Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie

Wojciech Koerber
Janusz Wójtowicz
Podobno w sobotni wieczór w Hamburgu spotkali się dwaj królowie nokautu, a wyszło coś w rodzaju tajskiego masażu, nie mylić z tajskim boksem.

Z jednej strony młodszy dr Kliczko, co to ukończył Uniwersytet Kijowski. Inaczej niż gość szukający pracy, którego pytają na rozmowie kwalifikacyjnej: "skończył Pan studia?" A odpowiedź pada następująca: "Tak, tak, oczywiście, po pierwszym roku". No więc Kliczko istotnie ten uniwerek skończył, a później pół setki rywali przez nokaut. No, bez mała pół setki, bo przecież numerem pięćdziesiątym miał być Haye.

Widzieliście, kto pomagał doprowadzić go do ringu w jednym kawałku? Niejaki James Thompson, swego czasu głośne nazwisko w MMA. Ten sam, który zamęczył ostatnio Pudziana podczas trójmiejskiej gali KSW. Otóż na czas walki został Thompson ochroniarzem Brytyjczyka, zresztą taką profesję wykonywał przez sporą część swego życia, głównie na dyskotekowych bramkach w Manchesterze. A ci bramkarze to łatwego życia nie mają, całe życie w przeciągach. Ooo, właśnie się mnie przypomniał żarcik z czasów, gdy Boruc i Żurawski grali dla Celticu. Co powinni nasi gracze otworzyć w Glasgow? Dyskotekę. Bramkarza i kelnera mają przecież na starcie.

Wracając wszelako do Hamburga. Pewnie, że spotkali się na stadionie dwaj wielcy pięściarze. Pewnie, że był to boks na najwyższym poziomie, tym bardziej gdy spojrzymy na wysokość Władka (blisko dwa metry). Po pyskówce jednak, którą nas karmiono, miała prawo oczekiwać ludożerka więcej. Red. Kostyra znów mógł powiedzieć, że obaj byli ostrożni, jak bankier udzielający kredytu hipotecznego w czasach kryzysu. Nie mógł za to stwierdzić, że nokaut wydaje się w tej walce nieunikniony jak zmarszczki po sześćdziesiątce. Tak jak nie mógł przed walką ostrzec, że raz do roku to i odkurzacz może znokautować. Bo obaj w ten właśnie sposób zwykli zwyciężać.

Boks to szermierka na pięści, wyłącznie walką w stójce, kunsztem, też można się delektować. Zbyt dużo jednak ostatnio siły w gębie i zbyt dużo kunktatorstwa między linami. Może zatem trzeba wrócić do tego, co było kiedyś - walczymy do czasu, aż któryś padnie lub nie wyjdzie do kolejnej rundy. Niekoniecznie 8., czy 11., lecz np. 18.

A 10 września mały Adamek kontra 40-letni Witalij. Jak może Góral wygrać? Chyba tylko na punkty. Jak w dowcipie o trzech pięściarzach, którzy wrócili z długiego zgrupowania i spotykają się przy obiedzie. Ten z wagi średniej spogląda na ciężkiego. Mówi, że ma problem. Wracając z obozu, nakrył żonę z kochankiem.

- Sypnąłem mu, on padł, karetka, koniec - mówi. Ten z ciężkiej, okazuje się, miał to samo. Jeden cios, facet runął na ziemię, dramat. Wreszcie odzywa się ten malutki, z muszej: - Myślałem, że tylko ja taki problem mam. Też nakryłem żonę - przyznaje. - I co, i co? - dopytują ciężki ze średnim. - No, na punkty chyba wygrałem.

My tu gadu-gadu, a w kuluarach karta walk wrześniowej gali powstaje. Podczas Pikniku Olimpijskiego ubolewał Wojtek Bartnik, że go Mariusz Cendrowski w mediach obsmarował. Mówił, że Bartnik już 17 razy kończył karierę, i że to oleśniczanin, więc we Wrocławiu bić się nie powinien. Brzydko tak o starszym koledze, zdaje się, że to koniec przyjaźni. A zdaje się też, że Cendrowski, polityczny poplecznik Rafała Dutkiewicza, sam może sobie występ na Pilczycach wywalczyć. Hmm, ciekawe jak wiele do powiedzenia będzie miał prezydencki obóz przy układaniu wrześniowej karty bokserskich dań.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska