Zaczynałem łowić ryby w czasach, gdy powszechnie stosowano wędki bambusowe, a szczytem wyrafinowania były tzw. klejonki tonkinowe. Wówczas jeszcze ryba miała jakąś szansę - kilkukilowy okaz potrafił urwać żyłkę, złamać lub wyprostować hak, a czasem i połamać wędkę.
Dziś najgorszy patałach ma do dyspozycji bardzo cienkie żyłki niewiarygodnej wytrzymałości, haczyki "samozacinające", lekkie kije węglowe lub jeszcze nowsze wynalazki; praktycznie sprzęt eliminuje większość błędów łowcy i odbiera rybom szanse na uwolnienie.
Pewien wędkarz wyczynowy zdradził mi kilka tajników swego kunsztu, dla niepoznaki zwanego sportem. Wśród zanęt są już specyfiki o działaniu narkotycznym, które wprawiają ryby w euforię i powodują nieustanny apetyt. Zdarzało się, że wypuszczany do wody egzemplarz kilkakrotnie trafiał z powrotem na haczyk, bo ból i stres związane z zacięciem i wydobyciem na brzeg są u takiego rybiego narkomana bardzo ograniczone.
Inny środek dodawany do zanęty powoduje u ryby biegunkę (choć może w tym wypadku raczej - pływunkę), a skoro ma opróżniony żołądek, wciąż jest głodna i skłonna do żerowania. Jakoś mnie te sukcesy technologiczne w służbie rozrywki w zachwyt nie wprawiają.
U zarania ludzkości, a i jeszcze znacznie później rybołówstwo i polowanie stanowiły o przeżyciu jednostki, rodziny albo plemienia. Teraz to przeważnie rozrywka, a nawet sport, choć pierwiastek atawistyczny jest wyraźny, mimo iż pomijany i maskowany. Cała nasza cywilizacja i kultura może i nieco złagodziły obyczaje pierwotnej ludzkiej hordy, ale natura nie tylko wilka ciągnie do lasu.
W wodzie drapieżny szczupak wyszukuje ofiary słabe, chore, młodociane, bo to najłatwiejsze, po co mu się fatygować męczącymi pościgami. W ludzkiej ławicy można zauważyć podobne tendencje. Słabszy przegrywa. W placówkach szumnie zwanych opiekuńczymi co i rusz dochodzi do maltretowania niedołężnych starców i bezradnych maluchów. Złodzieje bez sumienia ograbiają seniorów metodą "na wnuczka". Ci przeważnie mają sensowny powód - pieniądze. Ale do jakiego gatunku zaliczyć osobnika, który usiłował zarżnąć przypadkowego przechodnia, bo się założył, że zabije kogokolwiek? I jak tu wierzyć w naukę, jeśli dwoje psychologów wszczyna brutalną walkę o syna, za nic mając dobro dziecka?
Czy to o wiele mniejsi zwyrodnialcy niż tamten zabójca? Pierwotne instynkty gołym okiem widoczne też w polityce. Wszystkie te porykiwania, prężenie muskułów, poszturchiwanie przeciwników przypominają obyczaje godowe ssaków kopytnych albo znakowanie zdobytego terenu przez dominujące samce drapieżnych.
Proponuję, aby w parlamencie laskę marszałkowską zastąpić maczugą. Symbol będzie czytelniejszy i bardziej zbliżony do rzeczywistości.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?