Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław mnie zauroczył, chciałbym tu zamieszkać

Wojciech Koerber
Piotr Małachowski ma tylko rzucać. Daleko! Całą resztą zajmie się Piotr Rysiukiewicz
Piotr Małachowski ma tylko rzucać. Daleko! Całą resztą zajmie się Piotr Rysiukiewicz Paweł Relikowski
Małachowski marzy o lokum w naszym mieście. Mistrza trzeba przygarnąć, panie prezydencie!

Może trudno w to uwierzyć, ale fakt jest faktem - Dolny Śląsk partycypował w zdobyciu aż sześciu spośród dziesięciu polskich medali przywiezionych z Pekinu. Różnie się jednak sprawy mają,gdy chodzi o korzenie rzeczonych medalistów.

Maja Włoszczowska np. to rdzenna jeleniogórzanka. Tyle że w barwach Halls Warszawa. Agnieszka Wieszczek z kolei to rodowita wałbrzyszanka. Pech jednak chciał, że w barwach ZTA Zgierz. Co innego srebrny dyskobol Piotr Małachowski. Wielkolud z maleńkiego Bieżunia pod Warszawą, szczęśliwie jednak reprezentujący Śląsk Wrocław. I zakochany w stolicy Dolnego Śląska po uszy.

Przy niewielkiej pomocy - to głównie do Was, rajcy miejscy - mógłby być nasz od początku do końca.
- Na razie wciąż wynajmuję mieszkanie w Warszawie, wspólnie z siostrą i przyjacielem, a mama została z rentą 500 zł po zmarłym ojcu. Nie jest więc łatwo to wszystko ogarnąć. Chciałbym jednak sprowadzić się na stałe do Wrocławia, bo tym miastem jestem zauroczony. Życie płynie tu spokojniej, a ludzie w urzędach bardziej przyjaźni. Nie mówią "niech se pan poszuka", tylko zaprowadzą, pokażą, drzwi otworzą. Jeszcze nic złego mnie tu nie spotkało - zwierza się nam Małachowski. - Nie ma co ukrywać, że byłoby super, gdyby prezydent Wrocławia mi pomógł. Odwdzięczę się w każdy możliwy sposób - dodaje dyskobol.

O ile nas pamięć nie myli, właśnie Rafał Dutkiewicz maczał swego czasu palce w akcji sprowadzania do Wrocławia, i osiedlania tu znanych oraz lubianych. Historyk Norman Davies otrzymał służbowe mieszkanie, mówiło się też o Kasi Stankiewicz. Może zatem postawić teraz na wybitnego sportowca?!

Że można, pokazały już władze Gorzowa. Oto Michał Jeliński, jeden z terminatorów, członek złotej osady wioślarskiej, otrzyma tam mieszkanie o dowolnym metrażu i w dowolnie wybranym miejscu. W Szczecinie natomiast Marek Kolbowicz odbierze kluczyki do nowego opla astry. Poza tym z Małachowskim mielibyśmy we Wrocławiu bezpieczniej. Świetnie rzuca dyskiem, granatem również na światowym poziomie (jako wojskowy), a i larum na trąbce podniesie kryzysową porą. Na tym instrumencie grywał jeszcze w Bieżuniu, w orkiestrze Ochotniczej Straży Pożarnej.

Swojego strażnika ma Teksas, dlaczego nie miałby mieć Wrocław? A człowiek to jeszcze stanu wolnego, choć serce jednak w pewnym sensie zajęte. Jeszcze w Pekinie wyjaśniał, że w noc poprzedzającą finałową rywalizację śniły mu się kobiety ("fajnie było"). Wciąż się śnią?
- Tak, ale ostatnio tylko jedna. Chciałbym z nią być, ona o tym wie, jednak razem nie jesteśmy. Cóż, czynniki zewnętrzne. To Polka, bo jestem tradycjonalistą, ale nie wrocławianka, choć kobiety macie tu świetne. Tyle mogę zdradzić - wyjaśnia Małachowski. Dziewczyny więc nie ma, prawa jazdy również.
- Jakoś brakuje mi do tego żyłki. Nie no, sto metrów po prostej przejadę, ale dalej może być różnie - uściśla. Poruszanie się środkami miejskiej lokomocji ma jednak i swoje dobre strony.

- Przed igrzyskami ludzie mnie nie poznawali. Po powrocie z Pekinu słyszę już hasełka typu: "O, to ten". No więc stwierdziłem, że muszę teraz lepiej wyglądać i zacząłem się częściej golić. Choć za ładny to ja już nigdy nie będę - skromnie kreśli swój wizerunek. Teraz w fachowy sposób będzie mu w tym pomagał Piotr Rysiukiewicz, jedna z gwiazd naszej sztafety 4x400 m. Lekkoatleta z głową pełną pomysłów, dziennikarz, ostatnio także menedżer. Ma też Rychu tę zaletę, że potrafi... jeździć autem. Kilka dni temu obaj panowie jechali z Warszawy do Wrocławia. I tak się po drodze zagadali, tak się rozpędzili, że nagle musieli się zatrzymać.

- Złapali nas "na suszarkę". Sierżant, człowiek w moim stopniu, jednak nas rozpoznał, a że wykroczenie wielkie nie było, to i tłumaczenie przyjął, a mandatu nie wlepił. Po prostu, zagadaliśmy się - zaznacza Rysiukiewicz.

Płacić nie musiał też ostatnio Małachowski za pobyt we wrocławskim hotelu Polonia. Rzecz działa się już, oczywiście, po pekińskich igrzyskach.
- Zatrzymałem się tam na dwie doby. Na odchodne, przy recepcji, tylko się pani uśmiechnęła, mówiąc, że sprawy finansowe mamy uregulowane - wyjaśnia potężny (192 cm, 125 kg) zawodnik. Wierzymy, że sympatyczna pani nie musiała szukać nowego miejsca pracy. A wracając do menago Rysiukiewicza, na razie rusza z lekka, powoli, choć w planach ma zajęcie się menedżerką na szerszą skalę. Od przyszłego roku.

- Mam za sobą wiele lat kariery, współpracy z mediami, ze sponsorami, więc będzie to dla mnie fajna odskocznia. Piotrkowi pomagam bardziej po koleżeńsku, bo przecież ma teraz swój czas. Zwrócimy się do firm ze środowiska wrocławskiego z pytaniem, czy nie są zainteresowane wykorzystaniem jego wizerunku. No i chcemy też ubezpieczyć prawą rękę Piotrka. Wywalczył nią srebro, ale wydaje mi się, że to ręka na wagę złota - twierdzi obrazowo. Okaże się w Londynie, kiedy Małachowski będzie sobie liczył już 29 wiosen.
- 29-31 lat to optymalny wiek dla dyskobola - twierdzi sam zainteresowany.

By jednak stać się numerem 1, kilka rzeczy trzeba zmienić.
- Fajnie mieć własny sztab ludzi. Jak się zachoruje na grypę, móc pójść do swojego lekarza na miejscu, a nie jechać gdzieś daleko. Przydałby się też dietetyk, fizjolog, fizjoterapeuta - wylicza Małachowski, podając za wzorzec to, co dzieje się wokół Estończyka Gerda Kantera. - Po pierwsze, jego wizerunkiem i kontraktowaniem udziału w mityngach zajmuje się menedżer. Do tego dochodzą osobisty lekarz i fizjoterapeuta. Gerd nie musi się martwić o bilety, przejazdy, jedzenie i całą organizacyjną otoczkę. On ma tylko rzucać - dodaje reprezentant Śląska Wrocław.

Jak nietrudno policzyć, taki luksus przekłada się na równiutki metr różnicy. O tyle właśnie - ni mniej, ni więcej - okazał się Kanter lepszy w Pekinie od Małachowskiego.
Okazji do rewanżu jeszcze w tym sezonie będzie bez liku. Jeden z konkursów rokrocznie jest jednak głównie zabawą.

- W Estonii takie zawody organizuje Aleksander Tammert. To nieoficjalne drużynowe mistrzostwa świata. Pieniędzy za ten start nie bierzemy, bo cel jest charytatywny. Ale i zabawa później przednia. Wspólne polowanie, paralotnia i inne atrakcje - przyznaje starszy szeregowy Małachowski. Mimo olimpijskiego srebra, awansu może jednak nie być. - Musiałbym pojechać na szkółkę, a na to pozwolić sobie nie mogę. To trwa dziewięć miesięcy - twardo zaznacza.

Władny go awansować jest jednak minister obrony narodowej Bogdan Klich. Tyle że jemu akurat może to przyjść z trudem.
- To prawda. W Pekinie, po wywalczeniu medalu, nie odebrałem od ministra telefonu. Limit na karcie miałem przekroczony. Poza tym nie wiedziałem, że to telefon od ministra - zastrzega skruszony mistrz. Co na to minister?

Małachowski wie, że służba to nie przelewki i w armii obowiązują ustalone normy. To go powstrzymuje od pewnego ruchu.
- Chciałbym tatuaż. Najlepiej na przedramieniu, ale ze względu na służbę to odpada. Zrobię więc na łydce. Po sezonie - planuje. Jeden, na prawym ramieniu, już ma. A czy my będziemy go mieć (tzn. Małachowskiego, nie tatuaż) na stałe we Wrocławiu? Jeśli władze miejskie spojrzą na temat przychylnie, jest na to szansa.

- Bardzo chciałbym sprowadzić się tu z siostrą, studentką Wyższej Szkoły Edukacji w Sporcie - wyjaśnia wicemistrz olimpijski. Sprawie będziemy się bacznie przyglądać.

Piotr Małachowski

Urodził się 7 czerwca 1983 roku w Żurominie.
Wicemistrz olimpijski z Pekinu w rzucie dyskiem (67,82), srebrny medalista młodzieżowych mistrzostw Europy (Erfurt 2005). Czterokrotny mistrz kraju (2005-2008).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska