Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomnik Profesorów Lwowskich: Dla tych, co tam zostali

Marcin Torz
Odsłonięcie pomnika ku czci Pomordowanych Profesorów Lwowskich przyciągnęło tłumy. Obok siebie stali Ukraińcy i Polacy. To wydarzenie jest dowodem na to, że między naszymi narodami panują poprawne stosunki
Odsłonięcie pomnika ku czci Pomordowanych Profesorów Lwowskich przyciągnęło tłumy. Obok siebie stali Ukraińcy i Polacy. To wydarzenie jest dowodem na to, że między naszymi narodami panują poprawne stosunki Bartosz Sadowski
Cecylia Bartel, córka zamordowanego przez nazistów premiera II Rzeczypospolitej Kazimierza Bartla, nie kryła łez. W niedzielę na Wzgórzach Wuleckich towarzyszyło jej 3000 lwowiaków - Marcin Torz pisze o odsłonięciu pomnik profesorów.

Mieszkałam na Ukrainie do 1946 roku. Tam spędziłam najszczęśliwsze lata mojego życia. Ale tam też przeżyłam największe piekło. I nie ma takich pieniędzy, które bym wzięła za powrót na tamte ziemie. Boję się Ukraińców, nie pojechałabym tam nawet na wycieczkę - powiedziała pani Maria, którą spotkałem na przystanku tramwajowym. Stałem z plecakiem przy nodze. Starsza kobieta chwilę wcześniej zapytała mnie, skąd wracam. - Ze Lwowa. Byłem tam na odsłonięciu pomnika zamordowanych w 1941 roku profesorów - odpowiedziałem. Zobaczyłem, jak tężeje jej twarz, a po chwili po tej twarzy zaczęły płynąć łzy. Pani Maria wyrzuciła z siebie gorzkie słowa. I więcej nic powiedzieć już nie chciała. Z płaczem odeszła.

Takich osób, którzy na Ukrainie z rąk Ukraińskiej Powstańczej Armii stracili bliskich, jest na Dolnym Śląsku więcej. Te rany nigdy nie zostaną zagojone, trudno się więc dziwić, że niechęć, strach będą wiecznie żywe. Podobnie myślą też Ukraińcy o żołnierzach Armii Krajowej czy Narodowych Sił Zbrojnych. Polscy żołnierze też dopuszczali się zbrodni

Inne metody, inne sposoby

W niedzielę we Lwowie odsłonięto pomnik ku czci Pomordowanych Profesorów Lwowskich - naukowców postanowili upamiętnić prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz i mer Lwowa Andrij Sadowy. Na Wzgórza Wuleckie, miejsce kaźni elity intelektualnej miasta, przyszło kilka tysięcy lwowiaków.

- Ten dzień jest dla mnie szczególnie ważny. Jestem bardzo wzruszona - mówiła łamiącym się głosem Cecylia Bartel, córka Kazimierza Bartla, pięciokrotnego premiera II Rzeczypospolitej. - Kiedy Niemcy zabierali ojca, miałam 17 lat. Doskonale pamiętam ten koszmar.

Ten koszmar przeżył też Jan Longchamps de Bérier, najmłodszy syn zamordowanego prorektora Uniwersytetu Jana Kazimierza, który z masakry ocalał z matką Aliną.

- Miałem 13 lat i pewnie dlatego Niemcy mnie nie zabili - mówił Longchamps de Bérier. - Moich trzech braci hitlerowcy zabrali i zastrzelili wraz z ojcem. Ten najmłodszy miał zaledwie 18 lat. Może gdyby był o rok młodszy, to by go zostawili?

30 maja 1940 roku gubernator Hans Frank powiedział w Krakowie na zebraniu oficerów SS:

"Nieprzyjemne kłopoty mieliśmy z profesorami krakowskimi. Gdybyśmy ich sprawę załatwili tutaj na miejscu, nie byłoby tego. Dlatego, moi panowie, proszę was stanowczo, nie wysyłajcie nikogo więcej do obozów koncentracyjnych w Rzeszy, lecz sprawę załatwiajcie tutaj na miejscu.(…) My mamy tutaj zupełnie inne metody, inne sposoby postępowania i te muszą być nadal praktykowane".
Tak człowiek stojący na czele Generalnej Gubernii odniósł się do Sonderaktion Krakau, w wyniku której przedwojenna elita Krakowa po masowych aresztowaniach w 1939 roku trafiła między innymi do obozu koncentracyjnego w Mauthausen i zapowiedział dramatyczne wydarzenia z lipca 1941 roku, jakie rozegrały się we Lwowie.

22 czerwca 1941 roku nazistowskie Niemcy zaatakowały Związek Radziecki. Lwów zajęto 30 czerwca. 2 lipca aresztowano Kazimierza Bartla, ojca nastoletniej Cecylii. Gestapowcy wpadli do jego gabinetu na Politechnice Lwowskiej. W nocy z 3 na 4 lipca łomot w drzwi wyrywał ze snu kolejnych ludzi, których jedyną winą było to, że byli wybitnymi Polakami. W zaplanowanej masakrze zginęli między innymi Tadeusz Boy-Żeleński, wybitny tłumacz literatury francuskiej, publicysta, prof. Władysław Dobrzaniecki, ordynator Oddziału Chirurgii Państwowego Szpitala Powszechnego, obrońca Lwowa w 1918, i cała rodzina Ruffów: Stanisław, ordynator chirurgii szpitala żydowskiego, jego żona Anna i syn Adam.

Wydarzenie i symbol

3 lipca 2011 roku, 70 lat po tamtych dramatycznych wyda-rzeniach, na Wzgórzach Wu-leckich stało wielu Polaków, którzy po drugiej wojnie światowej ze Lwowa nie wyjechali. Obok nich było też wielu Ukraińców.

- To ważne wydarzenie. Pokazuje, że nasze narody potrafią wspólnie działać, że patrzymy razem w przyszłość, a nie oglądamy się za siebie - powiedziała nam Oksana Dobrowolska, mieszkanka Lwowa, która na uroczystość przyszła z dziećmi. - Żeby zobaczyły i zapamiętały, bo to symbol, że znów możemy żyć w zgodzie. Dzieci powinny wiedzieć to od najmłodszych lat.

Kseniya Chervinko, młoda ukraińska prawniczka, nie miała wątpliwości

- Jesteśmy braćmi. Liczy się teraźniejszość i przyszłość, którą wspólnie budujemy. Ale o przeszłości zapominać nie wolno - mówiła, starannie dobierając słowa.

Przed odsłonięciem pomnika wrocławska delegacja nie kryła jednak obaw - spodziewano się manifestacji nacjonalistycznej partii Swoboda, która zdobyła większość we lwowskiej miejskiej radzie. Obawiano się też, że na Wzgórzach Wuleckich pojawią się transparenty przypominające o tragicznych wydarzeniach na Wołyniu. Tymczasem nic takiego się nie stało. Co więcej, lider lwowskiej Swobody Oleh Pankiewicz w swoim przemówieniu odsłonięcie pomnika ku czci profesorów chwalił, choć wypomniał, że w 2009 roku zdemontowany został w Bieszczadach nielegalnie postawiony pomnik UPA. Znamienne, że po jego wystąpieniu brawa były najsłabsze. Ale z drugiej strony: gwizdnęła tylko jedna osoba.
Jest lepiej?

Witalij, emerytowany urzędnik, który przyszedł na niedzielną uroczystość, głosował w wyborach do rady miejskiej na Swobodę. - Dla mnie Polacy nie są wrogami. Jesteśmy sąsiadami, a nasze relacje są coraz lepsze. Ten pomnik to tego dowód - przekonywał, podkreślając, że przyszedł na Wzgórza Wuleckie, by pokazać, że między Polakami a Ukraińcami nie ma już nienawiści. - A podczas Euro 2012 pokażemy Europie, że Polska i Ukraina są jak rodzeństwo - dodał.

Stojąca niedaleko Witalija Aniela, też lwowianka, ale Polka, kiwając głową, tłumaczyła: - Teraz jest o wiele lepiej niż 10 lat temu. W Ukraińcach jest mniej niechęci, może wcale już jej nie ma?

A widząc pytający wzrok, szybko dodała: - Co roku organizowaliśmy uroczystości pod krzyżem z nazwiskami pomordowanych naukowców. Chcieliśmy pokazać, że Lwów i lwowiacy pamiętają o tych ludziach i o ich kaźni. Wzgórza to miejsce spacerów i kiedyś, kiedy modliliśmy się tutaj, Ukraińcy przechodzący obok patrzyli na nas niechętnie, z wrogością. A ostatnio już nie. To dobrze, żyjemy przecież razem, w jednym mieście.

Do rozmowy z panią Anielą włącza się grupka starszych Polaków. - Dwa lata temu ktoś pomazał tablicę przy krzyżu. Nabazgrali "Śmierć lachom" i swastyki - mówi jakiś starszy pan.

- No tak, ale napis i swastyki zostały zmyte i dopilnowały tego władze - dodaje jego sąsiad.

Pamięć jest najważniejsza

Krzyż z tablicą stoi na Wzgórzach Wuleckich od lat 90. ubiegłego wieku. W 1956 władze Radzieckiej Republiki Ukrainy planowały tu budowę pomnika. Pomysłu zaniechano. Ale dwa lata wcześniej, w 1954 roku, z inicjatywy prof. dermatologii Henryka Mierzeckiego, powstał Międzyuczelniany Komitet Uczczenia Pamięci Lwowskich Pracowników Nauki - miał on zebrać fundusze na budowę pomnika we Wrocławiu.

Pomnik stanął 10 lat później - odsłonił go 3 października 1964 roku były rektor Uniwersytetu Lwowskiego, prof. Stanisław Kulczyński. Ówczesne władze zdecydowały, że napis na monumencie informował, iż wystawiono go ku czci wszystkich polskich naukowców zabitych i zmarłych w czasie okupacji hitlerowskiej, zamiast imiennie ku czci pomordowanych profesorów lwowskich. Prof. Kulczyński zachował się jednak odważnie - 3 października mówił jednak wyłącznie o ofiarach mordu we Lwowie.

Odsłonięty w niedzielę pomnik też nie ma tablicy z nazwiskami pomordowanych. Pierwsze pogłoski sugerowały, że nie zgodziła się rada miejska Lwowa. Ale zastrzeżenia do tekstu ustalonego przez prezydenta Wrocławia i mera Lwowa ma Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa - nie zawierał informacji, że ofiary nazistów to polscy profesorowie.

Wsp. Katarzyna Kaczorowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska