale żeby zaraz rewolucja? Poza naukową, technicz-ną i moralną, rewolucje kojarzą się z przelewem krwi; to nam akurat potrzebne?

Wcześniej te gorzkie żale wylałem przed znajomym filozofem - cynikiem. - Co się byle gównem przejmujesz - ganił. - Zresztą S.J. Lec twierdził, że i ono jest pożyteczne: zawsze to nawóz, może coś na nim wyrośnie…

Jakaś wątła ta pociecha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska