Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Falstart Beenhakkera w eliminacjach MŚ 2010

Piotr Wierzbicki
Mecz obejrzało 8500 widzów
Mecz obejrzało 8500 widzów Janusz Wójtowicz
Spełniły się marzenia, niestety nie nasze, a Słoweńców. W pierwszym meczu eliminacji mistrzostw świata 2010 r. podopieczni Leo Beenhakkera zremisowali 1:1 ze Słowenią.

O takim wyniku wywiezionym z Wrocławia marzyli piłkarze i trener naszych rywali Matjaz Kek.
- Jak mawiał Kazimierz Górski, jak się meczu nie da wygrać, to trzeba chociaż zremisować. Poprzednie eliminacje zaczęliśmy jeszcze gorzej - mówił po sobotnim spotkaniu prezes PZPN Michał Listkiewicz.

Prawda jest jednak taka, że remis na własnym boisku z takim rywalem jest dla nas porażką. Z matematycznego punktu widzenia zdobyliśmy jeden punkt, ale de facto Słoweńcy urwali nam dwa. W sześciodrużynowej grupie eliminacyjnej każdy z zespołów ma do rozegrania 10 spotkań i każda wpadka kosztuje drożej niż w kwalifikacjach do Euro 2008, w których rozegraliśmy 14 meczów.

Początek sobotniego spotkania nie wskazywał, że w dalszej jego części Słoweńcy będą w stanie zagrozić polskim piłkarzom. Przez pół godziny grający pressingiem biało-czerwoni nie pozwalali rywalom wyjść z własnej połowy.

Wydawało się, że zdają egzamin eksperymenty Leo, który w wyjściowym składzie na lewej obronie wystawił grającego w Dynamie Moskwa po przeciwnej stronie defensywy Marcina Kowalczyka, a na szpicy Łukasza Piszczka, który w swoim klubie (Hertha Berlin) wystawiany jest zazwyczaj na skrzydłach, a ostatnio nawet na boku obrony. Na ławce rezerwowych zasiedli Ebi Smolarek, Robert Lewandowski i ściągnięty w trybie awaryjnym Marek Saganowski.

W przedmeczowych spekulacjach dominował pogląd, że każdy z nich pod nieobecność kontuzjowanego Pawła Brożka ma większe szanse na występ od pierwszej minuty niż Piszczek. Beenhakker, jak często podkreśla, "odrobił swoją pracę domową" i wniosek z niej wyciągnął taki, że najlepiej do tej roli nadaje się zawodnik Herthy.

Pierwszą okazję na uzyskanie prowadzenia miał Jacek Krzynówek po niecałym kwadransie gry. "Niewolnik Wolfsburga" dostał piłkę przed linią 16 metrów i silnym strzałem próbował pokonać Samira Handanovicia. Kilka minut później, po rzekomym faulu na Krzyniu, islandzki arbiter Kristinn Jakobsson podyktował rzut karny.
Selekcjoner Słoweńców z niedowierzaniem długo trzymał się za głowę, spoglądając błagalnie w kierunku siedzących za jego plecami polskich kibiców. Na próżno szukał wśród nich zrozumienia.
"Jeszcze jeden, jeszcze jeden!" rozległo się na trybunach chwilę po tym, jak kapitan biało-czerwonych Michał Żewłakow wykonał wyrok na bramkarzu gości.

1:0 i wydawało się, że wystraszeni Słoweńcy za chwilę sprezentują nam kolejne gole.
- Gdyby potem Kuba Błaszczykowski zamiast w słupek trafił w bramkę, byłoby 2:0 i nie dalibyśmy wyrwać sobie wygranej - nie mógł odżałować drugiej dogodnej sytuacji w tym meczu Mariusz Lewandowski.

Była to jednak ostatnia nasza tak dobra okazja. Od tej pory z każdą minutą coraz śmielej zaczęli poczynać sobie goście.
Popłoch wśród naszych obrońców zaczęła siać para napastników: Milivoje Novaković i Zlatko Dedić. Najpierw pierwszy z nich wyszedł sam na sam z Łukaszem Fabiańskim, ale kąt był ostry i rezerwowy bramkarz Arsenalu nie dał się minąć i zablokował jego strzał. Potem po zamieszaniu podbramkowym strzelał Dedić, ale Fabian znów świetnie interweniował.

Za trzecim razem polski bramkarz nie był w stanie nic zrobić. Novaković dostał piłkę z lewej strony pola karnego. Mimo iż natychmiast dobiegł do niego Żewłakow, zdołał podać na środek do Novakovicia, do którego spóźnił się Marcin Wasilewski, i zrobiło się 1:1.

Wydawało się, że po przerwie Leo, by wzmocnić siłę ofensywną, opierającą się głównie na rajdach grającego na prawym skrzydle Błaszczykowskiego, zdecyduje się wprowadzić na boisko drugiego napastnika.
- To najlepsze rozwiązanie - podpowiadał z trybun były kadrowicz, obecnie menedżer piłkarski, Cezary Kucharski.

Nic z tego. Zamiast napastnika pojawił się Tomasz Bandrowski, który zmienił grającego całkiem poprawnie Rafała Murawskiego. Kilka minut później z powodu kontuzji boisko opuścił Bartosz Bosacki, którego zastąpił Mariusz Jop. Dopiero kwadrans przed końcem spotkania Leo zdecydował się zdjąć ledwie drepczącego już od dłuższego czasu Rogera i wprowadzić Saganowskiego.
Broniący się mądrze Słoweńcy, poza jednym rajdem i strzałem Błaszczykowskiego, nie pozwalali naszym piłkarzom podejść pod własną bramkę.
Po spotkaniu ponad osiem tysięcy kibiców, którzy przyjechali na stadion Śląska do Wrocławia, pożegnało kadrę gwizdami. Po raz pierwszy też w stronę schodzącego do szatni Beenhakkera poleciało kilka mocnych epitetów. Po raz pierwszy w trakcie spotkania trybuny nie skandowały jego imienia, jak to było podczas wszystkich meczów eliminacyjnych Euro 2008 czy nawet spotkań towarzyskich (przynajmniej tych, rozgrywanych w Polsce).

Dawno też Beenhakker nie wyglądał na tak przybitego i zmęczonego. Podczas konferencji prasowej starał się nie pokazywać tego po sobie, ale momentami musiał mocno gryźć się w język. Raz odmówił odpowiedzi, gdy jeden z dziennikarzy poprosił go o komentarz do słów "ludzi z PZPN z loży VIP-ów", którzy zarzucili mu brak jakiejkolwiek koncepcji przy budowaniu zespołu.
Rzecznik prasowy Marta Alf, pełniąca również rolę tłumaczki, wyjaśniając sformułowanie "ludzie z PZPN", dodała od siebie, że prawdopodobnie chodzi o prezesa związku.
- No comment - brzmiała odpowiedź Leo.

Coraz głośniej mówi się jednak o tym, że jeśli - nie daj Boże - nasza reprezentacja nie zdoła pokonać w środę ekipy San Marino, może to być ostatnia podróż Holendra z polskimi piłkarzami. Taki scenariusz wydaje się jednak mało prawdopodobny, aczkolwiek w PZPN dla grupy przeciwników Beenhakkera taki wynik jak we Wrocławiu jest kolejnym argumentem, by się go pozbyć.

Jedno jest pewne: status zbawiciela, który Beenhakker zyskał w czasie dwuletniej pracy w Polsce, w sobotę stracił bezpowrotnie.

Polska - Słowenia 1:1 (1:1)

Gole:
Żewłakow 17 karny - Dedić 35 

Widzów:
8500

Sędziował: Kristinn Jakobsson (Islandia)

Polska: Fabiański - Wasilewski, Bosacki (51 Jop), Żewłakow, KowalczykI- Błaszczykowski, Murawski (46 Bandrowski), M. Lewandowski, Roger (73 SaganowskiI ), Krzynówek - Piszczek.

Trener: Leo Beenhakker.

Słowenia: Handanović - BreckoI, Suler, Cesar, Branko Ilić - Sisić, KomacI (86 Zlogar), KorenI, Kirm (71 Birsa) - DedićI (90+1 Matić), Novaković. 

Trener: Matjaz Kek.

Współpraca: HZ, RR, MM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska