Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Seksbiznes popularny wśród studentów

Robert Migdał
Aż 20 procent polskich studentów i studentek wchodzi w różne obszary zachowań seksbiznesowych: prostytuuje się, uprawia taniec erotyczny
Aż 20 procent polskich studentów i studentek wchodzi w różne obszary zachowań seksbiznesowych: prostytuuje się, uprawia taniec erotyczny Mikołaj Nowacki
O tym, dlaczego studenci i studentki sprzedają swoje ciało, z prof. Jackiem Kurzępą, socjologiem wrocławskiej Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, autorem książki "Młodzi, piękni i niedrodzy", rozmawia Robert Migdał.

Badał Pan zachowania seksualne młodzieży: "galerianek", które sprzedawały swoje ciało za prezenty w galeriach handlowych, "świnek" - prostytuujących się małych chłopców. Teraz przebadał Pan środowisko studenckie.
To była naturalna kontynuacja badań, które od lat realizuję na Dolnym Śląsku i w całej Polsce, dotyczących zachowań seksualnych młodzieży. Po latach zadałem sobie pytanie o dalsze ich losy: czy w momencie kiedy kończą szkołę średnią, a wówczas wchodzili już w obszar seks-biznesu, kontynuują tę działalność, czy też ją zaniechają.

I wyniki Pana badań są zatrważające. Aż 20 procent polskich studentów i studentek wchodzi w różne obszary zachowań seksbiznesowych: prostytuuje się, uprawia cyberseks, seks na telefon...
...a także taniec erotyczny, prowadzi czaty erotyczne lub wykonuje usługi ocierające się o erotykę: na przykład skąpo odziani młodzieńcy lub mocno roznegliżowane panie sprzątają mieszkania, a właściciel lokalu na to patrzy.

Ooo, ciekawe. O czymś takim nie słyszałem. Te dwadzieścia procent: taka sama liczba kobiet i mężczyzn świadczy usługi w seksbiznesie?
Absolutnie nie. Dwie trzecie to kobiety, jedna trzecia - to mężczyźni.

Czemu kobiety robią to częściej?
Z dwóch powodów. Po pierwsze, rynek kształtuje podaż. W naszej rzeczywistości dużo odważniej postępują klienci. Panowie są bardziej otwarci, żeby z takiego typu oferty korzystać. A druga rzecz jest związana z ograniczonością podaży: chłopcy rzadziej sobie wyobrażają, że mieliby handlować swoim ciałem, swoją urodą.

A może chłopcy są bardziej wstydliwi, a dziewczyny bardziej otwarte na te sprawy?
Dziewczęta mają więcej atutów, żeby zaistnieć w seksbiznesie. I to atutów niekoniecznie zależnych od nich samych. Bo na przykład związanych z pożądliwością mężczyzn. Panowie są wzrokowcami, więc studentki łatwiej mogą ich uwieść, zachęcić, stymulować. Czyli oferta seksbiznesowa u dziewcząt jest szersza i łatwiejsza. Dodatkowo mężczyznę, jako wzrokowca, można zadowolić tylko samym rozbieraniem się. Nie musi się to wiązać z pójściem o krok dalej: nie zawsze to kończy się seksem. Natomiast w przypadku chłopców jest zupełnie inaczej. Kobiety mniej są wzrokowcami, a bardziej odbierają podniety przez kontakt fizyczny, cielesny - to je bardziej stymuluje. W związku z czym nie wystarczy tylko i wyłącznie ta oferta obrazkowa, ale konieczny jest bezpośredni kontakt kobiety-klientki z mężczyzną-sprzedawcą. I tutaj dla wielu mężczyzn sprzedających się pojawia się problem: muszą przekroczyć pewną granicę - nie tylko rozbierają się, ale muszą też uprawiać seks. I nie wszystkich stać na to, żeby się posunąć o ten krok dalej. Pewnie jest to związane z tym, że w naszej rzeczywistości kulturowej mężczyzna jest mniej gotowy niż kobieta na to, żeby być traktowanym przedmiotowo - faceci są przecież bardziej zdobywcami niż uległymi.

Dlaczego studenci i studentki się sprzedają?

W przypadku dziewcząt - podawały one gównie motywy ekonomiczne. W przypadku chłopców - było różnie. Jeśli chodzi o prostytucję homoseksualną, to ważna była ekonomia, ale również poszukiwanie własnej tożsamości seksualnej. Natomiast mężczyźni, którzy działają w seksbiznesie i sprzedają się paniom, twierdzili, że robią to dla samego seksu, dla przyjemności, a dodatkowo dlatego, że dodają sobie tym męskości...
Męskości?
Tak. Dla nich działalność w branży seksualnej powoduje, że postrzegani są przez środowisko i sami siebie postrzegają jako macho. Twierdzą: "Jestem atrakcyjny, bo kobiety o mnie zabiegają". Również w kręgu swoich znajomych nabierają pewnego znaczenia: jego opowieści, że był z tą czy tamtą kobietą, robił z nią to czy tamto, nie jest żadnym kompromitującym zdarzeniem. To jest powód do chluby, a nie powód do zażenowania. Finanse były sprawą drugorzędną.

Mówi Pan, że głównym motywem wśród studentek jest chęć zarobienia pieniędzy: czyli gdyby nie sprzedawały swojego ciała, to nie miałyby szansy na studia?
To jest sytuacja dość zatrważająca: jednoznacznie mówią, że gdyby tego nie robiły, to nie miałyby szansy studiować. Sprzedają się więc nie dlatego, żeby mieć lepszy standard życia, lecz żeby utrzymać się na uczelni. Nie chodzi więc o nadmierny hedonizm konsumpcyjny, tylko o przetrwanie. Wyobrażenie tego, co to znaczy studiować, co to znaczy żyć w wielkim mieście, było pozbawione realizmu. Przerosło je. Wydawało im się, że pójście na wyższą uczelnię to tylko wykłady, czytelnia w bibliotece, a tu dochodzą jeszcze opłaty za stancję, bilet miesięczny, jedzenie - a to wszystko w wielkim mieście kosztuje.

Ale, panie profesorze, bez przesady. Można też pójść do normalnej pracy.

Moi badani twierdzą, że sytuacja na rynku pracy jest bardzo zła. Możliwości dorabiania sobie owszem są, ale gratyfikacja za nie jest żałosna. Pojawia się więc pomysł, żeby zarabiać własnym ciałem.
Pomysł stary jak świat. Wpadają na niego inteligentni ludzie, którzy po studiach mają być elitą, ludźmi wykształconymi. Przerażające. Jak oni do tego podchodzą? Z obrzydzeniem? Mają jakieś wyrzuty sumienia? Czy też podchodzą do tego mechanicznie jak do zwykłej pracy, jak do zarabiania pieniędzy.
W środowisku studenckim nie stygmatyzuje się tych osób, nie wyrzuca ich poza koleżeński krąg, nie potępia. Choć wymaga się od nich, żeby nie manifestowały się z tym, że są prostytutkami. Studenci dobrze wiedzą, która z ich koleżanek jest "puszczalska" i przyjmuje w akademiku klientów. Jednak nie wyklucza się ich ze społeczności. I właśnie dlatego, że nie ma reakcji środowiska, tej kontroli społecznej ze strony kolegów i koleżanek ze studiów, to osoby działające w seksbiznesie nie czują się gorsze i jeszcze bardziej ochoczo w ten seksbiznes wchodzą. Poza tym pieniądze, które zarabiają, wystarczają na to, żeby kupić za nie akceptację środowiska.

Kupić?
No tak. Pieniędzmi zarobionymi z prostytucji można na przykład pomóc koleżance ze studiów, której jest ciężko, pożyczyć jej, albo kupić więcej jedzenia i się nim podzielić. Dzięki prostytucji dziewczyny mogą sobie kupić lepsze ubrania, kosmetyki - ich pozycja rośnie, bo są lepiej ubrane, lepiej wyglądają. Następuje sytuacja przesuwania się w hierarchii środowiska. Nie spada się w niej, a wręcz idzie do góry. A po trzecie osoby, które wchodzą w seksbiznes, są bardziej przebojowe w grupie.
Nie rozumiem.
Z szarych myszek stały się wyzwolone. Nabierają tupetu, pewności siebie. I błyszczą wśród rówieśników.

Kim są klienci i klientki studentek i studentów?
Jeżeli chodzi o kobiety, to mają szeroki wachlarz klientów. Od młodych mężczyzn, 20-paroletnich, którzy chcą uprawiać dziwny seks, bo ze swoją dziewczyną nie jest to możliwe, więc szukają wyuzdanych doznań poza domem: z własną partnerką po bożemu, a ze studentką, za pieniądze - niegrzecznie. Niekiedy młodzi chłopcy umawiają się, że zrobią sobie orgietkę, i wynajmują studentkę. Natomiast generacja 30-latków - to klienci różni: od profesorów, kończąc na robotnikach budujących drogi.

Zawsze płacą studentkom pieniędzmi?
No, nie. Może to być seks za obiad, za ubrania, opłacają stancje, czesne za studia. Za drobne prezenty, np. bilety na koncert.

Kim są klientki studentów?
Są to, po pierwsze, dojrzałe kobiety - matrony. Najczęściej bogate panie, które spotkaniami z młodym mężczyzną, studentem, zaspokajają swoje potrzeby seksualne. Druga kategoria to są kobiety 30-, 40-letnie, wyemancypowane, przebojowe, dominujące, które nie decydują się na związek małżeński, a potrzeby seksualne zaspokajają u studentów.

A z jakich kierunków studiów najczęściej rekrutują się studenci pracujący w seksbiznesie?

Kobiety - z miękkich kierunków: humanistycznych i pedagogicznych. Natomiast chłopcy - z Akademii Wychowania Fizycznego - bo są młodzi, wysportowani, świetnie wyglądają - oraz z kierunków politechnicznych, technicznych, informatycznych - a to dlatego, że ich bogatsi koledzy z roku mają różne nowinki techniczne, a ich nie stać na nie, więc sprzedają swoje ciało, żeby też mieć pieniądze na drogie gadżety. Oraz dlatego, że lepiej poruszają się w świecie wirtualnym i prowadzą np. erotyczne czaty czy uprawiają cyberseks.

Będzie pan prowadził badania za kilka lat, jakie są losy studentów działających obecnie w seksbiznesie?
Myślę, że tak. Tak samo jak teraz dotarłem do osób badanych sprzed siedmiu lat, które były wtedy w liceum, w gimnazjach, i handlowały swoim ciałem. Niektórzy kontynuowali tę drogę życia, niektórzy z niej zeszli, a niektórzy pozostają w seksbiznesie, ale już jako organizatorzy - są alfonsami, mają pod opieką osoby prostytuujące się. Bardzo niewielu udało się zachować równowagę: mają problemy psychiczne, są alkoholikami, chorują na choroby weneryczne.

W Polsce 20 proc. studentów działa w seksbiznesie. A jak ten problem wygląda w Europie Zachodniej?
Bardzo się cieszę z tego pytania, bo wreszcie mogę powiedzieć coś pozytywnego: my z naszym seksbiznesem wśród studentów jesteśmy "pikuś" w porównaniu np. z tym, co się dzieje we Francji. U nas zjawisko istnieje, troszkę się rozwija, natomiast we Francji... tam w seksbiznesie bierze udział ponad połowa badanych. Więc na szczęście Polakom jeszcze do nich daleko.

Rozmawiał Robert Migdał

Zobacz także: Seks za pieniądze w murach wrocławskiej uczelni

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Seksbiznes popularny wśród studentów - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska